Niespodzianka w Melbourne! Sainz przerywa passę Verstappena [PODSUMOWANIE]

Opłaciło się! Kibice, którzy mimo wyjątkowo wczesnej pory wstali dziś, by obejrzeć GP Australii dostali w prezencie wyścig pełen niespodzianek. Carlos Sainz zaledwie 16 dni po tym, jak przeszedł zapalenie wyrostka robaczkowego, wygrywa rywalizację na Albert Park. Łupem Ferrari po raz pierwszy od 2022 roku pada też dublet na podium. Od nieszczęść nie uchronili się dziś z kolei kierowcy tacy jak sam Max Verstappen, Lewis Hamilton czy George Russell.

Start do wyścigu wyglądał niezwykle grzecznie. Max Verstappen spokojnie zachował pozycję lidera, a reszta stawki w nadzwyczajnie poukładany sposób włączyła się do ścigania. Doświadczeni ubiegłym sezonem i dwoma wyścigami obecnego, kibice gotowi byli już na ustabilizowanie się sytuacji i powolny odjazd Holendra daleko poza zasięg kolegów po fachu.

Pierwszy szok przyszedł z 3. okrążeniem, na którym prowadzący bolid Red Bulla najpierw stracił mnóstwo czasu w porównaniu do podążającego za nim Ferrari Carlosa Sainza, a później dał się mu bardzo prosto wyprzedzić. Tutaj było już widać, że coś niedobrego dzieje się samochodem Verstappena. Z prawego tylnego hamulca zacząć wydobywać się dym. Holender z każdym pokonanym kilometrem znacząco zwalniał. Hamulec stanął w końcu w płomieniach, co zmusiło kierowcę do zjazdu do alei serwisowej, gdzie jeszcze na jej dojeździe doszło do widocznej eksplozji. Verstappen zameldował się u mechaników, wysiadł z dogaszanego bolidu i na 5. kółku zakończył swój udział w GP Australii. Nie udało mu się tym samym wyrównać swojego własnego rekordu 10 wygranych wyścigów z rzędu.

Po wypadnięciu z rywalizacji głównego kandydata do wygranej oczy wszystkich zainteresowanych skierowane zostały na prowadzącą w tym momencie czwórkę – Carlosa Sainza, Lando Norrisa, Charlesa Leclerca i Oscara Piastriego. W tym gronie znajdować miał się przyszły zwycięzca, a cała czwórka prezentowała dość wyrównane tempo.

Na otwarcie wizyt w boxach Valtteri Bottas ponownie staje się ofiarą kapryśnych nakrętek w bolidzie Saubera. Jedna z nich w późniejszej części wyścigu uciekła z rąk mechaników i na nieszczęście zespołu zawędrowała aż na samo fast lane, co przełożyło się na karę w wysokości 5 000 dolarów dla ekipy.

Powracając jednak do czołówki, już na 10. okrążeniu mieszanki zmienili Leclerc i Piastri. Sygnalizowało to rozdzielenie strategii w obu zespołach. Lando Norris zjeżdża do boxu dopiero 5 kółek później, razem z Sergio Perezem, a Sainz jedno okrążenie po tej dwójce. Już na tym etapie wydawało się, że Hiszpan kontroluje dość spokojnie bieg zdarzeń w wyścigu i nie ma zamiaru oddawać fotela lidera.

Krótko potem po raz pierwszy (ale nie ostatni) cierpią kibice Mercedesa. Lewis Hamilton zgłosił na radiu zespołowym awarię silnika. Brytyjczykowi udało zjechać się z toru w dobrym miejscu. Wywołany mógł być zatem jedynie wirtualny samochód bezpieczeństwa. Na 18. okrążeniu wracamy do ścigania.

Kiedy czołowa czwórka zachowywała bezpieczne różnice w granicach 2 sekundy pomiędzy sobą, Sergio Perez, choć dość nieporadny w tym wyścigu, wspinał się po kolejnych szczeblach tabeli. Po wyprzedzeniu Russella oraz Alonso zatrzymał się na piątej pozycji i tamże pozostał już przez resztę wyścigu.

Zbliżając się do połowy dystansu, kierowcy zaczęli narzekać na ziarnienie opon. Leclerc coraz bardziej odstawał od Sainza, co dawało Hiszpanowi kilka dziesiątych sekundy przewagi na jednym okrążeniu. Podobnie zachowywało się ogumienie w parze Piastri-Norris. Po pierwszej rundzie zjazdów do alei serwisowej Oscar wyprzedził Norrisa i to on podążał za Leclerciem. Niestety tak jak i u Monakijczyka tempo zaczęło spadać, co dało Lando okazję do zbliżenia się do kolegi z zespołu. McLareny zamieniają się pozycjami na 29. okrążeniu. Norris dostaje zadanie nakładania presji na Leclerca z przodu.

Zarówno ekipa Ferrari, jak i McLarena były gotowe na przyjęcie Leclerca i Norrisa, kiedy Brytyjczyk był już w zasięgu DRS. Na radiu usłyszał klasyczne „Box! Box!”. Widząc zjeżdżające Ferrari, zespół skorygował jednak moment zjazdu Lando na dwa okrążenia później, a na 40. kółku zmieścili jeszcze pit stop Oscara Piastriego. Koniec końców cała czołowa czwórka zachowała kolejność sprzed drugiej rundy zjazdów.

Aż do samego końca wyścigu Leclerc i Norris wymieniać się będą najszybszymi okrążeniami. Różnica pomiędzy nimi jednak pozostawała bardzo długo taka sama (w okolicach 4 sekund). Sainz komfortowo zmierzał po zwycięstwo, a Piastri mimo wszystko nie umiał wykrzesać z siebie na tyle konkurencyjnego tempa, by dojechać Norrisa i prosić o szansę na ściganie Ferrari.

Na 55. okrążeniu w obliczu dość stabilnej sytuacji w czołówce, obiektywy kamer zwrócone zostały na walkę o szóstą pozycję, gdzie George Russell polował na Fernando Alonso. Dokonania dzieła był już bardzo blisko. Niestety na ostatnim okrążeniu wypada z toru, uderza w barierę obok zakrętu numer 6, a impet wypycha go z powrotem na środek. Bolid wypadek ten zakończył w dziwny sposób na lewym boku. Na całe szczęście Lance Stroll (P8), jak i reszta kierowców w porę zostaje poinformowana o wirtualnym samochodzie bezpieczeństwa. Nikomu nie stało się absolutnie nic.

Sam incydent długo owiany był niepewnością. Russell już po wyścigu incydent zrzucił na karb dziwnego zachowania Alonso na dojeździe do zakrętu, co sprowokować miało go do ucieczki na pobocze. Obu panów do siebie zaprosili oczywiście sędziowie, a kilka godzin później dotarła do nas ostateczna decyzja w tej sprawie. Stewardowie przyznali Fernando Alonso karę przejazdu przez pit lane, co przeliczone zostało na 20 sekund kary dodane do końcowego wyniku Hiszpana. Zachowanie kierowcy Astona Martina określili oni jako „potencjalnie niebezpieczną jazdę”, a karę przyznali, powołując się na art. 33.4 Regulaminu sportowego. Całe uzasadnienie przeczytać można poniżej.

Kara wywołała spore zamieszanie wśród dziennikarzy i kibiców, a zaskoczony nią był przede wszystkim sam zainteresowany – Fernando Alonso. Tak kwitował to w późniejszym poście na platformie X (dawny Twiiter).

Niech galimatias wokół wydarzeń z ostatniego okrążenia nie przyćmi jednak reszty wyścigu. Wielkie brawa należą się przede wszystkim Carlosowi Sainzowi – zwycięzcy GP Australii. To jedyny kierowca, który od końcówki 2022 roku był w stanie wyrwać zwycięstwo z rąk Red Bulla nie raz, a już dwa razy. Wszystko to stało się tylko niewiele ponad dwa tygodnie po tym jak przeszedł operację usunięcia wyrostka robaczkowego, a na dyskomfort narzekał jeszcze podczas tego weekendu. Czapki z głów!

Na drugim miejscu do mety dojechał Charles Leclerc szczęśliwy, choć widocznie gorszy w ten weekend od zespołowego partnera. Podium zamyka McLarena z Lando Norrisem za sterem. Dzięki tak wielu złożeniom losu punkty udało się zdobyć dziś między innymi Yukiemu Tsunodzie (P7), który był dość wyraźnie lepszy od Daniela Ricciardo na przestrzeni wszystkich sesji. Cieszył się też cały garaż Haasa po podwójnych punktach Nico Hulkenberga i Kevina Magnussena. Odważne decyzje nie opłaciły się za to Williamsowi. Alex Albon zakończył rywalizację w Melbourne poza punktami.

Wyniki wyścigu

  1. Carlos Sainz (Ferrari)
  2. Charles Leclerc (Ferrari) +2,366
  3. Lando Norris (McLaren Mercedes) +5,904
  4. Oscar Piastri (McLaren Mercedes) +35,770
  5. Sergio Perez (Red Bull Racing Honda RBPT) +56,309
  6. Lance Stroll (Aston Martin Aramco Mercedes) +1:33,222
  7. Yuki Tsunoda (RB Honda RBPT) + 1:35,601
  8. Fernando Alonso (Aston Martin Aramco Mercedes) + 1:40,992
  9. Nico Hulkenberg (Haas Ferrari) +1:44,553
  10. Kevin Magnussen (Haas Ferrari) + 1 okrążenie
  11. Alexander Albon (Williams Mercedes) + 1 okrążenie
  12. Daniel Ricciardo (RB Honda RBPT) + 1 okrążenie
  13. Pierre Gasly (Alpine Renault) + 1 okrążenie
  14. Valtteri Bottas (Kick Sauber Ferrari) + 1 okrążenie
  15. Zhou Guanyu (Kick Sauber Ferrari) + 1 okrążenie
  16. Esteban Ocon (Alpine Renault) + 1 okrążenie

DNF George Russell (Mercedes)
DNF Lewis Hamilton (Mercedes)
DNF Max Verstappen (Red Bull Racing Honda RBPT)