Parę dni temu zaserwowałem garść tegorocznych wspomnień z żużlowego parku maszyn. Mam nadzieję, że fajnie się przy tym bawiliście, a przy okazji nabraliście ochoty na więcej. Sezon był długi, a kolejnym przechadzkom nie było końca. To zrodziło pozostałe opowieści, którymi zamierzam się podzielić. Po raz drugi zapraszam za dziennikarskie kulisy sportu żużlowego.
Totalna frustracja
Zanim odbyłem sympatyczną pogawędkę z „Zengim”, o której opowiadałem Wam ostatnio, zamieniłem kilka słów z Kacprem Gomólskim. W tym czasie podszedł do nas Michael Jepsen Jensen. Zawodnicy Falubazu zbili piątki, a mnie Duńczyk poklepał po ramieniu i rzucił ciepłym słówkiem na powitanie. Potem dorwałem go stojącego nieopodal bandy, wypatrującego co dzieje się na torze. Pogadaliśmy o jego transferze z Torunia do Zielonej Góry. Zapytałem jak mu się podoba w Falubazie i w czym tkwi sekret jego świetnej formy. Dziennikarska „typówka”. Najlepsza gadka rozpoczęła się po wyłączeniu dyktafonu. Rozmowa zeszła na odbywające się dzień wcześniej Grand Prix Danii w Horsens. Michael jechał tam z dziką kartą i wysokimi oczekiwaniami. W rzeczywistości wypadł dość przeciętnie, bo zajął 14 miejsce. „Liglad” uchodzi za spokojnego człowieka, który rzadko emanuje przesadnymi emocjami. Tym razem nie wytrzymał. Szczerze i konkretnie wypowiedział się na temat tamtejszego toru, który nie nadawał się do przyjemnej dla oka jazdy. W jego głosie dało się wyczuć frustracje, a na twarzy rysował się potężny ładunek emocjonalny, którego nigdy wcześniej nie widziałem. Na CASA Arenie faktycznie nie działo się zbyt wiele, więc pretensje wydają się uzasadnione. Nie o taki speedway chodzi zawodnikom i komentatorom. Wystarczy zapytać pierwszego napotkanego żużlowca, a z pewnością powie, że nakręca go efektowne ściganie i robienie show dla publiczności.
Beniaminek na medal
Strasznie żałuję spadku Grupy Azoty Unii Tarnów do Nice 1.LŻ i to nie tylko dlatego, że przez większą część sezonu „Jaskółki” dumnie stawiały czoła niepochlebnym opiniom na swój temat. Z tarnowianami doskonale współpracowało mi się od strony dziennikarskiej. Jakiś czas temu potrzebowałem rozmowy z Pawłem Baranem. Przez pół dnia nie mogłem się do niego dodzwonić, aż w końcu trener zadzwonił do mnie. To nie zdarza się zbyt często. Okazało się, że był na zawodach i zapomniał telefonu. Kolejną rozmowę odbyliśmy na Motoarenie. Dawno nie spotkałem tak sympatycznego człowieka. Aż trudno było mi uwierzyć w głosy sugerujące, że nie zawsze reaguje w podobny sposób. Biorąc pod uwagę zmasowaną krytykę, wymierzaną w jego kierunku, nie dziwię się, że emocje czasami brały górę. Moim celem nie było pogłębianie linczu, a jedynie zdobycie ciekawych wypowiedzi, które zobrazują realia tarnowskiego żużla. Baran nie włączył mnie z góry w grupę dziennikarskich krytykantów. Wyłożył czystą kartę i pozwolił zapisać ją po swojemu. Za to ogromny szacunek.
Skoro o Grupie Azoty Unii Tarnów mowa, rozbrajającą szczerością urzekł mnie Kenneth Bjerre. Zapytałem go o przyczynę słabszej formy na wyjazdach. Rozłożył ręce i powiedział, że nie ma pojęcia, ale musi to naprawić. Udało mu się od razu na Motoarenie, bo pojechał kapitalny mecz. Dokładniej zrelacjonowałem to na Instagramie. Z Kubą Jamrogiem dało się pogadać nie tylko o sporcie, ale też o życiu. Podobnie z tryskającym niezwykłą energią Arturem Mroczką. Szczere i otwarte z nich chłopaki, które twardo stąpają po ziemi i nie postrzegają siebie jako nie wiadomo kogo. Najzabawniej było jednak z Nickim Pedersenem. Duńczyk przyjechał do Torunia dzień po zwycięstwie Grand Prix Skandynawii w Malilli. Rozsiadł się w swoim boksie i zajadał jakąś kanapkę. Wokół gromadziło się coraz więcej ludzi. Wszyscy podziwiali pałaszującego „Dzika”. Jak widać, legenda przyciąga tłumy. Zaryzykowałem i podjechałem bliżej. Nagle Duńczyk zerwał się na równe nogi i poprosił o wycofanie się z jego boksu. Z fanami i dziennikarzami rozmawiał na zewnątrz, ale do środka nie pozwolił wejść. Może jego maszyny są pokryte złotem?
Ewakuacja
Przypadkiem nie pomyślcie, że zawsze jest tak pięknie, a kolejni rozmówcy sypią się jak manna z nieba. Niektórzy odmawiają i starają się ewakuować. Trzeba to uszanować, a jednocześnie nie zniechęcać się na przyszłość. Przez cały sezon próbowałem umówić się na wywiad z Pawłem Przedpełskim, ale nie mogliśmy zgrać terminu. Kilkukrotnie jeździłem też za Artiomem Łagutą. Na przedsezonowym sparingu odkładał naszą rozmowę na później. Najpierw mówił, że po próbie toru, a potem, że po zawodach. Nie udało się. Kolejne podejście zaliczyłem przed meczem ligowym, ale tym razem kategorycznie odmówił i tyle go widziałem. Zdarzają się jednak tacy, którzy potrafią dotrzymać słowa. Dla przykładu, Jarosław Hampel odmówił rozmowy przed zawodami, ale zapewnił, że będzie dostępny po turnieju. Tak się stało i rzeczywiście zgodził się na kilka pytań. Niezły był też Matej Zagar. Gdy tylko zbliżyłem się do jego boksu, usłyszałem stanowcze: „Żadnych wywiadów!”. Nawet nie zdążyłem się odezwać, ale co miałem zrobić? Może trzeba zasłużyć na rozmowę do mikrofonu. To kolejne wyzwanie dziennikarskie.
Co z tego wynika
Ciekawe historie można mnożyć, ale zawsze znajdą się perełki, których wartość jest niepodważalna. Gdy myślę o wydarzeniach z ostatnich miesięcy, to uśmiech sam ciśnie się na usta. Wiecie co w tym wszystkim jest najlepsze? Żadnej z tych opowieści nie da się wyreżyserować. One piszą się same, a przy okazji stanowią źródło doskonałych i niepowtarzalnych wspomnień. W przyszłości pewnie staną się fajnymi anegdotami. Trudno przewidywać na co trafi się danego dnia, za to potem ma się sporo zakulisowych materiałów. Przez cały sezon odbyłem wiele interesujących pogawędek i w pewnym momencie przestałem je już nawet liczyć. Wymagało to wysiłku i zaangażowania, ale warto było. W ten sposób poznawałem środowisko, wyrabiałem swoją opinię i testowałem samego siebie. Znaczy to co najmniej tyle, że próbowałem działać, szukałem tematów i dziennikarskich inspiracji.
To co przedstawiłem, jest tylko niewielką częścią wszystkiego, co usłyszałem, nagrałem i zapamiętałem. Na moim komputerze zalega pełno materiałów, ale nic się nie zmarnuje. Przed jednym z ostatnich meczów rundy zasadniczej, podszedł do nas sympatyczny ochroniarz i zapytał: Tyle rozmów przeprowadzacie, gdzie można Was namierzyć? Śpieszę z odpowiedzią. Zaglądajcie na mojego bloga 4KÓŁKA, wbijajcie na stronę internetową Radia Gol, słuchajcie magazynu #PoBandzie i naszych żużlowych relacji. Na pewno traficie na nie jeden smaczek i ciekawe opinie prosto z podwórka czarnego sportu. Jak to się u nas mówi, byle do wiosny drodzy kibice!
Karol Śliwiński