Jednym z zespołów, którego losy w Formule 1 wydają się najciekawsze jest Haas. Wokół amerykańskiej stajni narasta wiele znaków zapytania związanych zarówno ze strukturą właścicielską ekipy, jak i osiągami drużyny na torze.
Haas wzbudzał emocje wśród kibiców już kiedy pojawił się w sporcie w 2016 roku. Świetny występ w debiutanckim wyścigu i zdobycie aż 29 punktów w pierwszym sezonie spowodowały wiele szumu wokół amerykańskiej stajni. W kolejnych latach Haas błyskawicznie się rozwijał i stawał coraz poważniejszym graczem w Formule 1. Wszystko wskazywało na to że historia Haasa w królowej sportów motorowych będzie pięknym sukcesem, jakich mało.
Po zajęciu piątego miejsca w 2018 wszystko jednak się w Haasie posypało. Zespół przeżył nieudany mariaż z Rich Energy, kierowcy zaczęli zwalniać a bolid na sezon 2019 nie spełniał oczekiwań. Amerykański sen o sukcesach w Formule 1 zdaje się oddalać. Od jakiegoś czasu mówi się również o tym, jakoby Gene Haas miał dość wydawania pieniędzy na ekipę i chciał ją sprzedać. Przed 2021 Haas dokonał jednak wielu znaczących zmian. Zmian, które w mojej opinii są dla tego zespołu ostatnią deską ratunku.
Przede wszystkim – Mick Schumacher i Nikita Mazepin. Haas po zakontraktowaniu Kevina Magnussena i Romaina Grosjeana przed sezonem 2017 „zabetonował” się z takim duetem i pozostał z nim aż do końca 2020. Trudno się dziwić – członkowie ekipy wielokrotnie mówili o tym, że w są w zespole dla siebie jak rodzina. Czas tej dwójki zawodników w Formule 1 jednak już minął i odświeżenie powinno bardzo dobrze podziałać na stajnię i dodać wszystkim w Haasie motywacji. Oczywiście zatrudnienie dwóch debiutantów to ryzyko, ale zespół tego potrzebował. Nie tylko ze względu na powiew nowości, lecz również aspekt finansowy. Schumacher i Mazepin to niewątpliwie nie tylko „kury znoszące złote jajka”, ale i kierowcy z niemałym potencjałem.
Skoro już mówimy o aspekcie finansowym, to warto rozwinąć ten wątek. W przypadku Haasa pieniądze od początku były mniejszym lub większym problemem. Dość przypomnieć historię z Rich Energy i Williamem Storeyem, huczną premierę bolidu i czarno-złote malowanie. W 2021 kolory auta znów są podyktowane przez sponsora, tym razem jednak wzbudza to o wiele więcej kontrowersji. Maszyna amerykańskiego teamu cała jest pokryta czerwonym, białym oraz niebieskim kolorem ułożonymi w rosyjską flagę. W tym roku Haas jest sponsorowany właściwie przez dwie firmy – Ural Kali oraz niemieckie 1&1. Patrząc na auto możemy jednak przypuszczać, że ekipa otrzymała od Dmitria Mazepina i jego przedsiębiorstwa na tyle dużo funduszy, że spokojnie poradzi sobie w nadchodzącym sezonie. Mimo tego nad przyszłością Haasa nadal stoi potężny znak zapytania.
Finansowanie zespołu F1 w czasach pandemii nie jest łatwe i chyba nikt nie chciałby pompować w stajnię prywatnych pieniędzy. Robi to Gene Haas, ale nie ma nic dziwnego w tym że życzyłby sobie, aby jego portfel mniej cierpiał na całym przedsięwzięciu. Patrząc na niezadowalające (co najmniej) wyniki ekipy, amerykański inwestor może chcieć znaleźć kupców na operację wyścigową Haasa. A tych z pewnością nie brakuje – daleko patrzeć nie trzeba, bo Mazepin od lat ma chrapkę na jedną z drużyn występujących w Formule 1.
Gene Haas z pewnością przemyślałby sprzedaż kilka razy więcej, gdyby w osiągach bolidu i zespołu było widać poprawę – a wydaje się że jest na to szansa. Jak się okazuje, amerykańska ekipa korzysta na wprowadzeniu limitów budżetowych bardziej, niż ludzie w FIA przewidywali. Dobre relacje między Haasem a Ferrari nie są niczym nowym, jako że ekipa ze Stanów od początku startów w F1 korzysta z silników włoskiego producenta. W ostatnich miesiącach coraz więcej części przepływa z Maranello do Banbury – wszystko, co można kupić od innego zespołu, Haas otrzymuje od Ferrari. To jednak nie koniec, gdyż bolid amerykańskiego zespołu jest właściwie tworzony przez ludzi z europejskiego giganta motoryzacyjnego. Przy limitowanych wydatkach Ferrari nie może sobie pozwolić na utrzymanie aż tylu pracowników, co wcześniej. Nie chcąc jednak wyrzucać ich na bruk, szefostwo zespołu załatwiło im pracę w Haasie. Tak więc razem z częściami do zespołu ze Stanów Zjednoczonych napływają także inżynierowie z Maranello, z całą swoją wiedzą i doświadczeniem.
To bez wątpienia jest dla Haasa wielka okazja. Ferrari w końcu od lat było na topie i budowało jedne z najszybszych bolidów, a ludzie którzy tego dokonywali, będą teraz pracować dla amerykańskiego teamu. W związku z tym Haas może stać się teraz dla Włochów tym, czym AlphaTauri jest dla Red Bulla. Może to zadziałać nawet lepiej, gdyż nie dość że bolid będzie zbudowany na bazie zeszłorocznego Ferrari, to jeszcze tworzony przez utalentowanych ludzi z wielkim doświadczeniem. Może warto jednak poczekać z pozbyciem się zespołu?
Testy nie były dla Haasa bardzo udane, ale warto nadal wstrzymać się z jakimkolwiek przewidywaniem formy tej ekipy. Nie będzie niespodzianką, jeśli Mazepin i Schumacher wyjadą na tor i będą walczyć jak równy z równym z AlphaTauri. Przyszłość Haasa nadal jest bardzo niepewne i wiele może zależeć od nadchodzącego roku, ale ta stajnia jest jedną z ciekawszych w stawce i jej szans nie wolno przekreślać.
Autor: Adam Wojtowicz