Może i nie ma medalu dla Adrianny Sułek, może pozostał niedosyt, ale to nie znaczy, że nie należy się cieszyć z wyniku i progresu, jakie osiągnęła w tak krótkim czasie, a to nie wszystko, co miał dla nas poniedziałek na lekkoatletycznych mistrzostwach świata w Eugene.
Po 4 poniedziałkowych konkurencjach Adrianna Sułek znajdowała się na czwartym miejscu ze startą 9 punktów do Amerykanki Anny Hall. Na prowadzeniu mieliśmy za to dwukrotną mistrzynię olimpijską – Nafissatou Thiam oraz Anouk Vetter – fantastyczną Holenderkę, która popisała się dalekim pchnięciami kulą. W skoku w dal Ada Sułek musiała zaczekać aż do 3. próby, by w końcu skoczyć 6,43 m i tym samym wyrównać swój rekord życiowy. Ten występ pozwolił wysunąć się jej przed Amerykankę o maleńkie 4 punkty w klasyfikacji generalnej. Nie spodziewaliśmy się, że Amerykanka przejdzie samą siebie podczas konkursu rzutu oszczepem, który jest jedną ze słabszych stron Polki. Sułek była bardzo blisko swojego rekordu życiowego i zakończyła rzut oszczepem z wynikiem 41,63 m. Anna Hall posłała go aż o 4 metry dalej, bo na 45,75 m. To dało Amerykance zaliczkę 75 punktów przed ostatnią konkurencją – 800 m. Wiedzieliśmy, że o brązowy medal będzie arcytrudno, ponieważ Hall biega zwykle dużo szybciej od Sułek i ma znacznie lepszy rekord życiowy. Pobicie rekord Polski było jednak nadal w zasięgu. Tak jak się spodziewaliśmy, to właśnie Hall bardzo mocno otworzyła ten bieg. Sułek trzymała się delikatnie za nią i nie spuszczała Amerykanki z oczu. Na drugim okrążeniu Hall zaczęła spuszczać z tonu, a Sułek powoli przyspieszać. Na ostatniej prostej ścigały się łeb w łeb, co potwierdziło niestety wygraną Amerykanki nad Polką, ale nasze oczy ucieszył nie tylko świeży rekord Ady Sułek na dystansie 800 m – 2.07.18, ale co za tym idzie pobity po ponad 30 latach rekord Polski na stadionie, należący do tej pory do Małgorzaty Nowak. Sułek zakończyła rywalizację na czwartym miejscu z wynikiem 6672 punktów.
Oczywiście nie samym siedmiobojem żyliśmy podczas czwartego dnia mistrzostwach świata w Eugene. Od samego rana mogliśmy oglądać także rywalizację pań w maratonie, wśród których tryumfowała Etiopka Gotytom Gebreslase, bijąc również rekord zawodów (2 godziny 18 minut 11 sekund). Po niej na metę zawitały kolejno reprezentantka Kenii – Judith Jeptum Korir oraz reprezentantka Izraela Lonah Chemtai Salpeter. Na starcie nie zobaczyliśmy żadnych Polek.
Wielką klasą pokazał się multimedalistka mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich w skoku wzwyż – Mutas Essa Barshim. Katarczyk bronił w tym roku tytułu wywalczonego na swojej ojczystej ziemi 3 lata temu. Zagrozić miał mu Koreańczyk Woo Sanghyeok, który w tym sezonie wyśrubował naprawdę wyśmienitą formę. Pojedynek pomiędzy panami oglądało się nieziemsko. Aż do wysokości 2,30 m szli łeb w łeb, skacząc wszystko w pierwszych możliwych próbach. Na 2,33 m zaczęły się schody dla Woo, kiedy to Barshim, lekko niczym piórko pokonywał poprzeczkę. Koreańczykowi udało się przejść tę wysokość w trzeciej próbie. 2,35 zaliczył już w drugiej, ale to nadal było za mało by powstrzymać bezbłędnego tego dnia Barshima. Katarczykowi udało się jeszcze pokonać 2,37 m oraz podjąć jedną próbę na 2,42, po której zrezygnował. Podium dopełnił reprezentant Ukrainy – Andriy Protsenko z wynikiem 2,33 m.
Na zakończenie dnia otrzymaliśmy niesamowity prezent w postaci biegu finałowego na 1500 m, w którym udział brała reprezentantka Polski – Sofia Ennaoui. Od samego startu szalone tempo narzuciła pierwsza czwórka w składzie Faith Kipyegon, Gudaf Tsegay, Hirut Meshesha oraz Laura Muir. Powoli oddzielały się one od reszty stawki. Meshesha nie wytrzymała tak morderczych warunków i odpadła od grupy po 800 m. Na ostatnich kilkuset Kipyegon rzuciła wyzwanie Tsegay, jeszcze bardziej przyspieszając, czego Etiopka już nie wytrzymała i w taki sposób oddała złoto w ręce Kenijki. Brąz obroniła Brytyjka Muir, która naprawdę długo dzielnie trzymała się dwóch pierwszych rywalek. W czasie kiedy toczyła się walka o najwyższy laur do przodu przesunęła się Ennaoui. Popisowy finisz i dobrze rozprowadzona energia pozwoliły jej przekroczyć linię mety na piątym miejscu, co jest ogromnym sukcesem, szczególnie cofając się do jej zmagań z własnym zdrowiem.
Polska na ten moment zostaje ze swoimi 3 medalami zdobytymi przez Katarzynę Zdziebło, Pawła Fajdka oraz Wojciecha Nowickiego. Nie żałujemy jednak tego wyniku, bo już teraz mieliśmy okazję zobaczyć multum świetnych finałów z udziałem naszych reprezentantów, którym brakowało naprawdę niewiele do podium. Dzięki sportowcom takim jak Adrianna Sułek czy Sofia Ennaoui widać, że nie samymi medalami człowiek żyje i cieszyć należy się także z czystych emocji, jakie generują mistrzostwa świata.
Marta Szajkowska