Giro d’Italia 2022: Wielkie ściganie na Marmoladzie – Covi triumfatorem etapu, Hindley nowym liderem

Włoch Alessandro Covi wygrał 20. etap Giro d’Italia, który został rozegrany w sobotę. Skuteczny atak na pozycję lidera wyścigu przeprowadził Jai Hindley.

Niewykluczone, że w sobotni poranek fanom kolarstwa towarzyszył lekki smutek – nadszedł bowiem czas na ostatni górski etap podczas tegorocznego wyścigu dookoła Włoch. 168-kilometrowy odcinek pomiędzy Belluno a szczytem Marmolada od czasu opublikowania trasy zawodów był zapowiadany jako królewski. Trzy bardzo wymagające podjazdy dawały nadzieję na zaciętą walkę o zwycięstwo oraz na rywalizację liderów o Maglia Rosa – tak też było.

W ucieczce dnia znalazło się aż piętnastu kolarzy, dla których była to ostatnia okazja na etapowy triumf. Na około 10 kilometrów przed szczytem Passo Pordoi, będącego przysłowiowym „dachem” całego wyścigu, ataku z grupy harcowników spróbował Alessandro Covi. Ku zdziwieniu wszystkich oglądających, za Włochem nie ruszył żaden z rywali. Spowodowało to, że kolarz ekipy UAE Team Emirates powiększał swoją przewagę, która na zjeździe wynosiła już półtorej minuty. Coviemu nie pozostało więc nic innego, jak odważna jazda z górki w celu zwiększenia dystansu nad pościgiem przed ostatnim podjazdem.

Gdy Alessandro rozpoczynał wspinaczkę pod słynną Marmoladę, goniący mieli do niego 2 minuty i 20 sekund straty. Oznaczało to, że tylko całkowite opadnięcie z sił może powstrzymać reprezentanta gospodarzy przed wielkim triumfem. Dogonić Włocha próbowali jego rodak Giulio Ciccone oraz Domen Novak, lecz wspomniana dwójka przeprowadziła swoje akcje za późno i to kolarz urodzony w Borgomanero odniósł zwycięstwo na królewskim etapie 105. edycji Giro d’Italia.

Zdecydowanie ważniejsze rzeczy w kontekście całego wyścigu działy się za plecami Włocha. Liderzy cały etap przejechali spokojnie, bez żadnych ataków. Gdy kolarze zaczynali finałowy podjazd, na czele małej grupki pozostał Pavel Sivakov, za którego plecami jechał lider wyścigu. Najprawdopodobniejszym scenariuszem wydawał się atak Carapaza w celu zamknięcia spekulacji na temat triumfatora zaraz po skończonej pracy swojego kolegi z ekipy. Ekwadorczyk miał zaledwie trzy sekundy przewagi w klasyfikacji nad Hindleyem, ale to kolarz Ineos-Grenadiers wydawał się być w lepszej dyspozycji – Australijczyk wyglądał na bardzo zmęczonego na macie poprzedniego etapu.

Tymczasem gdy Sivakov zakończył swoją zmianę, dość nieoczekiwanie zaatakował Hindley. Na tym nie koniec niespodzianek – za wiceliderem wyścigu nie zdołał ruszyć Carapaz, który przechodził przez kryzys. Reprezentant Australii mknął niczym  Frecciarossa odstawiając swojego największego rywala na kolejne sekundy. Na szczyt Marmolady Hindley dojechał prawie półtorej minuty przed Carapazem, co praktycznie rozstrzyga kwestie zwycięstwa w generalce. O sobotniej słabości Ekwadorczyka najlepiej świadczy fakt, że wyprzedził go nawet Mikel Landa, który początkowo odpadł z grupy faworytów.

Sobotni etap okazał się niezwykle ważny w kontekście klasyfikacji generalnej. Lecz czy był on rozstrzygający? – o tym dowiemy się w niedzielę. Kolarze podczas ostatniego etapu tegorocznego Giro zmierzą się z 17-kilometrową jazdą na czas w Weronie. Sytuacja wydaję się być wymarzona dla zawodnika BORA-hansgrohe – Hindley ma minutę i 25 sekund przewagi nad drugim Carapazem. Trzeci Mikael Landa traci obecnie do lidera minutę i 51 sekund. Pojechanie na tak krótkim dystansie po płaskiej trasie o prawie półtorej minuty lepiej od rywala to zadanie arcytrudne, a wręcz prawie niemożliwe. Nie odbierajmy jednak definitywnie nadziei Carapazowi – kolarstwo w końcu widziało nie takie rzeczy. Jednakże gdyby zwycięzcy tego wyścigu z 2019 roku udało się wyrwać różową koszulkę z rąk swojego oponenta, z pewnością ten fakt zaliczony byłby do ścisłej czołówki największych kolarskich cudów świata. Wszystko wskazuje na to, że Hindley zrewanżuje się włoskiej ziemi za 2020 rok, gdy zwycięstwo w Giro przegrał właśnie na ostatnim etapie.

Jarosław Truchan

czytaj dalej...

udostępnij na:

REKLAMA

najnowsze