Rozpoczął się drugi tydzień rywalizacji w Giro d’Italia 2022. We wtorek kolarze mieli do pokonania 194-kilometrową trasę z Pescary do Jesi, która prowadziła po lekko pagórkowatych terenach środkowych Włoch. Zwycięzcą dziesiątego etapu został Biniam Ghirmay – Erytrejczyk okazał się najlepszy na finiszu z wyszczuplonego peletonu.
Przed uczestnikami 105. edycji legendarnego wyścigu nie stało wyjątkowo trudne zadanie – pierwsza część wtorkowego etapu prowadziła po zupełnie płaskim ternie. Wzniesienia w postaci trzech górskich premii czwartej kategorii (z czego ostatnie znajdowało się na 8 kilometrów przed metą) pojawiały się dopiero po przejechaniu połowy trasy – odjazdowi nie dawano więc większych szans na powodzenie. Ucieczkę dnia stworzyło trzech kolarzy: Alessandro De Marchi, Lawrence Naesen oraz Mattia Bais, którzy zyskiwali kolejne minuty przewagi nad peletonem w nadziei, że uda im się wymknąć spod kontroli głównej grupie.
Na trasie etapu nie działo się zbyt wiele, a ewentualne emocje niestety nie były związane ze sportową walką. Na 80 kilometrów przed metą kraksę zaliczył jeden z faworytów wyścigu Richard Carapaz. 35 kilometrów później z powodu defektu za peletonem został z kolei Mathieu van der Poel. Na szczęście zarówno Ekwadorczyk, jak i Holender zdążyli wrócić do grupy przed najważniejszą częścią rywalizacji. Na 25 kilometrów przed końcem w odjeździe doszło do podziału i z przodu pozostał tylko De Marchi – osamotniony Włoch został jednak dogoniony przez peleton już 4 kilometry później.
Niemalże przez całą trudniejszą część etapu w głównej grupie mocne tempo nadawały dwie ekipy: Alpecin-Fenix oraz Intermarché–Wanty–Gobert, które jako cel miały przeprowadzenie selekcji i zgubienie sprinterów. Trzeba przyznać, że swoje zadanie wykonały perfekcyjnie – gdy kolarze wjeżdżali na ostatnie kilometry, z przodu nie pozostał żaden z zawodników specjalizujących się w finiszach z grupy (z tyłu pozostali min. Arnaud Demare, Mark Cavendish oraz Caleb Ewan). Kwestia triumfu rozstrzygnęła się więc pomiędzy Mathieu van der Poelem a Biniamem Ghirmayem – podobnie jak podczas pierwszego etapu.
Tym razem lepszy okazał się Erytrejczyk, który popisał się długim, fenomenalnym sprintem. Kolarz Intermarché–Wanty–Gobert zapisał się tym samym w historii jako pierwszy zwycięzca etapu na Giro d’Italia ze swojego kraju oraz pierwszy czarnoskóry zwycięzcą etapowym z Afryki. We wtorek napisała się piękna historia, z której radość nie potrwała jednak zbyt długo – gdy Ghirmay świętował swoje zwycięstwo, korek od szampana trafił w jego lewe oko. Triumfator dziesiątego etapu został natychmiast przetransportowany do szpitala. Informacja o tym, czy będzie kontynuował swój udział w wyścigu zapadnie w środę rano.
Po wtorkowej rywalizacji na pozycji lidera pozostał Juan Pedro Lopez.
W środę kolarze zmierzą się z jednym z najłatwiejszych etapów tegorocznego Giro, którym będzie płaski, ponad 200-kilometrowy odcinek łączący Santarcangelo di Romagna i Reggio Emilia. Tego dnia okazję do zwycięstwa będą mieli sprinterzy – tym razem nic nie powinno stanąć im na przeszkodzie.
Jarosław Truchan