Bicie głową w mur dało efekty – Sevilla pokonuje Valencię

Sevilla w spotkaniu otwierającym 15. kolejkę La Ligi pokonała Valencię 1:0. Gola dającego gościom trzy punkty strzelił Suso.

Od początku tego spotkania do ataku rzucili się goście. W czwartej minucie po lekkim zamieszaniu futbolówkę przed polem karnym otrzymał Joan Jordan. Piłka po jego strzale poszybowała jednak nad poprzeczką. Sześć minut później z prawej strony pola karnego przymierzył Suso, lecz jego próba zatrzymała się na bocznej siatce. Sytuacji osaczonych atakami Nietoperzy zdecydowanie nie pomogła utrata Gabriela Paulisty. Filar obrony ekipy z Estadio Mestalla z powodu urazu musiał opuścić boisko już w 17. minucie. W Valencii z pewnością mają nadzieję, że uraz uda z początku sezonu nie uległ odnowieniu.

Sevilla nie przestawała napierać i ciągle generowała nowe okazje do otworzenia wyniku. Najlepszą miał w 30. minucie Luuk de Jong, lecz piłkę dostarczoną z prawego skrzydła uderzył niezbyt czysto.

Paradoksalnie najbardziej klarowną sytuację na zdobycie bramki mieli gospodarze. Po składnej akcji naprzeciw Bono stanął Denis Czeryszew. Rosjanin strzelił jednak prosto w golkipera Sevilli. Do przerwy utrzymał się bezbramkowy remis, choć drużyna z Andaluzji przeważała w pierwszych 45 minutach.

Valencia wyszła na drugą połówkę o wiele aktywniejsza w pressingu oraz atakach. Gospodarze upatrywali swojej okazji w kontrach. W 52. minucie kolejną próbę strzału podjął Czeryszew, lecz Bono po raz kolejny nie dał się zaskoczyć pomimo rykoszetu. 

Trener Julen Lopetegui zauważył, że jego drużyna przestała kontrolować to spotkanie i postanowił wprowadzić pierwsze roszady w składzie – na boisku w miejsce de Jonga pojawił się Youssef En-Nesyri. Nietoperze jednak w pierwszych minutach drugiej połowy prezentowały się lepiej. Kolejny błąd przeciwników w środkowej strefie boiska pozwolił gospodarzom na szybką kontrę, którą z 15 metrów sfinalizował Guedes. Moc uderzenia nie poszła jednak w parze z celnością i Bono bez większych trudności wyłapał ten strzał. Szansę po chwili miała również Sevilla, lecz Ocampos zamiast uderzać na bramkę Jaume Domenecha próbował oddać piłkę El-Nesyriemu, co zakończyło się przejęciem piłki przez obrońców Valencii. 

W 74. minucie okazję po dośrodkowaniu Lucasa Ocamposa miał Jules Kounde. Główka Francuza była jednak dość niecelna. 120 sekund później po raz kolejny piłka mogła znaleźć się w siatce gospodarzy, lecz Domenech popisał się bardzo dobrą reakcją przy uderzeniu głową Nesyriego. Sevilla znów dominowała, generowała sobie klarowne okazje i miała naprawdę sporo przestrzeni pod polem karnym rywala, lecz raziła ona nieskutecznością. Nie pomagały również błędy, które popełniała w środku pola i często kończyły się one szybkim budowaniem ataku ze strony Valencii.

W końcu jednak udało się przekuć wszystkie te okazje na gola. Las Palanganas zrobili to w stylu, w jaki przez całe spotkanie starała się ich ukąsić Valencia – z kontry. Jedna prostopadła piłka od Joana Jordana otworzyła drogę do bramki Suso. Hiszpan po przebiegnięciu kilkudziesięciu metrów zszedł na lewą nogę i uderzył w kierunku bramki Domenecha, który próbował ratować sytuację, lecz nie zdołał zatrzymać potężnego strzału skrzydłowego gości. 

Dobrą okazję na podwyższenie rezultatu mieli jeszcze En-Nesyri oraz Munir, lecz obaj zmarnowali swoje okazje. Bardziej widowiskowo zrobił to jednak wychowanek FC Barcelony, którego strzał wślizgiem z najbliższej odległości poszybował w trybuny. 

Mimo chwili słabości na początku drugiej połówki, Sevilla w pełni zasłużyła na wywiezienie z Estadio Mestalla pełnej puli. Ich ataki były bardziej przekonujące, popełniali mniej błędów w obronie, a koniec końców zdołali zamienić przewagę na gola, choć podopieczni Julena Lopeteguiego przez prawie całe spotkanie bili wręcz głową w mur. Valencia mogła się jednak w pewnych momentach podobać – szczególnie w akcjach ofensywnych. Nietoperze przedłużają jednak serię bez zwycięstwa w lidze do pięciu spotkań, a sytuacja w tabeli robi się naprawdę dramatyczna – przewaga nad strefą spadkową nadal wynosi zaledwie jeden punkt.

Autor: Kamil Niewiński

czytaj dalej...

udostępnij na:

REKLAMA

najnowsze