Jeszcze dwa lata temu Schalke 04 walczyło w play-offach Ligi Mistrzów z Manchesterem City. Taki widok nie dziwił, drużyna z Gelsenkirchen była dość pospolitym reprezentantem Niemiec na europejskich szczeblach. Stopniowo jednak nad niebieską częścią Zagłębia Ruhry zaczynały zbierać się czarne chmury, a od kiedy runął z nich deszcze tak klub kompletnie zaczął tonąć.
Wicemistrz odpada w przedbiegach-sezon 2018/2019
Dla klarowniejszego spojrzenia na całą sytuację cofnijmy się do momentu, kiedy pojawiały się pierwsze zwiastuny pogorszenia. W rozgrywkach sprzed dwóch lat Schalke występowało z mianem wcześniej zdobytego wicemistrza, który wypadł bardzo solidnie na tle stawki ustępując jedynie nieosiągalnemu Bayernowi. Ambicje związane z sezonem były niesamowicie wysokie, zwłaszcza, że Królewsko–Niebiescy wracali też do Champions League. Wewnętrznie jednak nie działo się za dobrze. Kadrę opuścił za darmo kluczowy Leon Goretzka oraz cały trzon obrony: doświadczeni Naldo i Howedes oraz młodziutki Thilo Kehrer. Za tego ostatniego PSG zapłaciło 37 milionów euro więc było za co rekonstrukcję robić. Ta poszła jednak bardzo wątpliwie. Cała kwota otrzymana od Paryżan poszła na przebudowę pomocy (Rudy, Mascarell, Serdar) przez co trzeba było przyoszczędzić na wzmacnianiu obrony i przede wszystkim ataku, którego nieskuteczność wołała o pomstę do nieba (drugim najlepszym ligowym strzelcem w latach 2017/2018 był obrońca Naldo; pierwszym Burgstaller– 11 goli). Niezalepione luki boleśnie objawiły się już na samym starcie i po pierwszych tygodniach było jasne, że Schalke w swojego sukcesu nie powtórzy. Z raczej nietrudnej grupy Ligi Mistrzów (Porto, Lokomotiv, Galatasaray) wyjść się udało, ale tylko po to by wpaść pod pociąg w postaci Manchesteru City prowadzonego przez maszynistę Pepa Guardiolę. Na krajowym poziomie skończyło się na szokującym 14 miejscu. W międzyczasie pożegnano się z po półtorarocznej współpracy z autorem wicemistrzostwa Dominiciem Tedesco. Uwydatniały się klubowe kompleksy, które utrzymały się do dziś.
Odwilż
Odczucia przed kolejnym sezonem w obozie Die Königsblauen były bardzo mieszane. Kwestia powrotu na szczyt stała się priorytetowa, ale pojawiały się coraz większe wątpliwości w realność spełnienia tego celu. Letnie okienko było bardzo ubogie. Klub opuścił nieskuteczny Embolo za znacznie mniejszą kwotę niż ta, za którą Schalke musiało go wykupić z FC Basel. Nowym napastnikiem został Benito Raman, ale ciężko było nie odnieść wrażenia, że jest to transfer tak wątpliwy jak wcześniejsze sięgnięcie po Marka Utha. Ciekawym wzmocnieniem było przyjście młodego Ozana Kabaka, rzekomo pożądanego również przez Bayern, aczkolwiek na wizję oparcia defensywy na 20-latku raczej wszyscy patrzyli dość sceptycznie, bo sam Turek dopiero zbierał poważne doświadczenie na boisku. W dodatku jego partnerami mieli być wypożyczeni jedynie na rok Kenny i Todibo co nie zapewniało żadnej stabilizacji. Mimo tak rażącej bierności na transferowym rynku start kampanii pod wodzą znanego wcześniej z Huddersfield trenera, Davida Wagnera wyglądał naprawdę solidnie. Po 18 kolejkach klub z Zagłębia Ruhry plasował się na 5 miejscu, depcząc po piętach sąsiadom z Dortmundu. Wagner wycisnął z tej kadry absolutne maksimum. Brylować zaczął Amin Harit, Suat Serdar i Weston McKennie; defensywa spisywała się tak dobrze, że Schalke zajmowało drugie miejsce pod względem najmniejszej ilości straconych goli. Brak rasowego snajpera wciąż był widoczny, ale dawano sobie z tym jakoś radę (do 18 kolejki 31 goli). 17 stycznia udało się w dobrym stylu pokonać mocną Borussię Monchengladbach. Ta data zapadnie kibicom w pamięć jednak z bardzo złymi skojarzeniami.
Klęska kapitana Wagnera, statekz napisem “Schalke” tonie
Po meczu z Borussią Schalke pojechało na jeszcze cięższe starcie z Bayernem. Bawarczycy nie zostawili na nich suchej nitki demolując wynikiem 5:0. I wtedy zaczął się niewyobrażalny zjazd trwający do dziś. Królewsko-niebiescy bowiem kompletnie się zacięli, a trzy punkty z 18 serii spotkań były ich ostatnim ligowym kompletem po dziś dzień. Łącząc wszystkie mecze Bundesligi jakie od tamtego czasu zagrali jest to już seria 22 kolejek bez zwycięstwa. Ale po kolei. Sezon 2019/2020 mimo tak dobrych prognoz po spotkaniach jesienno-zimowych podopieczni Wagnera zakończyli dopiero na 12 miejscu, a gdyby nie wcześniejsze zdobycze byłoby znacznie gorzej, bo po pandemicznej przerwie Schalke było najgorszą drużyną w lidze (6 punktów okraszonych 7 golami w 16 kolejkach mówi samo za siebie). Zawiódł absolutnie każdy aspekt zespołu. Defensywa przestała gwarantować czyste konta, sam podstawowy bramkarz Alexander Nubel został usadzony na ławce, bo i tak latem klepnięte było jego odejście po wygaśnięciu kontraktu do Bayernu. Tak wyróżniana linia pomocy również potwornie obniżyła loty. A atak? Cóż, wydawało się, że dużo gorzej tam być nie może, ale szybko udowodniono, że to nie prawda, bo tak żałośnie grającego napadu nie miała chyba żadna drużyna w całych Niemczech. (jeśli chodzi o napastników 4 gole Ramana, 3 Kutucu; najlepszymi strzelcami byli Serdar z 7 bramkami i Harit, który dołożył swoje 6).
Epilog
Beznadziejna dyspozycja zespołu przeszła i na obecny sezon. Po 6 meczach Schalke ma 2 punkty, najgorszy bilans bramkowy w lidze i zajmuje przedostatnie miejsce w tabeli. Za nimi już potężne manta od Bayernu i Lipska, a nie tak dawno również te najbardziej uderzające w honor wpod Revierderby z Dortmundem. Nie ma już Davida Wagnera, pracę stracił pod koniec września. Okienko było wprost żałosne. Odszedł McKennie i wcześniej wspomniany Nubel, nie udało się zatrzymać żadnego z wypożyczonych piłkarzy, a klub jako receptę na brak napastnika wyżebrał od Herthy Berlin wiekowego Vedada Ibisevica, który na razie wyróżnia się jedynie sympatią i wielkodusznością, bo dużą część wypłaty oddaje charytatywnie. Jest po prostu fatalnie, a na horyzoncie nie widać nadziei poprawy. To szokujące, ale tak wielki klub niemiecki jak Schalke jest realnie bliski spadku z hukiem na niższy szczebel rozgrywkowy. Praca zarządu i uzupełnienie kadry po całości dało plamy. Nie ma śladu po zespole, który wypromował przecież piłkarzy takich jak Manuel Neuer, Julian Draxler, czy Leroy Sane poprzez przede wszystkim regularne i solidne występy w Lidze Mistrzów. Aktualnie nikt na pewno nie myśli o powrocie na europejskie salony, w Gelsenkirchen wszyscy szukają ratunku przed degradacją, a kibice mają naprawdę ciężki okres za, ale też i przed sobą.
autor: Maciej Jędrzejak