Portugalski diament zaczyna się spłacać – João Felix.

126 milionów euro. Niebotyczna kwota. Atletico kupiło zawodnika nieukształtowanego. Można powiedzieć – nieoszlifowany diament. Początek sezonu 20/21 pokazuje nam, że nie ma co mówić o pieniądzach wyrzuconych w błoto. Portugalczyk zaczyna nadawać na wysokich falach i wreszcie pokazuje, na co go stać.

Hiszpanie to mistrzowie przechodzenia ze skrajności w skrajność. Jednego dnia jesteś wynoszony pod niebiosa, drugiego zaś możesz być równany z dnem. W poprzednim sezonie João Felix doświadczał głównie opcji nr 2. Wiele mediów starało się go bronić, biorąc pod uwagę jego wiek, brak doświadczenia, ale najgłośniej krzyczeli krytycy młodego Portugalczyka. Teraz są zmuszeni zamknąć buzię na kłódki, bo jego talent właśnie eksploduje. Pięć goli i dwie asysty to jego dorobek z tego sezonu. W całym poprzednim – sześć goli, jedna asysta. Niebywały postęp. We wczorajszym meczu z Cadiz dwie bramki i ostatnie podanie przy golu Luisa Suáreza. Stadion Wanda Metropolitano świecił wczoraj blaskiem Portugalczyka.

Przyjrzyjmy się teraz temu, co było, zanim trafił do Madrytu. Gdy był dzieckiem, dostał się do akademii FC Porto. Oczywiście był postrzegany jako ogromny talent, dostawał opaski kapitańskie drużyn młodzieżowych, w których grał. Wypowiadano się o nim w samych superlatywach. Typowa historia młodego talentu, który kiedyś ma stać się wielkim. Jednak João przeżył w Porto bardzo trudne chwile. Oto historia zaczerpnięta z jego wypowiedzi dla „The Players Tribune”:

Porto było miejscem, w którym chciałem spełnić moje futbolowe marzenia. Po 6 latach jeżdżenia tam na treningi pamiętałem każdą sygnalizację świetlną, każdy zakręt. Wszystko.

Kiedy ukończyłem 13 lat, miałem dołączyć tam na stałe…

Pamiętam, jak wychodziłem z auta, trzymając rękę taty i szedłem do pokoju, w którym miałem mieszkać z kilkoma innymi młodymi chłopakami. Siedliśmy na łóżku, a ja się rozpłakałem.

Powiedziałem: „Tato… Tato, ja nie chcę tu zostać. Ja chcę wrócić do domu. Nie mogę tego zrobić.”

Mój tata wiedział, jaka jest waga decyzji, którą mamy podjąć. Rozejrzał się po pokoju, wziął głęboki oddech i spojrzał mi w oczy:

Okej, ale zostajesz tu na dzisiejszą noc. Jeśli będziesz się czuł tak samo jutro lub w następnym dniu, lub w jeszcze innym, możesz do mnie zadzwonić i ja Cię wezmę. Wezmę Cię do domu, ale już nigdy tu nie wrócisz.”

Nigdy wcześniej nie słyszałem jego głosu w takim tonie. Kiedy to powiedział, coś we mnie się zmieniło. Coś jak moment prawdy – musiałem tam zostać. Tak bardzo chciałem grać w piłkę, jak bardzo bałem się tego, co mnie czeka.”

Mimo tego, że zdecydował się na pozostanie na tym obozie zespołu młodzieżowego Porto, kilka lat później opuścił ekipę z Estadio do Dragão na rzecz lizbońskiej Benfiki.

Jak sam przyznał, nie cieszyło go to, że gra. Ludzie z otoczenia klubu nie wierzyli w niego, koledzy nie ufali mu na boisku, krytykowali go, że jest za mały. Musiał coś zmienić. W Benfice odzyskał radość z gry w piłkę. I właśnie grając w drużynieAs Águias”, wybił się na pierwsze strony gazet. Przełomem był mecz ćwierćfinałowy Ligi Europy z Eintrachtem Frankfurt w sezonie 18/19. Hat-trick 19-latka na takim szczeblu jest tak rzadko spotykany, jak mądra wypowiedź jakiegokolwiek z polskich polityków. Czyli rzadko.

Portugalczyk przyznał nawet w jednym z wywiadów, że ułatwiło mu to pewną rzecz:

Sukces pomógł mi z dziewczynami. Wysyłają mi nagie zdjęcia na portalach społecznościowych.”.

Dobrze, że nie poszedł drogą Phila Fodena i Masona Greenwooda i nie zapraszał ich do hotelowego pokoju w trakcie zgrupowania reprezentacji. Chociaż może o czymś nie wiemy…

W każdym razie, do Atletico trafił właśnie kilka miesięcy po wydarzeniach z meczu przeciwko Eintrachtowi jako piłkarz mający wypełnić lukę po Antoinie Griezmannie. Zadanie z gatunku tych niesamowicie trudnych. Każdy dobrze wiedział, jak ważnym piłkarzem był Francuz w układance Simeone. Było pewne, że nie zobaczymy od razu Felixa nawiązującego równorzędną walkę z wyjadaczami LaLiga. Ten chłopak nie był gotowy na podbój Europy w barwach jednej z topowych drużyn. Do tego doszła gigantyczna kwota w wysokości 126 milionów. Felix w pierwszym sezonie w Atleti po prostu się spalił. To nic złego. Miał przecież niespełna 20 lat. Hiszpańskie media nie szczędziły jednak portugalskiego napastnika. Nie pozostawiano na nim suchej nitki.

Wielu zawodnikom mogłaby, kolokwialnie mówiąc, „siąść psycha”, ale nie jemu. Po tym, co przeżył w Porto, wie jak walczyć o swoje. I co? I w kampanii 20/21 ciągnie „Los Colchoneros” za uszy. Bez wątpienia jest ich najlepszym zawodnikiem.

Osobiście, gdy widzę piłkarzy takich jak Felix, uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy. Zawodnicy, którzy praktykują styl radosnego futbolu, są idealnym odzwierciedleniem tego, co chcę widzieć na boisku. Fantazja, magia, niekonwencjonalność. To jest to, co na murawie podoba mi się najbardziej. Portugalczyk to ma. Następny mecz Atletico zagra z Barceloną. Na takie spotkanie chyba nie trzeba zapraszać. To po prostu trzeba zobaczyć. Szykuje się świetne widowisko, w którym obejrzymy „playmakerów” klasy światowej. Pojedynek Felix kontra Messi. Już ostrzę sobie zęby, by móc to zobaczyć.

Dawid Lampa

czytaj dalej...

udostępnij na:

REKLAMA

najnowsze