Podbeskidzie Bielsko-Biała – Pogoń Szczecin [Relacja]

We wtorek w ramach 1/16 rundy Pucharu Polski na stadionie miejskim w Bielsku-Białej zostało rozegrane spotkanie pomiędzy lokalnym Podbeskidziem a Pogonią Szczecin, którą od stadionu w Mieście nazywanym śląskim Wiedniem dzieliło prawie 630 kilometrów. Zapraszam na relację z tego spotkania.

Przedmeczowa forma Portowców


Goście, którzy z racji rozgrywania na co dzień swoich spotkań w Ekstraklasie z automatu wydawali się faworytami tego spotkania. Warto przypomnieć, że w ostatnich 5 spotkaniach drużyna Jensa Gustafssona nie przegrała żadnego. Rezultatami tych spotkań było kolejno zwycięstwo z beniaminkiem Puszczą Niepołomice (2-0), Jagiellonia Białystok (2-1), Ruchem Chorzów (3-0), i o dziwo Lechem Poznań aż 5-0 oraz remis (0-0) z Piastem Gliwice Aktualnie zawodnicy ze Szczecina zajmują 5 miejsce w Ekstraklasie i tracą do lidera zaledwie 5 punktów.

Przedmeczowa forma Górali


Co do górali ich sytuacja w tabeli Fortuna 1-liga nie jest tak kolorowa. Bielszczanie do strefy spadkowej tracą zaledwie jeden punkt. A w ostatnich 5 spotkaniach wygrali tylko z Wisłą Kraków, która już od 30 minuty była zmuszona grać w dziesiątkę.

Pierwsza Połowa


Pierwsze 15 minut spotkania były rozgrywane pod batutą piłkarzy przyjezdnych. Statystyki po pierwszym kwadransie nie zakłamywały obrazu spotkania. W 18 minucie żółtą kartkę obejrzał Martin Chlumecky po faulu, który zatrzymał dobrze zapowiadaną się kontrę Pogoni.

Po pół godziny gry drużyną, która stanowiła zdecydowanie większe zagrożenie dla przeciwnika byli Górale. Piłkarze trenera Mokrego po trudnym początku pokazywali walkę w środku pola, której w wielu poprzednich meczach zdaniem kibiców Podbeskidzia widać nie było. Świetne odbiory w drugiej tercji boiska pozwalały na kreowanie groźnych akcji. Niestety dla kibiców z Bielska piłkarzom ich drużyny brakowało końcowego podania, wypuszczenia napastnika czy też celnego podania do kolegi z drużyny, z czym nie potrafili sobie poradzić piłkarze gospodarzy w polu karnym przeciwnika. To właśnie tam Górale czuli ogromną presję.

Po pierwszej połowie atmosfera wśród kibiców gospodarzy była wyśmienita. Nikt nie przypuszczał, że drużyna, która w spotkaniu z Arką Gdynia nie potrafiła oddać celnego strzału, w meczu z drużyną, która jeszcze w sierpniu mierzyła się w europejskich pucharach, chociażby z belgijskim Gent będzie stwarzała więcej sytuacji, a także atakowała groźniej. Przypomnijmy 3 strzały oddane na bramkę gości to wynik lepszy od tego, który widoczny był w meczu z beniaminkiem 1 ligi Polonia Warszawa.

Pierwszy kwadrans drugiej połowy nie wniósł praktycznie nic do sytuacji obu zespołach. Kibice widzieli dominacje w posiadaniu piłki Pogoni oraz odbiory piłkarzy trenera Mokrego, które skutkowały kontratakami, które w żadnym przypadku nie kończyły się celnym strzałem na bramkę rywali. Zawodnikiem, który najwięcej razy był widoczny w wyprowadzeniu piłki ze swojej połowy, a także w napędzaniu akcji był Nigeryjczyk Samuel Nnosiri.

Zarys drugiej połowy


W drugiej połowie zarysowywał się nam ciągle ten sam scenariusz. Pogoń przez dłuższy czas utrzymywała piłkę na połowie przeciwnika, następnie jeden z zawodników formacji defensywnej drużyny Grzegorza Mokrego odzyskiwał piłkę, która najczęściej była kierowana do wyżej wspomnianego Samuela. Niestety dla gospodarzy Afrykanin albo nie miał żadnego zawodnika do podania przed sobą, albo mylił się w podaniach pod presją obrońców gości.

Gdy Podbeskidzie dochodziło już do swoich sytuacji, wtedy za mocno działała wyobraźnia graczy ofensywnych. Setka Maksa Sitko, o której trener wypowiadał się na konferencji prasowej, powinna zakończyć się bramką, na szczęście dla drużyny Jensa Gustaffsona 22-latkowi za mocno zadziałała młodzieńcza porywczość śmiałość i chęć strzelenia bramki, którą komentator w popularnej grze komputerowej FIFA określiłby zdaniem „Stadiony Świata„.

Bramka dla Portowców padła dopiero w 90 minucie po strzale Kamila Grosickiego, który był uderzeniem nie do obrony.

Zwycięstwo Pogoni w Bielsku było naznaczone tymi samymi słowami, które wybrzmiewają przy innych meczach z zespołami 1 ligi. Piłkarze trenera Jensena wydawali się nie grać na 100 procent swojej mocy i umiejętności, które pokazywali, chociażby w meczu z Lechem czy Cracovią.

Szymon Ignacek