Po sześciu latach na stadionie przy Łazienkowskiej ponownie wybrzmiał hymn Ligi Mistrzów UEFA. Za Szachtarem pierwsze domowe starcie w Warszawie, któremu niewątpliwie towarzyszyła wyjątkowa oprawa. Ranga meczu, emocje na murawie i atmosfera jedności na trybunach sprawiły, że kibice w stolicy byli świadkami prawdziwego piłkarskiego święta.
Kiedy w lipcu stało się jasne, że Szachtar rozegra swoje mecze w Lidze Mistrzów w Warszawie, większość kibiców w naszym kraju przyjęła tę informację z entuzjazmem. Nic dziwnego, bo przecież w ostatnich 25 latach tylko w jednym sezonie mieliśmy swojego przedstawiciela w najważniejszych klubowych rozgrywkach na świecie. Gdy po losowaniu okazało się, że drużyna z Doniecka zagra na stadionie Legii z Realem Madryt, zrobiło się jeszcze ciekawiej. Skład grupy F uzupełniły ekipy RB Lipsk oraz Celtiku i to właśnie Szkoci jako pierwsi przyjechali do Polski.
Celtic ponownie w Warszawie
„Celtowie” pod wodzą Ange Postecoglou odwiedzili już Warszawę niecałe dwa miesiące wcześniej przy okazji pożegnalnego meczu Artura Boruca. Z tego względu zdecydowali się odpuścić przedmeczowy trening na murawie areny środowych zmagań i we wtorkowy wieczór pojawili się na niej tylko piłkarze Szachtara.
Mecz zapowiadał się na wyrównany pojedynek i tak też można było wnioskować z konferencji prasowych. Menedżerowie obu ekip chwalili rywala, ale jednocześnie podkreślali swoje atuty i zapewniali, że ich zespół będzie stroną przeważającą. Po obu stronach dało się odczuć naprawdę dużą pewność siebie. Nie powinno to jednak zaskakiwać. Szachtar tydzień wcześniej wygrał w Lipsku aż 4:1 i zaliczył fenomenalny start w Lidze Mistrzów. Piłkarze Celtiku, mimo porażki na własnym stadionie z Realem, również mogą być zadowolony z początku sezonu. Na lokalnym podwórku wygrali wszystkie mecze, w tym 4:0 derby z Rangersami.
Kibice wykupili wszystkie dostępne pakiety na trzy mecze fazy grupowej i większość pojedynczych biletów na mecz z Celtikiem. Można było spodziewać się prawie pełnego stadionu, ale w rzeczywistości na trybunach pojawiło się trochę ponad 20 tysięcy widzów. Wyjątkową atmosferę stworzyli fani gości, którzy przylecieli do Warszawy w kilkutysięcznej grupie i przez ponad 90 minut głośno dopingowali swój zespół.
Świetny początek gości
Piłkarze z Glasgow, podobnie jak kibice, zaczęli ten pojedynek od mocnego uderzenia. Już w pierwszej minucie mogli wyjść na prowadzenie, ale świetną interwencją popisał się Anatolij Trubin. Nie trzeba było jednak długo czekać na otwarcie wyniku. Za swoje ofensywne nastawienie Szkoci zostali nagrodzeni już w 10. minucie. Mychajło Mudryk stracił piłkę na rzecz Josipa Juranovicia, który wybił piłkę na kilkadziesiąt metrów. Były piłkarz Legii, być może przypadkowo, rozpoczął kontrę swojej drużyny, zakończoną świetnym podaniem w pole karne do Reo Hatate i trafieniem Japończyka. Piłka po drodze dotknęła jeszcze wyraźnie nogi Artema Bondarenki, więc gol został ostatecznie zweryfikowany jako samobój Ukraińca.
Szybka odpowiedź Szachtara
Po początkowej fazie dominacji Celtiku wreszcie obudził się Szachtar, który zaczął tworzyć sobie okazje w drugim kwadransie gry. Podopieczni Igor Jovićevicia w większości akcji szukali będącego w świetnej formie Mudryka. 21-latek w ostatnich miesiącach bryluje na boisku i jest największą gwiazdą ekipy z Doniecka. Potwierdził to w 29. minucie wykorzystując podanie na wolne pole od Georgija Sudakova. Mudryk urwał się defensywie Szachtara, wpadł w pole karne i uderzył pod poprzeczkę obok głowy bezradnego Joe Harta. Trybuny na stadionie przy Łazienkowskiej oszalały, a euforia kibiców Celtiku została chwilowo przystopowana.
Kilka minut później mogło być już 2:1 dla gospodarzy. Do siatki trafił Marian Szwed, strzelec dwóch goli w meczu z Lipskiem, ale wcześniej piłka opuściła linię końcową. Do końca pierwszej połowy oglądaliśmy wyrównane starcie, w którym obie drużyny miały swoje okazje. Więcej goli jednak nie padło i na przerwę piłkarze schodzili przy wyniku remisowym.
Jednostronna druga połowa
Obraz gry uległ zmianie po przerwie za sprawą drużyny gości, która znowu wyraźnie przeważała. Celtowie od początkowych sekund drugiej połowy tworzyli sobie świetne okazje i byli blisko ponownego objęcia prowadzenia. Zawodziła jednak skuteczność, przede wszystkim u Joty, który dwukrotnie minął kilku rywali genialnym dryblingiem i nie zdołał oddać celnego strzału.
Taki stan utrzymywał się do końca meczu. Celtic przeważał w każdym aspekcie gry, co widać także w statystykach drugiej połowy – 11:2 w strzałach na korzyść Szkotów, 2:0 w celnych. Wyjazdowe zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki, ale przy tak niskiej celności strzałów nie udało się wpakować piłki do siatki po raz drugi. Idealne okazje w samej końcówce zmarnowali zmiennicy – Maeda oraz Giakoumakis. Kibice, którzy przylecieli z Glasgow mogli się tylko złapać za głowy po fatalnych pudłach swoich ulubieńców.
Cenny punkt Szachtara
Ostatecznie Szachtar powinien traktować ten remis jako bardzo cenny punkty. Z przebiegu meczu to rywale zdecydowanie bardziej zasługiwali na pełną pulę, ale w piłce nożnej nikt nie przyznaje punktów za styl. Ukraińska ekipa ma na koncie cztery oczka po dwóch rozegranych meczach, co jest świetnym wynikiem. Wysoka zaliczka punktowa przed kolejnymi starciami pozwala myśleć o dobrym wyniku na koniec fazy grupowej i grze w pucharach na wiosnę.
Spragnieni wielkiej piłki polscy kibice, którzy wybrali się w środę na stadion mogą być zadowoleni z poziomu meczu. Spotkały się ze sobą dwie uznane europejskie marki i dało się poczuć smak rywalizacji na najwyższym europejskim poziomie. A pamiętajmy, że najważniejszy mecz Szachtara w Warszawie dopiero przed nami. Jako kolejni na Łazienkowską przyjadą Królewscy z Madrytu, zwycięzcy poprzedniej edycji Ligi Mistrzów. To starcie odbędzie się 11 października, a tydzień wcześniej obie ekipy zmierzą się w Madrycie. Tym razem możemy być pewni, że nikt stadionu nie zamknie i kibice będą mogli obejrzeć w akcji Lukę Modricia, Karima Benzemę czy Viniciusa.
Autor: Jan Micygiewicz