Kosmiczne widowisko na Anfield oraz kontrowersje sędziowskie na Etihad [PODSMUWANIE]

WOW! Cóż, to była za kolejna w wykonaniu drużyn Premier League, które swoimi występami porwały publiczność, prowadząc ich do ekstazy. Na angielskich boiskach w miniony weekend padały przepiękne bramki, a drużyny grały jak w transie, jednak co to była by za kolejka, gdyby nie obyło się bez kontrowersji sędziowski. Zapraszam na podsumowanie.

Manchester City 3:3 Tottenham

Na murawę Etihad Stadium wybiegły dwie ekipy z prawdziwego topu angielskiej ekstraklasy, czy Manchester City oraz Tottenham. Gospodarze, czy drużyna prowadzona przez Pepa Guardiolę przed tym spotkaniem zajmowała drugie miejsce w tabeli tuż za plecami Arenali, a przed Liverpoolem. Spurs natomiast jeszcze niedawno byli przedstawiani jako niespodzianka tego sezonu Premier League, jednak na ten moment sytuacja się nieco odmieniła, a klub z Londynu zajmuję piąte miejsce ze stratą czterech punktów do lidera. Pierwszy gwizdek i początek meczu na Etihad zwiastował nie małe zaskoczenie, ponieważ już w szóstej minucie tego spotkania goście wyszli z zabójczą kontrom i skończyło się golem, za sprawą Sona, który wyprowadził Tottenham na prowadzenie. Po bramce, wściekły Manchester City natychmiast przystąpił do ataku i po niespełna trzech minutach było już 1:1. Autorem bramki po raz kolejny był Koreańczyk Son, jednak tym razem skierował on futbolówkę do własnej siatki. Po świetnym początku Tottenham przestał istnieć w formacji ofensywnej, oddając kontrolę nad przebiegiem meczu swoim rywalom. Do przerwy padł jeszcze jeden gol, jednak za nim o tym, to warto również przypomnieć sytuację z 12 minuty, gdzie Erling Haaland, mając praktycznie pustą bramkę pudłuje z okolic dziesiątego metra. The cityzens z każdą kolejną minutą wyglądali coraz lepiej, praktycznie, wpychając piłkę do siatki, czego bardzo bliski był Doku w 29 minucie mocnym strzałem, obijając poprzeczkę. 31 minuta to już prawdziwa kwintesencja futbolu, gdzie zawodnicy Manchesteru City brutalnie rozklepali obronę Tottenhamu, strzelając bramkę na 2:1, za sprawą Phila Fodena. Do przerwy mieliśmy jeszcze obity słupek przez Alvareza oraz kolejne pudło Erlinga Haalanda, po czym arbiter zaprosił obie drużyny do szatni. Druga odsłona gry to szybkie otwarcie za sprawą Manchesteru City, który już w pierwszej minucie zmusił Vicario do interweniowania, po strzale Barnardo Silvy. Przez dłuższy okres czasu na tablicy w dalszym ciągu wynik pozostawał bez zmian, a trenerzy przeprowadzali różne roszady, mające na celu usprawnienia gry na poszczególnych formacjach. 69 minuta i szybki atak Tottenhamu, po raz drugi kończy się golem. Giovanni Lo Celso posłał precyzyjny strzał tuż obok rąk Edersona, wyrównując wynik spotkania. Na zegarze widniała 70 minuta, a mecz wydawać się mogło nabrał większej temperatury. Manchester City, chcący powalczyć o trzy punkty postawił wszystko na jedną kartę, grając futbol na wskroś ofensywny, który już w 81 minucie przyniósł spodziewane efekty, gdzie Jack Grealish umieścił piłkę w siatce. Niewiele czasu minęło, a na tablicy świetlnej nastąpiła zmiana wyniki. Dejan Kulusevski doprowadza do remisu, uciszając rozbawione Etihad. Końcowka meczu i aż dziewięć minut doliczonego czasu, miało przynieść rozstrzygnięcie. Na koniec sytuacja z 93 minuty, gdzie w okolicy środka boiska faulowany został Haaland, jednak sędzia zastosował przywilej korzyści, a gdy Jack Grealish wychodził już sam na sam  z bramkarzem sędzia Hooper postanowił zatrzymać grę, co wywołało wielką awanturę na boisku. Erling Haaland dał się ponieść emocją, ubliżając sędziemu, który popełnił tak dużo kosztujący absurdalny bład. Mecz kończy się remisem, a media, piłkarze, czy też klub żyją decyzją sędziego z końcówki spotkania.

Liverpool 4:3 Fulham

W to niedzielne popołudnie na Anfield Liverpool gościł drużynę Fulham. Nastroje w ekipie The Reds były dosyć dobre po remisie z Manchesterem City oraz pewnej wygranej w rozgrywkach Ligi Europy. Początkowo na Anfield nie działo się zbyt dużo. Liverpool kontrolował grę, tworząc kilka sytuacji, jednak żadną z nich nie zamienili na gola. w 10 minucie po ewidentnym spalonym bramkę zdobył Mohamed Salah, jednak natychmiast została anulowana. Po tym starciu dosyć mocno ucierpiał bramkarz Fulham Bern Leno, który potrzebował pomocy medyków. 20 minuta to rzut wolny dla Liverpoolu, do którego podchodzi Trent Alexander Arnold. Anglik oddał genialny strzał, wyprowadzając The Reds na prowadzenie. Bramka ostatecznie została przypisana jako samobójcze trafienie Berna Leno, co oczywiście nie zamazuję obrazu, jak świetna była to bramka. Niespełna pięć minut później Fulham doprowadza do remisu, za co można obarczyć blok defensywny Liverpoolu oraz bramkarza, który niezbyt pewnie interweniował, przyczyniając się do utraty prowadzenia. Za nim kolejne bramki po drodze mamy jeszcze strzał Darwina Nuneza, który ląduje na poprzeczce mimo naprawdę świetnej sytuacji. 38 minuta to już prawdziwa poezja dla oczu i genialny strzał Alexisa MacAlistera, który oddał strzał z okolic 25 metra w samo okienko. Gol ten zapewne zostanie uznany za bramką 14. kolejki Premier League. Radość kibiców Liverpoolu nie trwała zbyt długo, ponieważ tuż przed końcem pierwszej połowy po raz kolejny dali sobie wstrzelić piłkę w okolice bramki, co świetnie wykorzystał Keny Tete. Druga połowa to nieco nudniejszy fragment, wynagrodzony heroiczną końcówką. Wszystko zaczęło się w 80 minucie, gdzie po dośrodkowaniu Cairneya piłkę do siatki skierował De Cordova-Reid, wykorzystując błąd Kostasa Tsimikasa. Liverpool przed uniknięciem porażki, przystąpił do natłoku w polu karnym. W 85 minucie po rzucie rożnym strzał oddał Diaz, jednak bramkarz wypluł piłkę pod nogi Salaha, który fatalnie spudłował. Dwie minuty później dopięli swego, po podaniu Salaha Endo bardzo mocnym strzałem zza pola karnego umieścił piłkę w siatce. Liverpool złapał wiatr w żagle, idąc dalej za ciosem. Niespełna minuta po golu Endo Gakpo oddał groźny strzał, jednak wybronił to Leno, wybijając piłkę wzdłuż linii bramkowej, do której dopadł Nunez, wrzucając ją w głąb pola karnego, a ta piłka powędrowała na 16 metr pod nogi niepilnowanego Alexandra Arnolda. Anglik umieścił piłkę w siatce. Anfield eksplodowało, a piłkarze rzucali się na siebie, świętując zwycięstwo w tak dramatycznych okolicznościach

Chelsea 3:2 Brighton

Mecz, który miał miejsce w niedzielne popołudnie na Stamford Bridge, to konfrontacja dwóch drużyn, mających bardzo utalentowanych zawodników, stawiających na ofensywną piłkę. Spotkanie od samego początku nie zachwycało, a obie drużyny czyhały na pierwszy błąd, którego mogą zamienić na bramkę. W 17 minucie The Blues objęli prowadzenie za sprawą Enzo Fernandeza, który świetnie wykorzystał chaos w polu karnym, dając prowadzenie drużynie z Londynu. 21 minuta i jest już 2:0 dla Chelsea. Tym razem znów po rzucie różnym, jednak autorem bramki okazał się Levi Cowiil. Do około 40 minuty na boisku nie działo się zbyt wiele, jednak ostatnie pięć minut było naprawdę elektryzujące. W 43 minucie po zejściu na lewą nogę bramkę uderzeniem na długi słupek zdobył Facundo  Buonanotte, który przywrócił nadzieję Brighton na odwrócenie losów spotkania. Chwilę później drugą, a w konsekwencji czerwoną kartkę otrzymał Gallagher, co nieco utrudniło zadanie w utrzymywaniu wyniku. Druga odsłona zapowiadała się dużo lepiej i zdecydowanie się to potwierdziło. Brighton przeważało w prawie każdym aspekcie i mimo takiej przewagi nie udało im się zdobyć bramki przez dłuższy fragment meczu. W 65 minucie faulowany w polu karnym został Mudryk, a śędzia pokazał na jedenasty metr. Rzut karny na bramkę zamienił Enzo i mimo dużej przewagi Brighton to Chelsea miała dwie bramki różnicy. Mewy gola kontaktowego zdołały strzelić dopiero w drugiej minucie doliczonego czasu, gdzie podanie Milnera wykorzystał Joao Pedro. Sędzia do tego spotkania doliczył 10 minut, co dawało jeszcze nadzieję dla Bighton na zdobycz choćby jednego punktu. Chwilę później doszło do kontrowersyjnej sytuacji, gdzie Colwiil zagrał piłkę ręką, a sędzia podyktował rzut karny, jednak po skorzystaniu z wozu Var, zdecydował o odwołaniu jedenastki, co mocno podburzyło graczy Roberto De zerbiego, którzy nie mieli już żadnych szans na uratowanie wyniku tego spotkania.

Z ważnych meczów tej kolejki warto wyróżnić spotkanie Newcastle z Manchesterem United, gdzie sroki wygrały 1:0. Arsenal umocnił się na pozycji lidera po zwycięstwie z Wolves, a Burnley wygrało pierwszy domowy mecz w tym sezonie, pokonując Sheffield 5:0.

Wyniki 14 serii gier:

Manchester City 3:3 Tottenham

Liverpool 4:3 Fulham

West Ham 1:1 Crystal Palace

Bournemouth 2:2 Aston Villa

Chelsea 3:2 Brighton 

Newcastle 1:0 Manchester United

Nottingham 0:1  Everton

Arsenal 2:1 Wolves

Brendford 3:1 Luton

Burnley 5:0 Sheffield

 

Dominik Ochab

czytaj dalej...

udostępnij na:

REKLAMA

najnowsze