Wiele dzienników zapowiadało ten mecz jako hitowe starcie. Pojedynek beniaminków 1 Ligi zapowiadał się na bardzo emocjonujący. Starcie Górnika z Widzewem nie przyniosło jednak rozstrzygnięcia. Mecz zakończył się bezbramkowym wynikiem. Można powiedzieć, że piłkarze wzięli przykład z angielskich boisk. Zagrali na zero z tyłu, no i na zero z przodu…
Spotkanie rozpoczęło się z potężnego ostrzału z obu stron. Niestety, nie były to strzały celne. Piłkarze uderzali z daleka, poprawiając statystyki swoich drużyn. Co ciekawe, po pierwszej połowie liczba strzałów wynosiła 7:2. Co gorsza, nie było w tym żadnego strzału celnego w bramkę. Przykładami takich uderzeń są te Kuna i Możdżenia z pierwszych dziesięciu minut. Kiedy odnotowany więc jakąś groźniejszą sytuację? Po kwadransie gry, w okolicach dwudziestej minuty Stromecki zagrał na głowę Midzierskiego. Górnik zagroził Widzewiakom, ale na posterunku był goalkeeper przyjezdnych. W dalszej części spotkania dominowały wrzutki i kolejnej strzały. Arbiter główny wiedział, że piłkarze grają w angielskim stylu, więc nie doliczył nic do pierwszej części spotkania.
Druga połowa rozpoczęła się od kilku prób Widzewa. Starał się Tanżyna, ale go pokryli…we trzech. Później atakował Fundambu, ale nieskutecznie. Obaj trenerzy musieli podjąć jakiejś decyzje. Z tego powodu po 60 minucie rozpoczęły się różnego rodzaju próby zmiany taktyki. Próbował głównie Kamil Kiereś. Dokonywał zmian, licząc na to, że może wreszcie przydarzy się ta jedyna bramka. Pewnie wszystkich ciekawi co było najbardziej interesująca sytuacją drugiej połowy. Odpowiedź brzmi czerwona kartka. W 83 minucie otrzymał ją gracz Górnika – Serhij Krykun. Czy Widzewiacy wtedy ponownie ruszyli? Otóż nie tym razem. Nie doczekaliśmy się żadnych bramek. Hit 1 Ligi zakończył się bezbramkowym remisem 0:0.
Autor: Mikołaj Szczygieł