Atalanta Bergamo po tym, jak w pierwszych meczach fazy grupowej Ligi Mistrzów przegrywała rywalizacje z kretesem, nagle odbudowała się do tego stopnia, że teraz zachwyca w tych rozgrywkach wszystkich sympatyków futbolu, którzy mieli co do „La Dei” wątpliwości. Apogeum tej sympatii miało miejsce w meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów, w którym podopieczni Gian Piero Gasperiniego rozbili Valencię 4:1, momentami bawiąc się grą.
Nastawienie Atalanty do meczu
Od początku rywalizacji na San Siro piłkarze Atalanty pragnęli pokazać silniejszemu od siebie rywalowi, kto będzie w tym meczu dominował. Zresztą w przypadku meczów z udziałem ekipy Gasperiniego jest to częste zjawisko, ponieważ styl Atalanty jest na wskroś ofensywny. Trener Atalanty podkreślił swoje zamiłowanie do gry do przodu w wywiadzie dla weekendowego magazynu „Sportweek”. Powiedział w nim, że wzoruje się bardzo mocno na stylu gry Pepa Guardioli, wspominał również o tym, że był w Barcelonie na stażu, co pomogło mu przesiąknąć tamtejszą mentalnością dotyczącą piłki nożnej.
Gasperini wpoił tę mentalność swoim piłkarzom, czego efekty oglądają regularnie widzowie Serie A. Wielu z nich się zachwyciło tym zespołem, w tym również ja, ponieważ reprezentują oni futbol odmienny od tego, który oglądamy na co dzień. Nie grają na wynik, ich styl jest zawsze efektowny, chcą iść do przodu, nawet, jeśli popełnią błąd w obronie. Takie podejście można było zauważyć w meczu z Valencią. Każdy z piłkarzy (oczywiście oprócz Golliniego) parł do przodu, próbował atakować za wszelką cenę, co można było jedynie pochwalić. Nawet, jeśli Valencia próbowała ruszyć z kontrą, to i tak szybko ich zamiary zostały zniszczone.
Nastawienie Atalanty przypominało częste zjawiska w dzikiej przyrodzie, gdzie zwierzęta walczą ze sobą o pożywienie. Silniejszy gatunek zazwyczaj wygrywa, ponieważ jest nastawiony do boju i pewny siebie. Pokonać może go jedynie spryt przeciwnika. Atalanta była w meczu z Valencią właśnie takim silnym gatunkiem, tym bardziej, że nie pozwoliła nawet rozwinąć jakiegokolwiek sprytu podopiecznym Celadesa. Szybko pozbawieni złudzeń piłkarze Valencii co prawda próbowali tworzyć zagrożenie, ale często te ataki były zbyt wolne, pozbawione wigoru, czym łatwo było je powstrzymać.
O tym, jak ofensywnie nastawiona jest Atalanta, niech świadczy również to, jakich zmian dokonał w drugiej połowie jej trener. Przede wszystkim warto zwrócić na to, że w miejsce obrońcy przy wyniku 4:1 na boisku pojawił się nie inny piłkarz formacji defensywnej, a napastnik – Duvan Zapata. Przyznajcie – wielu z was widząc tę sytuację pewnie pomyślało sobie – oszalał. Jaki normalny trener przy wyniku 4:1 dla swojego zespołu, będąc jednocześnie pretendentem w starciu z Valencią, wpuszcza na boisko kolejnego napastnika zamiast obrońcy? W odwrotnej konfiguracji byłoby to normalne, ale Zapata za Caldarę? Toż to niezwykłe!
Taktyka zespołu z Bergamo
Klasyczne ustawienie zespołu Gasperiniego, czyli 3 – 4 – 1 – 2 pozwala na elastyczność w przemieszczaniu się piłkarzy. Gdy jeden z nich wysunie się zbyt mocno do przodu, natychmiastowo na jego miejsce wprowadzany jest inny, co powoduje płynny ruch między formacjami. Częste zmiany pozycji można było zauważyć wśród piłkarzy Gasperiniego właśnie w starciu z Valencią.
Szczególnie warto w moim odczuciu pochylić się nad postawą Mattii Caldary. Po pierwsze, należy zaznaczyć, że miało go w ogóle nie być w pierwszym składzie, ponieważ awizowany do wyjściowej jedenastki był na ten mecz Berat Djimsiti. W występie przeszkodziła mu jednak kontuzja, co umożliwiło pokazanie się przed Gasperinim Caldary, który niedawno wrócił do zespołu z Bergamo. Okazało się, że po raz kolejny Gasperini miał trenerskiego nosa, ponieważ młody środkowy obrońca był po pierwsze pewnym punktem defensywy, a po drugie, uczestniczył czynnie w atakach pozycyjnych zespołu.
Świadczy o tym choćby jego maniera w tym meczu, która polegała na częstym wybieganiu z piłką, czy też bez niej w okolice pola karnego Valencii, co sprawiało, że Atalanta miała o jednego piłkarza więcej w ofensywie. Jednocześnie w jego miejsce natychmiast pojawiał się albo Palomino, a na bok cofał się ktoś z linii pomocy, albo czynił to De Roon, by nie zaburzać ustawienia z trójką obrońców, by Caldara mógł przejmować rolę pomocnika.
Też ciekawym zjawiskiem było notoryczne schodzenie do koła środkowego i do bocznych sektorów boiska przez Ilicicia i Gomeza. Miało to na celu wyprowadzenie obrońców Valencii w ich kierunku lub w okolice 35 metra po to, by w odpowiednim momencie dwaj napastnicy Atalanty mogli uruchomić wahadłowych – Hateboera i Gosensa. Często się to udawało, ponieważ akcje Atalanty były regularnie oskrzydlane właśnie po tym, jak duet Ilicić – Gomez rozpoczynali akcje z głębi pola.
Czy to wszystko wystarczy na rewanż z Valencią? Wydaje się, że tak, ponieważ styl gry Gasperiniego pozwala na wielkie rzeczy. Za Atalantą przemawia fakt, że cały czas rośnie i jest w stanie dokonać niemożliwego, jak to miało miejsce w fazie grupowej. Z drugiej strony jednak często po tym meczu przypominany jest inny dwumecz Ligi Mistrzów między włoskim, a hiszpańskim zespołem, czyli Milan – Deportivo La Coruna. Tam w pierwszym meczu Włosi też wygrali 4:1.
Zobacz także: Zawód piłkarza czy spory zawód? (1) – Schalke 04