Czy liga hiszpańska traci poziom? [Felieton]

Piątek, 22 stycznia. Oprócz bundesligowego meczu dwóch Borussii nic ciekawego w wielkiej piłce się nie dzieje. Żadnego obowiązkowego tekstu do napisania nie dostałem, więc stwierdziłem, że wymyślę coś swojego, coś, co przyciągnie uwagę i zaciekawi każdego czytelnika. Ten temat z pewnością taki jest. Bądź co bądź, LaLiga to nadal druga (za Premier League) największa liga na świecie.

Myślałem, żeby napisać coś o Barcelonie. W końcu dawno niczego „od serca” o tym klubie nie pisałem, a ma on szczególne miejsce w moim życiu. Wpadł mi do głowy Ronald Araujo. Swoją drogą – znakomity obrońca. Pamiętacie, jak zewsząd docierały głosy, że Virgil van Dijk nie został przedryblowany od x spotkań? Teraz powoli będzie można pisać to o zdolnym Urugwajczyku z Barcelony. Ma już na liczniku dziesięć meczów. Od prawie tysiąca minut żaden zawodnik nie zdołał przejść Araujo w pojedynku 1v1. Do tego zagrał 360 minut (trzy dogrywki) w osiem dni. Chciałoby się powiedzieć – terminator. Tylko czy po kilku dobrych meczach jest sens pisania o zawodniku, jakby został nagle najlepszym środkowym obrońcą na świecie? Nie. Znakomicie wykorzystuje daną mu szansę, ale to jest jeszcze za wcześnie, żeby wychwalać i poświęcać Araujo ileś tam znaków na stronie internetowej. Kto wie, może za kilka miesięcy wyjdzie spod mojej klawiatury coś o nim, ale nie teraz.

fot. Pedro Salado/Quality Sport Images/Getty Images

Po tym przydługim może niepotrzebnym wstępie, przejdźmy do meritum. Od dawna słyszę i czytam o tym, że poziom LaLiga drastycznie spadł, że liga przeżywa kryzys, że niczym nie przyciąga, że nie ma co tam oglądać. Wreszcie wpadłem wiec na pomysł, żeby tę nieścisłość wyjaśnić, bo dla mnie szerzenie takich głupot głównie przez osoby nieoglądające ligi hiszpańskiej, jest czymś niezrozumiałym. Jako kibic hiszpańskiej piłki uważam to za kompletne bzdury, ale gdy jakiś niedzielny obserwator futbolu zobaczy takie opinie, to nigdy nie włączy meczu Primera Division. Problem w lidze rzeczywiście jest, ale postawię pytanie, na które zaraz sam odpowiem: czy na pewno ten problem jest z poziomem CAŁEJ ligi? No właśnie nie. Tu pojawia się odpowiedź, na którą niektórym ciężko wpaść.

Czy Sevilla nadal liczy się w rozgrywkach UEFA? Tak, ostatnio wygrała Ligę Europy. Czy hiszpańskie zespoły awansują regularnie do rozgrywek międzypaństwowych? Tak. Czy nawet zespoły o małym potencjale kadrowym mają szanse na zaistnienie w Europie? Tak – patrz Getafe odprawiające Ajax i grające jak równy z równym z Interem. Patrz Granada wychodząca bez kłopotu z grupy w Lidze Europy. Poziom hiszpańskiej piłki ma się bardzo dobrze. Ba, zespoły z miejsc 5-15 w moim odczuciu znacząco poprawiły jakość swojej gry w ostatnich latach. Są zdolni trenerzy jak Imanol Alguacil, jak Diego Martinez. Są zdolni zawodnicy jak Bryan Gil, jak Yunus Musah, jak Alexander Isak, jak Take Kubo. LaLiga nadal jest atrakcyjnym miejscem dla zawodników, którzy chcą wiedzieć, na czym polega techniczny futbol, nauczyć się gry z piłką przy nodze, czasem puścić wodze fantazji i zapędzić się w drybling z kilkoma zawodnikami. No i właśnie doszliśmy do tego momentu, że większość osób czytająca ten tekst może sobie pomyśleć: rzeczywiście, nie jest z nimi tak źle, jak się wydaje. I nie jest. Skąd więc taki, a nie inny obraz? Jest trzech winowajców.

Barcelona, Real Madryt, Atletico Madryt. Oto oni. To tych trzech gagatków stoi za tym, że liga hiszpańska jest odbierana za słabszą, niż była kiedyś. Blaugrana jest w opłakanym stanie – wszyscy o tym wiemy. I na poziomie sportowym, i na poziomie organizacyjnym. Nie straszy już tym, co kiedyś, stała się powolna i łatwiejsza do rozczytania. Real ma podobne problemy. To już nie jest taka drużyna, która przed meczem zastanawiała się, jak szybko rozprawi się z rywalem. Atletico również wytraciło w ostatnich kilku sezonach swoje unocerismo. Aktualnie jest jednak jedynym klubem, który wydaje się wychodzić z tego marazmu, w jaki wpadła czołówka hiszpańskiej piłki.

fot. David S. Bustamante/Soccrates/Getty Images

No i teraz niech się przyznają fani Premier League, Bundesligi czy jakiejkolwiek innej ligi, że wyciągali opinię na temat Primera Division na podstawie dyspozycji hegemonów w europejskich pucharach, przy tym nie oglądając żadnego spotkania Sevilli, Realu Sociedad czy Granady. Jeśli mówimy o poziomie całej ligi – on ani drastycznie, ani niedrastycznie nie spada. Moim zdaniem jest taki, jaki był. Haczyk jest w jednym miejscu. Gdy Real czy Barcelona były mocne, słabsze drużyny nie dojeżdżały. Teraz zespoły-hegemony, jak zwykło mi je nazywać, nie dojeżdżają, ale reszta ligi zaczęła się wspinać coraz wyżej. Nikogo nie może dziwić wyrównany mecz Getafe i Barcelony. Właśnie dlatego, że te drużyny niższe stawiają wyższe warunki. Umówmy się, jeszcze kilka lat temu, Blaugrana nawet będąca w takiej dyspozycji nie miałaby z tym Getafe większych problemów. Teraz jest zupełnie inaczej. Nawet Barcelonie w superdyspozycji nie byłoby łatwo grać na Coliseum Alfonso Perez czy Estadio de la Ceramica w Villarrealu.

Dobrym podsumowaniem będzie wczorajszy mecz Atletico z Eibarem. Pomijając to, że gola strzela bramkarz – Marko Dmitrović – Los Colchoneros, którzy jechali ligę, jak chcieli, pojawiają się na Ipurua i Eibar gra z nimi w otwartą piłkę i narzuca swój styl gry. Co więcej, tworzy sobie zdecydowanie więcej sytuacji i jest bliższy zwycięstwa. Decyduje jednak skuteczność Luisa Suareza i brak zimnej krwi Rusznikarzy pod bramką Jana Oblaka. Czy to tylko znaczy, że Atletico jest tak słabe, że męczy się z piętnastą drużyną w tabeli? Nie tym razem. Znaczy to też, że Eibar pod batutą Jose Luisa Mendilibara ma konkretny plan i wie, co chce grać i jak grać, co kilka lat temu dla drużyny z „peryferii” LaLiga nie było tak oczywiste. Zalecam więc: zanim ocenimy poziom jakiejkolwiek ligi, czy on spada, czy on wzrasta, to obejrzyjmy kilka meczów zespołów na każdym poziomie – dołu, środka i góry tabeli. Wtedy nasz obraz zdecydowanie się poszerzy i ciężko będzie wygłaszać farmazony o tym, że poziom ligi „drastycznie spadł”, kiedy widzi się tylko Barcelonę, Atleti i Real.

Autor: Dawid Lampa

ZOBACZ TAKŻE: Jakim trenerem i człowiekiem jest Paulo Sousa?

czytaj dalej...

udostępnij na:

REKLAMA

najnowsze