Powolnymi krokami drużyny rywalizujące w najlepszej lidze świata zbliżają się do półmetku sezonu, dzięki czemu mamy duży przegląd aktualnych możliwości wszystkich ekip, a w ten weekend doszło do starcia wagi ciężkiej Liverpoolu z Manchesterem United.
Liverpool 0:0 Manchester United
Spotkanie tych dwóch ekip to od stu lat największa rywalizacja w Anglii drużyn, które są najbardziej utytułowane, co od lat w piłkarzach i kibicach obu zespołów wywołuję sporą wrogość. Rywalizację tych dwóch drużyn nazywamy „Bitwą o Anglię”. We wczorajszym meczu na Anfield zasiadło, aż 57 tysięcy kibiców, co jest najlepszym wynikiem od czasów Billa Shanklyego, gdy ten prowadził drużynę The Reds. Mecz rozpoczął się równo o godzinie 17:30 i od samego początku Liverpool nakładał niesamowity pressing na swoich rywali, zagrażając bramce Onany już w 30 sekundzie. The Reds od samego początku utrzymywali dużą intensywność, która za wszelką cenę miała doprowadzić do strzelenia bramki, jednak na przeszkodzie stanęły proste błędy techniczne, złe wybory, czy brak skuteczności, co mogliśmy dostrzec w sytuacji Nuneza z początku spotkania, czy Virgila Van Dijka, który oddał świetny strzał po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Do przerwy Liverpool w dalszym ciągu próbował coś wykombinować, a Manchester United w zasiekach ofensywnych w zasadzie nie istniał. Druga odsłona gry to zdecydowane przebudzenie czerwonych diabłów, którzy nie długo po wznowieniu gry gwałtownie mogli zagrozić bramce Alissona, jednak tym razem Garnocho świetnie ustrzegł Alexander Arnold. Sytuacja z minuty 66 to okazja, po której Liverpool mógł objąć prowadzenie za sprawą Trenta Alexandra Arnolda, któremu zabrakło kilka centymetrów od lewego słupka. Chwilę po tym w nadzwyczajny sposób mógł odpowiedzieć Manchester United, tworzący sobie dogodną sytuację, jednak Rasmus Hojlund nie zdołał pokonać Alissona. Ostatnie 15 minut spotkania zdecydowanie pod dyktando drużyny prowadzonej przez Jurgena Kloppa, którzy po raz kolejny byli bliscy objęcia prowadzenia. Pierwsza sytuacja to świetny wypad Nuneza po podaniu Salaha, który mocno podprowadził piłkę pod pole karne, a strzał oddał Luis Diaz, jednak nie zakończył się bramką. Tuż po tej akcji nastąpił rzut różny, po którym było dużo przepychanek i przebić, a na koniec do piłki dopadł Ibrahima Konate, który wykonał świetny zwód, oddając bardzo groźny strzał. Andre Onana był w tym meczu niesamowity, po raz kolejny broniąc zespół przed porażką. Końcówka spotkania to jeszcze kontrowersja z zagraniem ręką, co sędzia zinterpretował jako dozwolone zagranie i gra toczyła się dalej. W jednej z ostatnich minut nerw nie utrzymał na wodze Diego Dalot, który za istną frustrację w kierunku sędziego został ukarany drugą żółtą kartką, a w konsekwencji czerwoną. Mecz na Anfield zakończył się bezbramkowo i to właśnie gospodarze mogą czuć ogromny niedosyt po tym spotkaniu..
Arsenal 2:0 Brighton
Arsenal przed tą kolejką tracił do lidera z Liverpoolu jeden punkt i dziś mieli za zadanie dołożyć kolejne zwycięstwo, a ich dzisiejszy rywal to drużyna z wysokiej półki prowadzona przez Roberto De Zerbiego. Rywalizacja na Emirates rozpoczęła się od częstych ataków gospodarzy, co miało oznaczać szybkie strzelenie bramki, jednak pomimo tylu sytuacji czegoś brakowało a wynik do przerwy pozostawał bezbramkowy. Warto przytoczyć pudło Martinellego, czy świetny strzał Odegarda z początku spotkania. Brighton do przerwy nie oddało ani jednego strzału, co było ich najgorszym wynikiem od kilkudziesięciu spotkań. Po przerwie Arsenal za wszelką cenę chciał objąć prowadzenie i długo nie musieli czekać, bo już w 53 minucie swoją sytuację na bramkę zamienił Gabriel Jesus, dobijając piłkę głową do praktycznie pustej bramki. Później Brighton ze świadomością utraconej bramki starało się przenieść ciężar gry do przodu, jednak pomimo tylko kilku sytuacji byli natychmiastowo tłamszeni przez obronne zasieki Arsenalu. Mecz Arsenalu z Brighton to było mocno jednostronne widowisko i na domiar tego Kanonierzy podwyższyli prowadzenie w 87 minucie za sprawą Kaia Havertza, który w ostatnich tygodniach znajduje się w dobrej dyspozycji. Arsenal dowiózł zwycięstwo do końca, wskakując na fotel lidera po 17. serii gier.
W tej kolejce warto również wspomnieć o kilku istotnych wydarzeniach, które miały miejsce na przestrzeni kilku ostatnich dni. Spotkanie Bournemouth z Luton zostało przerwane i anulowane ze względu na zasłabnięcie kapitana Luton, który został przewieziony do szpitala i poddany badaniom. Manchester City po raz kolejny zaliczył wpadkę tym razem z Crystal Palace, remisując 2:2 mimo dwubramkowego prowadzenia. Chelsea i Tottenham wygrali swoje spotkanie odpowiednio, pokonując Sheffield United oraz Nottingham Forest.
Wyniki 17 kolejki Premier League:
Liverpool 0:0 Manchester United
Arsenal 2:0 Brighton
Brendford 1:2 Aston Villa
West Ham 3:0 Wolves
Burnley 0:2 Everton
Bournemouth 0:0 Luton
Chelsea 2:0 Sheffield
Manchester City 2:2 Crystal Palace
Newcastle 3:0 Fulham
Nottingham 0:2 Tottenham
Dominik Ochab