Liga Narodów – nowy twór, który w pewnym sensie miał na celu na nowo zrewolucjonizować kalendarz reprezentacyjnych rozgrywek, skoro zastąpił tak znane marki, które przez kilkanaście lat żyły w siatkarskim świecie. Nowy format jest ciekawy, ale chaos organizacyjny i decyzyjny pozostał.
Liga narodów – nowe zasady, dużo grania
Liga Narodów to nowy projekt FIVB. Jak co roku, światowi decydenci zaskoczyli nas zmianami. Mające wyrobioną i rozpoznawalne marki „Ligi Światowej” wśród mężczyzn oraz „World Grand Prix” wśród kobiet odeszły do lamusa. Zarówno u pań, jak i u panów w Lidze Narodów występuje 16 reprezentacji, które przez pięć tygodni (od wtorku do czwartku u kobiet i od piątku do niedzieli u mężczyzn) mierzą się ze sobą w czterech grupach w różnych lokalizacjach świata, tak by każda reprezentacja zagrała jedno spotkanie z każdą drużyną z 16-zespołowej tabeli. Do tradycyjnego Final Six awansuje 5 reprezentacji i gospodynie z Chin oraz gospodarze z Francji. Turnieje finałowe odbędą się w Ningbo i Lille.
Przeciętny kibic może mieć problemy
Po wzorowym wytłumaczeniu zasad, możemy przejść do wad systemu. Zacznijmy od spojrzenia przeciętnego kibica, który lubi od czasu do czasu interesuje się meczami siatkarskich reprezentacji. Nie sposób, żeby połapał się on w obowiązujących zasadach, skoro w zeszłym sezonie obowiązywały zupełnie inne. Przykładowo, reprezentacja Polski mężczyzn w fazie zasadniczej grała 9 spotkań – dwa razy z Brazylią i Iranem, a po razie z Włochami, Rosją, USA, Bułgarią i Kanadą. Gdzie tu jakaś logika i ciągłość?
Zerknijmy jeszcze na reprezentację kobiet, bo tu pojawia się kolejna istotna zmiana. Biało-czerwone w ubiegłym roku grały w II dywizji, mierząc się o awans z takimi drużynami, jak bliskie nam geograficznie Niemki, Czeszki, czy nawet Chorwatki i Bułgarki, a także zdecydowanie odleglejsze reprezentacje Korei Południowej, Portoryko, Kolumbii czy Argentyny. I nie mówię tu o bezpośrednich meczach, bo kalendarz – podobnie jak u panów – był bardzo zagmatwany. Mój wywód zmierza jednak do tego, że w tym roku w Lidze Narodów FIVB zrezygnowało z wartościowania drużyn dywizjami, a pogrupowało tylko 16 drużyn do Ligi Narodów. Reszta, której FIVB w tym elitarnym gronie nie widzi, gra w LIDZE EUROPEJSKIEJ, ale jak łatwo się domyśleć, są to rozgrywki tylko dla reprezentacji Starego Kontynentu, a formalnie ustalonego awansu z tych rozgrywek do Ligi Narodów zwyczajnie nie ma.
Dlaczego gra Argentyna?
To jeszcze nie wszystko. Nasza prężnie działająca światowa federacja skład Ligi Narodów na ten sezon podała w październiku. U kobiet niespodzianek prawie nie było. Do elity weszła najlepsza 15-tka World Grand Prix 2017, czyli 12-tka rywalizująca w I dywizji (Brazylia, Włochy, Serbia, Chiny, Holandia, Stany Zjednoczone, Japonia, Dominikana, Rosja, Tajlandia, Turcja, Belgia), najlepsza trójka z II Dywizji (Polska, Korea Południowa, Niemcy) i… Argentyna. W tym ostatnim przypadku pojawiają się olbrzymie kontrowersje. Reprezentacja z Ameryki Południowej regularnie dostawała baty, nie tylko od drużyn I, ale też II dywizji World Grand Prix. W ostatnich rozgrywkach II Dywizji wyprzedziły ją – oprócz wymienionej trójki najlepszych – Czechy, Bułgaria, Portoryko, Kolumbia, Kanada i Peru. A reprezentacja Czech musi się bić w Lidze Europejskiej, choć w mojej opinii dużo bardziej zasługuje na grę w elitarnym gronie. Przekonały się o tym boleśnie Polki, które w ubiegłorocznych kwalifikacjach do Mistrzostw Świata na Torwarze po najbardziej szalonym tie-breaku w historii polskiej siatkówki (z 7:2 do 9:15) pokonały biało-czerwone i przedłużyły sobie szansę na awans do MŚ, w których jednak nie zagrają, bo przegrały turniej barażowy.
Gdzie jest Słowenia?
Jeszcze gorzej jest u mężczyzn. Z pierwszej dywizji ubiegłego sezonu nie ma Belgów. Z drugiej dywizji pojawiły się Japonia (2. miejsce w ubiegłorocznych rozgrywkach), Australia (3. miejsce), Chiny (5. miejsce), czy też Korea Południowa (6. miejsce). Największym nieporozumieniem jest brak reprezentacji Słowenii w tych rozgrywkach. Zwycięzca II Dywizji Ligi Narodów, do tego 7. drużyna ubiegłorocznych Mistrzostw Europy i drugi zespół rozgrywek sprzed trzech lat. Zapewne światowa federacja w tych przypadkach kierowała się kluczem geograficznym, jest to jednak w mojej opinii jednocześnie drastyczne obniżenie poziomu rozgrywek. Niech nikogo nie zdziwi fakt, że Korea Południowa przez 15 meczów wygra 2-3, może 4 sety.
A na koniec napiszę Wam tak. Miała to być z jednej strony prezentacja formatu rozgrywek, z drugiej strony przedstawienie szans obu reprezentacji Polski i ukazanie aktualnej ich sytuacji, jako że kibice siatkarscy doskonale wiedzą, że rozgrywki już trwają. To drugie nie wyszło i zostawię to sobie za tydzień, kiedy to kobiety będą już po czterech weekendach, a panowie będą się szykować do trzeciej grupy rozgrywek.
Radosław Kępys