Po ostatnich wydarzeniach na INEA Stadionie stało się głośno o zmianie kar za dopuszczenie się do wtargnięcia na murawę i zachowań zabronionych podczas meczów piłki nożnej. Jak zapowiada Mateusz Morawiecki, premier RP, kary powinny bezpośrednio mierzyć w sprawców takich incydentów. Największym wyzwaniem ma być koniec z zamykaniem stadionów.
Pikująca frekwencja na stadionach
Sytuacja w polskiej Ekstraklasie jeżeli chodzi o kibiców oglądających mecze prosto ze stadionu z sezonu na sezon jest coraz gorsza. Nie pomagają tutaj nawet coraz nowsze stadiony. Sprawy na pewno nie ułatwiają kary nakładane przez organy Ekstraklasy, często nie poprzestając na karach pieniężnych a zamykając cały stadion lub pojedyncze sektory na „x” meczów. Przez takie właśnie decyzje naradzają się stereotypy przekazywane nowym pokoleniom odnośnie sytuacji na trybunach.
Dla kogo te kary są najbardziej dotkliwe?
Zamykanie trybun nie dotyka w największym stopniu tych, którzy dopuścili się odpalania pirotechniki, etc. Najbardziej cierpią jednak prawdziwi kibice, którzy czerpią radość z oglądania meczów z poziomu standów. Najlepiej odnoszący się do tego fakt, to sytuacja sprzed dwóch tygodni, kiedy Lech Poznań podejmował na własnym stadionie Legię Warszawa. Jedna z miejscowych fanek starszego wieku po wtargnięciu kibiców na murawę natychmiast opuściła stadion, mówiąc że nigdy już tam nie wróci. Na takich zachowaniach tracą normalni kibice, a pseudokibice nadal mimo zamykania trybun będą odwiedzać stadion i wyrządzać burdy. Kolejny argument za skończeniem z zamykaniem stadionów. Nie przyniesie to nigdy długotrwałych skutków, ponieważ sport nie może funkcjonować bez wsparcia, jakim darzą go fani.
Kary nakładane przez PZPN delikatniejsze od kar UEFA.
To może być decydujący argument dlaczego Ekstraklasa odstaje od innych lig, nie tylko ze względu na poziom rozgrywki, ale również na bezpieczeństwo. Kary nakładane przez polskie federacje są bardzo niskie, niższe mają jedynie prawdopodobnie kraje bałkańskie, w szczególności Chorwacja, gdzie podczas spotkań pomiędzy Dinamem Zagrzeb, a Hajdukiem Split, co sezon dochodzi do dantejskich scen. Tam są dopiero kłopoty. Przepisy UEFA są bardziej rygorystyczne, co nie oznacza, że podczas meczów na szczeblu europejskich pucharów nie brakuje zadym. Tak więc wydaje się, że zamiast zamykać stadiony, odpowiednie organy powinny ścigać sprawców takich zachowań. Przez bezmyślne zachowanie kilku pseudokibiców nie mogą przecież tracić pozostali fani. Przykład? Mecz Legii Warszawa z Borussią Dortmund, podczas którego kibice gospodarzy próbowali wtargnąć na sektor gości. Skutkiem był zamknięty cały obiekt na kolejny domowy mecz z Realem Madryt, który co najważniejsze w tym wszystkim udało się podopiecznym Jacka Magiery zremisować 3-3, przez chwilę prowadząc nawet 3-2.
Jak można temu zaradzić?
Przede wszystkim zarząd Ekstraklasy i PZPN powinni spojrzeć jak sytuacja wygląda za granicą, przede wszystkim na zachodzie Europy, gdzie do burd na stadionie dochodzi bardzo rzadko. Następny krok, to rozmowa z tamtejszymi władzami i spisanie wszystkich pomysłów w jedną całość, a następnie rozmowa z osobami zarządzającymi polskimi klubami. Nie ukrywajmy, że to przez pirotechnikę nakładana jest zdecydowana większość kar na polskie kluby. Kibice się jednak nie poddają, ponieważ oprawy stanowią bardzo dużą część futbolu.
W jednym z krajów Beneluxu wprowadzono dość ciekawy i przemyślany sposób. Każdy bowiem z tamtejszych klubów ma zapisanych kibiców odpowiadających za odpalanie rac i przygotowane oprawy. Wszystko odbywa się bez kominiarek i ukrywania się przed okiem kamer. Jeżeli którychś z nich dopuści się naruszenia zasad, wymierzany jest proces karny. Oprawy, jak i poziom bezpieczeństwa są na bardzo wysokim poziomie. Takie sytuacje, jakie miały miejsce podczas ostatniej kolejki Ekstraklasy na pewno nie miałyby prawa miejsca. Problem największy jest w tym, jak na taką zmianę zareagowaliby kibice.
Z ciekawą propozycją na ugodę z fanami wyszli Norwedzy. Testowane od niedawna są tam bowiem tzw. zimne race. Główne ich założenia, to mniejsza produkcja dymu i niższa temperatura, która stwarza mniejsze zagrożenia pozostałym kibicom zgromadzonym na trybunach.
Z kolei jeden z klubów z USA zdecydował się na wybudowanie „trybuny dymnej”. To tam miałyby być odpalane race i inne materiały pirotechniczne, a dzięki specjalnemu systemowi, dym zostaje natychmiast transportowany na zewnątrz stadionu.
Najważniejsze jest dojście do porozumienia pomiędzy policją, organami Ekstraklasy, PZPN, klubem i kibicami. Każda bowiem z tych stron musi mieć korzyści z danego rozwiązania, a jest to tym bardziej trudne w naszym kraju, gdzie wprowadzenie udoskonaleń przepisów jest bardzo trudne, a czasem niemożliwe.
Głos od Zbigniewa Bońka
Prezes PZPN od lat zmaga się z problemem kibicowskim na polskich stadionach. Co prawda za jego rządów zrobiło się na trybunach bezpieczniej, jednak nadal takie zachowania nie zostały wyeliminowane. Samej pirotechniki, która w głównej mierze towarzyszy oprawom Zbigniew Boniek nie wykluczy, ponieważ wiązałoby się to z jeszcze większym spadkiem chęci wybrania się na mecz Ekstraklasy. Oprawy z racami są pewnego rodzaju odskocznią od normalności. Natomiast takie zdarzenia jak podczas wspomnianego wcześniej spotkania Lecha z Legią trzeba jak najszybciej wyeliminować z polskiej piłki. Podobny głos zabrał premier Mateusz Morawiecki, mówiąc jednogłośnie „oprawy tak, burdy nie” chwaląc przy okazji pamiętną oprawę kibiców mistrza Polski nawiązując do zbrodni hitlerowskich.
Mariusz Deczkowski