Snooker ma nowego mistrza świata! Reprezentujący Belgię Luca Brecel napisał nowy rozdział w historii tej dyscypliny. Został pierwszym mistrzem z Europy kontynentalnej.
Cóż to były za mistrzostwa! Po raz pierwszy w jednych Mistrzostwach Świata padły dwa brejki maksymalne – w tym jeden w samym wielkim finale. Debiutant Si Jiahui był o krok od sprawienia wielkiej sensacji. Ronnie O’Sullivan nie dał rady obronić tytułu. „Belgijski Pocisk”, jak nazywany jest Luca Brecel przed rozpoczęciem zawodów, nigdy wcześniej nie wygrał meczu w Mistrzostwach Świata. To wszystko pokazuje nam, jak wyjątkowe były tegoroczne zmagania o tytuł najlepszego snookerzysty na świecie.
Teoria nie idzie w parze z praktyką
Dla Brecela były to szóste mistrzostwa w karierze. Debiutował w sezonie 2011/12 w wieku 17 lat. Przegrał wtedy w pierwszej rundzie z późniejszym półfinalistą Stephenem Maguirem 5:10. W następnych czterech występach w Crucible Theatre Belg odpadał właśnie w pierwszej rundzie fazy głównej turnieju. Więc czysto teoretycznie Luca Brecel nie był stawiany w ścisłym gronie faworytów do końcowego sukcesu.
W ostatnich dwóch sezonach Belg znacznie poprawił swoje notowania. Najpierw doszedł do finału UK Championship, który przegrał z Zhao Xintongiem. Tuż po tym wygrał Scottish Open, ogrywając Johna Higginsa. Było to drugie zwycięstwo w turnieju rankingowym Brecela. Z kolei w tym sezonie na samym początku triumfował w Championship League. W grudniu doszedł do finału English Open, w którym to przegrał z Markiem Selbym. Ostatnie dwa lata to zdecydowanie najlepszy okres w karierze 28-latka.
Dlaczego u Belga teoria nie idzie w parze z praktyką? Zwykło się mówić, że profesjonalny snookerzysta powinien średnio około 8 godzin dziennie spędzać przy stole treningowym. Belg po wygranej w meczu z Rickym Waldenem przyznał się, że do samych mistrzostw się nie przygotowywał. Stwierdził, że może z 15 minut spędził przy stole treningowym, a resztę wolnego czasu poświecił na relaks. Kto wie, może Belg napisze nowe trendy w uprawianiu sportu?
Historyczny finał
Droga do finału, jaką przeszli Mark Selby i Luca Brecel była kręta i wyboista. Selby po drodze pokonywał Matthew Selta, Gary’ego Wilsona, Johna Higginsa i Marka Allena. Półfinał z Allenem był bardzo trudny. Zakończony został około 1:00 w nocy czasu brytyjskiego. To był mecz na wyniszczenie. Wiele partii trwało ponad 40 minut. Obaj półfinaliści grali bardzo defensywnie. Lepiej trudy całego meczu wytrzymał Mark Selby, który awansował do szóstego finału mistrzostw świata w karierze.
Natomiast Luca Brecel mógł już w zasadzie odpaść z turnieju w 1. rundzie. Tam mierzył się z Rickym Waldenem. Pokonał jednak bardziej doświadczonego Anglika 10:9. Wydaje się, że późniejsza droga Belga do finału była najtrudniejsza. W drugiej rundzie ograł 3-krotnego mistrza Świata Marka Williamsa 13:11. W ćwierćfinale po niesamowitym „comebacku” zwyciężył z Ronniem O’Sullivanem 13:10, a przegrywał już 6:10. No i na deser trzeba przypomnieć półfinał z Si Jiahuiem. Chińczyk prowadził już 5:14. Brakowało mu już tylko 3 partii, by awansować do finału. Luca Brecel zakasał rękawy, wziął się do roboty i odrobił straty, wygrywając w półfinale 17:15. Wiele osób się zastanawiało, czy starczy mu sił i polotu na to, aby pokonać utytułowanego Selby’ego w wielkim finale.
Od początku to w zasadzie Luca Brecel nadawał ton finałowego spotkania. Pierwszą partię wygrał w 6 minut. Szybko osiągnął przewagę i w pewnym momencie prowadził już 5:1. Mark Selby grał momentami gorzej niż źle, ale jego usprawiedliwieniem mogło być przecież późne zakończenie półfinału. Anglik się mimo wszystko nie poddawał. W 16 partii dokonał czegoś historycznego. Otóż jako pierwszy zawodnik w historii snookera, wbił brejka maksymalnego w finale Mistrzostw Świata. Radość samego zawodnika, ale też samego Brecela była godna podziwu.
W drugim dniu finału wydawało się, że Luca Brecel wręcz rozgromi Marka Selby’ego. Prowadził już 16:10 i tylko dwie partie dzieliły go od wielkiego sukcesu. 4-krotny Mistrz Świata postanowił jednak, że ten mecz jeszcze trochę potrwa. Wygrał 5 partii z rzędu i zrobił coś, co tylko potrafią najlepsi. Zasiał niepewność w głowie rywala. Luca Brecel zaczął grać zbyt nonszalancko. Atakował niemożliwe wręcz bile. Pojawiały się już nawet oznaki zrezygnowania. W końcu jednak przypomniał sobie, jak to jest wygrywać partię jednym podejściem przy stole i dokonał przełamania. Brecel wygrał następne dwa frejmy i został sensacyjnym nowym Mistrzem Świata. Belg został też pierwszym mistrzem spoza Wielkiej Brytanii od 2010 roku – wtedy triumfował Australijczyk Neil Robertson.
W związku ze zwycięstwem Luca Brecel zanotował spory awans w rankingu światowej federacji. Z 9. miejsca awansował na drugie. Przed nim jest już tylko sam Ronnie O’Sullivan. Jeśli Belg w nowym sezonie utrzyma poziom, to będzie miał wielką szanse, aby zostać nowym numerem jeden.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego tegoroczny finał był historyczny. Sędziował ten mecz Brendan Moore. 51-latek przed turniejem zapowiedział, że to będzie jego ostatni mecz w karierze sędziego snookera. Od teraz będzie sędzią w pool bilardzie.
Oni w tym roku zawiedli
Co roku eksperci wymawiają szerokie grono kandydatów do zdobycia mistrzostwa. Te nazwiska się zwykle powtarzają – John Higgins, Ronnie O’Sullivan, Mark Williams, Judd Trump, Mark Selby, czy też Neil Robertson. Poza Selbym w tym roku faworyci zawiedli. Judd Trump – Mistrz Świata z 2019 roku, po raz trzeci w karierze odpadł już 1. rundzie. John Higgins w ćwierćfinale przegrał z Markiem Selbym dość gładko, bo 7:13. Ronnie O’Sullivan w zaskakujący sposób w tej samej fazie zawodów przegrał z Luca Brecelem. Z kolei Neil Robertson – mistrz z 2010 roku zarzekał się przed rozpoczęciem zawodów, że w tym roku jest doskonale przygotowany. Pierwszy mecz Australijczyka to potwierdził, gdyż w kapitalnym stylu pokonał Wu Yize 10:3. Bez wątpienia w drugiej rundzie mierząc się z debiutantem Jakiem Jonesem, był wielkim faworytem. Tam jednak to Walijczyk sprawił ogromną sensację, eliminując Robertsona z turnieju. Z kolei Shaun Murphy, na chwilę przed mistrzostwami złapał wiatr w żagle. Wygrywał dwa prestiżowe turnieje – Players Championship i Tour Championship. Grał w tych turniejach znakomicie. Gdy doszło do najważniejszych zawodów sezonu, to już nie było tak dobrze. Były Mistrz Świata z 2005 roku, sensacyjnie przegrał z Si Jiahuiem 9:10.
Autor: Krzysztof Małek