Wout van Aert we wspaniałym stylu wygrał E3 Saxo Clasic. Belg odniósł zwycięstwo w piątkowym wyścigu po emocjonującym finiszu, okazując się lepszym na ostatnich metrach od Mathieu van der Poela oraz Tadeja Pogacara.
Gdy kolarze wracają do Belgii końcem marca wiedz, że szykuje się coś wielkiego. Za nieco ponad tydzień zasiądziemy do jednego z pięciu najważniejszych wyścigów jednodniowych w kalendarzu – Ronde van Flaanderen. Jak co roku flandryjską piękność poprzedza seria startów rozgrywanych w Belgii i Holandii. Jedną z najlepszych okazji do sprawdzenia się na wymagającym terenie pełnym brukowanych podjazdów niezmiennie pozostaje E3 Saxo Classic.
Wyścig ten określany jest często jako „mała Flandria” – nic więc dziwnego, że na starcie stanęła plejada kolarskich gwiazd z Mathieu van Der Poelem, Woutem van Aertem, Tadejem Pogacarem, Dylanem van Baarle, czy Timem Wellensem. Trasa jednego z najważniejszych północnych klasyków była bardzo wymagająca. Zarówno start, jak i meta wyścigu zlokalizowane były w miejscowości Harelbeke. Kolarze mieli do pokonania w sumie 205 kilometrów, które (szczególnie w środkowej części trasy) najeżone były krótkimi, dynamicznymi podjazdami pokrytymi kostką brukową. O wyjątkowości zmagań w E3 Saxo Classic świadczy najlepiej fakt, że finisz z peletonu zadecydował o zwycięstwie w wyścigu ostatnio w… 2012 roku – później za każdym razem na metę kolarze wjeżdżali solo, lub w małych grupach. Mówiąc więc krótko – działo się na trasie. I w piątek też miało się dziać.
Ucieczkę dnia utworzyła piątka zawodników: Thomas Bonnet, Mathias Norsgaard, Kelland O’Brien, Mathis Le Berre oraz Martin Urianstad. Przewaga odjazdu nie wzrosła jednak powyżej 3,5 minuty, co kazało sądzić, że w wyniku przyśpieszenia peleton dopadnie harcowników – prędzej, czy później. Przy wjeździe na pierwsze tego dnia trudności tempo w głównej grupie było wysokie, głównie za sprawą pracujących na czele kolarzy EF Education-EasyPost. Choć dochodziło do podziału grupy, po chwili ponownie stawka się zjeżdżała. Niestety nie odbyło się bez kraks. W wypadkach, do których doszło pomiędzy wzniesieniami Oude Kruisberg i Oude Kruisberg, ucierpiał min. sam van der Poel. Na szczęście ani Mathieu, ani żaden z pozostałych zawodników poważnie nie ucierpieli. W wyniku mocnego tempa jazdy przewaga uciekających systematycznie malała.
Wielkie emocje zaczęły się w wyścigu bardzo wcześnie, bo już na ponad 80 kilometrów przed metą. To właśnie wtedy, na Taaienbergu, na przyśpieszenie zdecydował się van der Poel. Do zwycięzcy tegorocznego Mediolan – San Remo szybko dołączył van Aert. Dwójka odwiecznych rywali szybko zlikwidowała ucieczkę. Brakowało jednak kogoś, kto mógłby „pociągnąć” dalej atakujących. W efekcie zostali oni doścignięci przez mocno wyselekcjonowany peleton. Po chwili do przodu ruszył Matteo Jorgensen. Amerykanina z Movistaru stać było jednak tylko na wypracowanie zaledwie 20 sekund przewagi. Po chwili został dogoniony. Kolejna zawiązana akcja zapowiadała się bardzo groźnie. Wśród atakujących znaleźli się bowiem: Matej Mohoric (Bahrain – Victorious), Nathan Van Hooydonck (Jumbo-Visma) oraz Soren Kragh Andersen (Movistar). Zważywszy na zespoły, w jakich jeździli harcownicy, wydawało się, że mają oni sporą szansę na oderwanie się od reszty stawki. Kolarze ekip, w jakich jeździła prowadząca trójka )co oczywiste) nie kwapili się do pościgu, a oprócz nikt nie wyrażał chęci do pracy. Mimo przestoju w głównej grupie Mohoric, Van Hooydnock oraz Kragh Andersen nie wykorzystali szansy i nie oddalili się od przeciwników.
Na Stationsbergu ataku ponownie spróbował van der Poel. Holender wraz z Woutem van Aertem, który nieustannie siedział mu na kole, szybko dołączyli do prowadzącej trójki. Po chwili do tego grona dołączył również Tadej Pogacar. Niezwykle mocna szóstka zaczęła budować swoją przewagę. Dzięki pracy Słoweńca podczas podjazdu pod Paterberg udało się zgubić uciekających wcześniej kolarzy. NA czele pozostali więc tylko Pogacar, van der Poel oraz van Aert – wielka trójka współczesnego kolarstwa.
Gdy ich przewaga osiągnęła ponad minutę wiedzieliśmy już, że oni – Joseph Haydn, Wolfgang Amadeusz Mozart oraz Ludwig van Beethoven dzisiejszych szos – między sobą rozstrzygną kwestię triumfu. Razem przejechali około 30 kilometrów, nie tracąc przewagi. Gdy wszyscy czekaliśmy na końcowy sprint, ataków na około 3 kilometry przed metą próbował Pogacar. Przyśpieszenia Słoweńca na nic jednak się nie zdały. Na ostatnich metrach najlepszy okazał się van Aert i to on powtórzył swój sukces sprzed roku.
Po raz kolejny przekonaliśmy się o pięknie kolarstwa. Belg, który wyglądał najsłabiej prowadzącej trójki na podjazdach, ostatecznie zachował najwięcej sił i okazał się zwycięzcą. Za nami piękne rozpoczęcie flandryjskiej kampanii. Oby kolejne wyścigi były równie emocjonujące. Kolejna okazja do podziwiania kolarzy już w niedzielę, podczas wyścigu Gandawa – Wevelgem.