Iran wstaje z kolan [PODSUMOWANIE DNIA MŚ]

Piątek, 25 listopada nie będzie wspominany jako najciekawszy dzień na mistrzostwach w Katarze. Nie oglądaliśmy zbyt porywających widowisk, doznając głównie cyklicznych rozczarowań. Zapraszamy na podsumowanie!

Jak Feniks z popiołów

Pierwsze piątkowe spotkanie było dla Irańczyków absolutnie kluczowe. Po sromotnej klęsce z Anglikami, kolejna porażka de facto pozbawiałaby tę drużynę szans na wyjście z grupy. Kluczową zmianą w ustawieniu podopiecznych Carlosa Queiroza było wystawienie od pierwszej minuty napastnika Leverkusen Sardara Azmuna. Niesamowicie dynamiczny zawodnik wprowadził sporo świeżości i ruchu w szeregi swojego zespołu, mimo nawracających problemów po kontuzji. Walia była zdecydowanie przygaszona, a książę Walii Gareth Bale zdecydowanie nie pracował na swój przydomek. Pierwsza połowa przyniosła nam nieuznaną bramkę dla Iranu (spalony), natomiast w drugiej oglądaliśmy w jednej akcji aż dwa słupki w wykonaniu drużyny z Bliskiego Wschodu. Coraz bardziej zarysowywała się przewaga Taremiego i spółki; Wyspiarze wydawali się być znacznie słabsi kondycyjnie i motorycznie, narażając się na kolejne kontry rywali. Sytuacja pogorszyła się radykalnie, gdy pierwszy czerwony kartonik na tych mistrzostwach obejrzał bramkarz Hennessey za brutalne wejście w Taremiego. Iran nie przestawał atakować i w końcu w doliczonym czasie gry z dystansu do bramki trafił rezerwowy Cheshmi, a chwilę później przegranych Walijczyków dobił Rezaeian. Fantastyczny występ, ogromna wola walki i spora szansa na awans, który rozstrzygnie się w prestiżowym starciu ze Stanami Zjednoczonymi.

Iran – Walia 2:0 (90+8’ Cheshmi, 90+12’ Rezaeian)

Katar z honorem

Trudno było oczekiwać wiele od gospodarzy mundialu, którzy w pierwszym spotkaniu zaprezentowali futbol na poziomie mniej więcej Odry Opole. Mający problemy z wyprowadzeniem jakiejkolwiek składnej akcji Katarczycy, tłumaczyli swoją dyspozycję stresem związanym z występem na tak długo wyczekiwanej imprezie. W starciu z Senegalem rzekomy stres nieco przygasł, a Katar oddawał nawet na bramkę Mendy’ego niecelne strzały. Kontrowersyjna była sytuacja z 34. minuty, kiedy sędzia nie podyktował niesłusznie, jak się zdaje, karnego dla gospodarzy za faul na Akramie Afif. Niedługo później Senegal objął prowadzenie po koszmarnym błędzie obrońcy, który zaplątał się we własnym polu karnym i zgubił futbolówkę. Po przerwie zespół z Afryki szybko podwyższył wynik po bramce z rzutu rożnego i mecz przeszedł w etap stagnacji. Gdy obserwatorzy szykowali się już do wyłączenia odbiorników, wprowadzony Muntari wyskoczył w polu karnym najwyżej i strzelił pierwszą, historyczną bramkę dla Kataru. Spotkanie ożywiło się, a w kibicach wciąż tliła nadzieja. Bamba Dieng bramką na 3-1 nadzieję jednak odebrał, a Katar raz jeszcze przegrał.

Katar – Senegal 1:3 (78’ Muntari – 41’ Dia, 48’ Diedhiou, 84’ Dieng)

Futbol totalnie przeciętny

Holendrzy kroczą przez mistrzostwa w Katarze bardzo powoli i ociężale. Podopieczni Louisa van Gaala nie czarują świata swoją grą i można powiedzieć, że z futbolu totalnego została już co najwyżej totalna nuda. Nie inaczej było dzisiaj, kiedy na drodze Oranje stanął pogromca Katarczyków z meczu otwarcia – Ekwador. Po szybkiej i urodziwej bramce Cody’ego Gakpo Pomarańczowi szybko objęli prowadzenie. Następnie do ofensywy przeszli zawodnicy z Ameryki Południowej, dopinając swego w doliczonym czasie pierwszej połowy… gdyby nie spalony. Nie podcięło to jednak skrzydeł Ekwadorczykom, którzy szybko po przerwie wyrównali, a autorem trafienia został nie kto inny jak Enner Valencia, prowadzący już z trzema bramkami w klasyfikacji strzelców. Holendrzy zupełnie oddali inicjatywę, a remis uratowała im w 59. minucie poprzeczka. Ważnym momentem było opuszczenie boiska przez nikogo innego jak Valencię, który kontuzjowany został zniesiony na noszach. Potencjalna nieobecność snajpera może być sporym problemem dla jego drużyny, której do awansu wystarczy już tylko remis, podobnie zresztą jak Oranje. Remis w tym spotkaniu wyrzucił również Katar z turnieju – z Holendrami gospodarze zagrają już tylko o honor.

Holandia – Ekwador 1:1 (6’ Gakpo – 49’ Valencia)

Anglia bez wyrazu

W drugim starciu grupy B, Anglia mierzyła się ze Stanami Zjednoczonymi. Niesieni świetnym występem w pierwszym spotkaniu, Lwy Albionu miały postawić twarde warunki rywalom i zapewnić sobie awans do dalszej fazy turnieju. Dobra dyspozycja podopiecznych Garetha Southgate’a chyba jednak wzięła sobie wolne, bowiem Anglicy zaprezentowali się niesamowicie przeciętnie, aż nie dziwią głosy mówiące o pakcie o nieagresji zawartym między dwoma drużynami. Amerykanie natomiast grali odważnie, szczególnie w pierwszej połowie, kiedy dyktowali tempo gry i zamykali momentami przeciwników na ich połowie. Szturm na bramkę Pickforda pozostawał jednak szturmem nieskutecznym z racji braku odpowiedniego wykończenia akcji. Anglia kiepsko radziła sobie w środku pola, nie potrafiąc na dłużej przejść do ataku pozycyjnego. Najgroźniej zrobiło się po strzale Pulisica, który wylądował na poprzeczce. W drugiej odsłonie oglądaliśmy już niezwykle statyczną, zachowawczą grę, a wynik bezbramkowy zdawał się odpowiadać obu zespołom. O wszystkim zadecyduje zatem ostatnia kolejka.

Anglia – USA 0:0

Piotr Mendel

czytaj dalej...

udostępnij na:

REKLAMA

najnowsze