Za nami kolejne emocje związane z dartem. Poznaliśmy nowego drużynowego mistrza świata w tej dyscyplinie i wiemy, że najlepszy duet tworzy Australia, która w finale pokonała Walię. Na pewno to niespodzianka, gdyż nie byli w gronie głównych faworytów. Jak wyglądał ostatni dzień turnieju? Podsumujmy sobie go.
Sesję popołudniową tworzyły mecze ćwierćfinałowe:
Holandia (Danny Noppert, Dirk van Duijvenbode) – Irlandia Północna (Daryl Gurney, Brendan Dolan) 2:0
Danny Noppert — Daryl Gurney 4:2
Dirk Van Duijvenbode — Brendan Dolan 4:3
To nie były proste mecze dla Oranje. Przykładem mecz numer 2, gdzie Van Duijvenbode męczył się niesamowicie na dublach i musiał odrabiać stratę z 1:3. W legu numer 5 zrobił rzecz niesamowitą. W momencie, gdy Dolan miał do rzucenia D4 on skończył 153 rzucając kolejno T20, T19 i D18. Nabrał wiatru w żagle i skończył decydującego lega. W meczu Nopperta takiej dramaturgii nie było, ale też było sporo nieskuteczności. Lepiej poradził sobie z tym jednak Holender. Irlandczycy nie zdołali rzucić żadnego maxa i w obu starciach byli gorsi w średniej punktowej. Miażdżąca była statystyka w meczu Van Duivenbode z Dolanem, gdzie Holender miał aż 8 rzutów 140+ przy tylko jednym rywala, jednak na podwójnych to Dolan miał lepszy procent skuteczności.
Walia (Gerwyn Price, Jonny Clayton) – Niemcy (Gabriel Clemens, Martin Schindler) 2:0
Gerwyn Price — Martin Schindler 4:0
Jonny Clayton — Gabriel Clemens 4:2
Ten dwumecz był chyba najszybszym tego dnia. Rozpoczął wszystko Price, który nie dał sobie wydrzeć ani jednego lega. Zagrał wręcz idealne spotkanie. 4/4 przy wykończeniach, ani jednej szansy Schindlera. Price skończył 170, co jest najlepszym wynikiem w tym turnieju, a poza tym grał na średniej aż 117 przy 101 rywala. Wynik poniekąd nie oddaje tego, jak ten mecz przebiegał, bo Schindler z taką grą pokonałby nie jednego rywala, ale po prostu Price zagrał na poziomie dla niego nieosiągalnym. Clayton już tak niesamowicie nie zagrał, ale na tyle dobrze, by awansować do kolejnej rundy. Pokazał swoją solidność na podwójnych, dobre 4/7 w tym elemencie. Clemens choć się starał to nie mógł zrobić nic więcej. Ta para również zagrała dobry dla oka mecz na średnich znacznie powyżej 90 punktów.
Belgia (Dimitri Van den Bergh, Kim Huybrechts) – Australia (Simon Whitlock, Damon Heta) 1:2
Dimitri Van den Bergh — Damon Heta 4:2
Kim Huybrechts — Simon Whitlock 3:4
Dimitri Van den Bergh / Kim Huybrechts — Simon Whitlock / Damon Heta 0:4
To jedyny mecz w ćwierćfinale, gdy odpadła nacja rozstawiona z wyższym numerem. Pierwszy mecz pokazał, że Heta ma pewną obniżkę formy, bo nie gra na takim poziomie, jak w całym sezonie, często pudłował oczywiste podwójne, z czego skorzystał rywal, który w 6 legu zdołał przełamać Australijczyka kończąc 89. Mecz stał na dobrym poziomie, Heta osiągnął średnią 100, aczkolwiek rywal wiele dobrego robił rzutami 140+, miał też jednego maxa. W drugim meczu nie doszło do żadnego przełamania, każdy z graczy obronił swój licznik, a jako że Whitlock rozpoczynał spotkanie to doprowadził do wyrównania stanu rywalizacji. Mecz deblowy to już dominacja Australii, która zagrała na kosmicznym poziomie 109 punktów na dystansie, co jest naprawdę wielkim wyczynem w parze, nie pozwoliła rywalowi na choćby jedną lotkę kończącą sami wykorzystując 4 z 6 szans. Z przebiegu tego ostatniego pojedynku można śmiało stwierdzić, że wygrał lepszy duet.
Anglia (Michael Smith, James Wade) – Szkocja (Peter Wright, John Henderson) 2:0
Michael Smith — John Henderson 4:0
James Wade — Peter Wright 4:1
Ta rywalizacja była dosyć jednostronna. Jak jeszcze można było oczekiwać łatwej przeprawy dla Smitha i ta taka była, to jednak Wright był w stanie osiągnąć coś więcej, ale po prostu mistrz świata jest bez formy. 8 legów wygranych Anglików przy tylko 1 po stronie obrońców tytułu pokazał, że wyczyn sprzed roku był raczej efektem słabej postawy faworytów i sporej liczby niespodzianek. Smith w niesamowitym gazie w dosłownie kilka minut rozprawił się z Hendersonem grając jak w transie i raz po raz dorzucając wysokie podejścia. Wade może nie zagrał wielkiego meczu, ale był po prostu o wiele skuteczniejszy na dublach. Wright skończył tylko jedną lotkę z 12 szans, jakie w tym meczu miał. Gdyby nie to, ten pojedynek mógł iść w obie strony, gdyż na dystansie rywalizacja była dosyć wyrównana.
Sesja wieczorna to już spotkania półfinałowe, które miały wyłonić nacje walczące w bezpośrednim starciu o tytuł. Tutaj oba mecze zakończyły się dosyć szybko.
Walia (Gerwyn Price, Jonny Clayton) – Holandia (Danny Noppert, Dirk Van Duijvenbode) 2:0
Gerwyn Price – Danny Noppert 4:1
Jonny Clayton – Dirk Van Duijvenbode 4:2
W pierwszym starciu półfinałowym niespodzianki nie było. Rozpoczął wszystko Price, który nie grał już tak efektownie jak z Schindlerem, jego średnia punktowa spadła o dobrych ponad 20 punktów, ale dalej był skuteczny na podwójnych i to zdecydowało o pierwszym punkcie dla Walii. Mecz Claytona z Van Duivenbode na pewno stał na wyższym poziomie, średnie punktowe były o około 10 oczek wyższe niż mieli ich poprzednicy, aczkolwiek i tutaj wszystko rozstrzygnęły lotki na podwójną zdobycz. Tutaj świetnie spisywał się Clayton, który skończył 4 z 5 szans. Udało się przełamać rywala w 6 legu i Walia była pierwszym finalistą turnieju World Cup of Darts.
Anglia (Michael Smith, James Wade) – Australia (Damon Heta, Simon Whitlock) 0:2
Michael Smith — Damon Heta 3:4
James Wade — Simon Whitlock 0:4
Co zawiodło u Michaela Smitha? On, jak i jego reprezentacja była faworytem do awansu, aczkolwiek mocno zawiedli lub odwrotnie, czyli Australia pokazała się z doskonałej strony. W sumie oba stwierdzenia mogą być słuszne. Jak Smith walczył i grał na swoim dobrym poziomie to Heta również wzniósł się na swoje wyżyny. Lotek kończących miał bardzo dużo, bo aż 11 przy raptem 5 Smitha. To Anglik był lepszy na dystansie, ale nie za bardzo potrafił odpowiednio się ustawić. Najwyższe zakończenie lega w meczu to raptem 47 Smitha. Warto powiedzieć, że wszystko zmierzało ku pewnej wygranej Smitha, który prowadził już 3:1, ale potem oglądaliśmy mecz jednostronny i 3 legi wygrane pod rząd Hety. Seria niesamowitej gry Australii została przedłużona do 7 legów wygranych z rzędu, bo Whitlock zagrał świetny mecz na poziomie 103 punktów i wygrał do 0 z Wadem, który nie miał ani jednej szansy na zakończenie, a Whitlock wykorzystał aż 4 z 6 takich rzutów. Rywalizacja mogła potoczyć się inaczej i skończyć meczem deblowym, ale widocznie Smith w pewnym momencie zlekceważył rywala i musiał za to słono zapłacić.
Mecz finałowy z faworytem i drużyną, która była wymieniana w gronie potencjalnych finalistów, ale czy ktoś brał ich na poważnie? Siłą rozpędu awansowali do finału i tam wciąż grali niesamowity dart:
Australia (Simon Whitlock, Damon Heta) – Walia (Gerwyn Price, Jonny Clayton) 3:1
Damon Heta – Gerwyn Price 4:0
Simon Whitlock – Jonny Clayton 4:2
Simon Whitlock / Damon Heta – Gerwyn Price / Jonny Clayton 3:4
Damon Heta – Jonny Clayton 4:2
W finale gra się do 3 wygranych pojedynków i niewiele brakowało, by ten mecz skończył się właśnie po takiej ilości. Dwa pewnie wygrane mecze singlowe dawały prowadzenie 2:0 i wielką pewność Australii. Ci w meczu deblowym prowadzili 3:2, a w ostatnim legu mieli D18 na skończenie meczu, aczkolwiek pudło Whitlocka sprawiło, że Walia odzyskała nadzieję. Rywalizacja singlowa niewiele zmieniła. Damon Heta pokonał kolejnego Walijczyka i niespodzianka, bo tak trzeba nazwać zwycięstwo Australii, stała się faktem. Kangury zostały pierwszą nacją w historii World Cup of Darts, która wygrała i nie była państwem z Europy. Był to dla nich drugi finał. W 2012 roku przegrali 3:4 z Anglikami, a ten mecz dobrze pamiętał Simon Whitlock. Australijczyk dotarł do grona 4 graczy, którzy brali udział we wszystkich dotychczasowych 12 edycjach tego turnieju. Obok niego są jeszcze Mensur Suljović, Brendan Dolan i William O’Connor. Z tego grona jednak jako jedyny może pochwalić się tytułem mistrza świata.
Radek Wolski