Pierwsze skojarzenie z Bundesligą? Zapewne wielu odpowie: Bayern Monachium lub Robert Lewandowski. Kto dalej? Na myśl mogą przyjść liczne talenty, które możemy obserwować na niemieckich stadionach. Jadon Sancho, Erling Haaland, a wcześniej Kai Havertz czy Timo Werner. To nazwiska znane każdemu kibicowi futbolu. Europejskie gwiazdy. Jednak jest w Bundeslidze jedna postać, dla osób nieinteresujących się niemiecką piłką pewnie anonimowa, o której nie mówi się dużo. A powinno! Ridle Baku, zawodnik VfL Wolfsburg.
Kierunek – Europa
Pomimo że Ridle Baku urodził się w Niemczech i spędził tam całe swoje życie, to jego korzenie prowadzą na południe Afryki. Konkretnie do Zairu, dzisiejszej Demokratycznej Republiki Konga. To stamtąd pochodzi jego rodzina. Dzieje tego kraju są niesamowicie zawiłe, ale nie o nich. W skrócie tak, aby zorientować się w sytuacji – skorumpowane rządy doprowadziły do całkowitego załamania się gospodarki, przez co w latach 80. państwo stało się jednym z najbiedniejszych na świecie. Sytuacja w kraju była trudna, przez co wiele rodzin zmuszonych było do opuszczenia kraju. Jedną z takich familii była rodzina Baku, która w 1992 roku wyemigrowała do Europy i osiedliła się w Moguncji, w zachodnich Niemczech.
Riedle czy Ridle
W 1998 roku na świat przyszli bliźniacy Makana Nsimba i Bote Nzuzi. Ojciec, będący ogromnym fanem reprezentacji Niemiec, a szczególnie jej ofensywnych graczy, nadał im pseudonimy: Rudi (od Rudiego Vollera) oraz Ridle (od Karla-Heinza Riedle, do tej pory nie wiadomo dlaczego pominięto literę „e”). Chłopcy tak nazywani byli w dzieciństwie. Najpierw głównie przez ojca, ale potem szybko podchwycili to koledzy ze szkoły czy z drużyny piłkarskiej. O ile ten pierwszy dalej figuruje jako Makana Nsimba, to ten drugi tak przyzwyczaił się do swojej ksywki, że od 2017 roku w dowodzie i wszelkich dokumentach, Ridle widnieje jako jego pierwsze imię.
Ojciec – nauczyciel
Nadanie swoim dzieciom pseudonimów pochodzących od piłkarzy świadczy o fakcie, że ich ojciec był kompletnie zafiksowany na punkcie piłki nożnej. Grał w nią amatorsko, ale marzył, by jego dzieci poszły krok dalej. Pragnął, by miały lepsze życie.
Chcąc, by występowały one na największych stadionach świata, w świetle reflektorów, od najmłodszych lat życia starał się ich zarazić pasją do futbolu. Udało mu się. Najbardziej znany spośród jego dzieci jest Ridle, który występuje obecnie w Wolfsburgu. Jego brat bliźniak gra w Holstein Kiel, wiceliderze 2. Bundesligi. Zaś najstarszy z braci – Kokolo, ma na swoim koncie kilka występów w niższych ligach niemieckich, ale kariery nie zrobił.
Zacząłem grać w piłkę nożną, kiedy miałem cztery czy pięć lat. […] Dla nas, braci, piłka była najlepszą zabawką. Gdy tylko odrobiliśmy lekcje, szliśmy na boisko i wróciliśmy do domu dopiero późnym wieczorem. Tak wyglądał nasz każdy dzień. Nie potrzebowałem innych zajęć – opowiada 22-letni zawodnik.
Ze stacji benzynowej na stadion
Ridle, jako że urodził się w Moguncji i tam spędzał całe dzieciństwo, będąc małym chłopcem, został zapisany do młodzików Mainz. Przedzierał się przez wszystkie kategorie wiekowe, aż wreszcie trafił do pierwszej drużyny. Sposób, w jaki tam się dostał, jest jednak niesamowicie specyficzny.
Sezon 2017/18. Zero-piątki walczą o utrzymanie. Zbliża się mecz z Lipskiem. 32. kolejka. Zespół spod szyldu Red Bulla gra w Bundeslidze drugi sezon. Już nie są tak groźni, jak w debiutanckiej kampanii, kiedy to zdobyli wicemistrzostwo. Cały czas jest to jednak ekipa z niemieckiej czołówki. W 33. kolejce rywal jeszcze trudniejszy. Wyjazd na Signal Iduna Park do Dortmundu. W 34. serii gier mecz z Werderem Brema. Patrząc na terminarz, w okna gabinetów prezesów coraz śmielej zaczyna zaglądać widmo spadku.
Dodatkowo sytuacji drużyny z Opel Arena nie poprawia wiadomość o urazach dwóch kluczowych zawodników. W przeddzień meczu z Lipskiem kontuzjowani zostali Suat Serdar i Danny Latza – dwaj etatowi zawodnicy środka pola. W kadrze zastępców brak.
Wtedy oczy ówczesnego trenera, Sandro Schwarza, zostały skierowane w stronę zespołu rezerw, a dokładnie w kierunku utalentowanego Ridle Baku. 20-letni wtedy piłkarz miał załatać dziurę, która wskutek urazów powstała w środku pola.
W przeddzień meczu z Lipskiem, rezerwowa ekipa grała na wyjeździe z Freiburgiem U23. Oba miasta dzieli około 275 kilometrów. Piłkarze byli już w połowie drogi, kiedy do trenera zespołu rezerw dotarła wiadomość, że jednego z piłkarzy muszą usunąć z pokładu, ponieważ jest potrzebny pierwszym zespole. W tym samym czasie, kiedy Ridle Baku został odstawiony na stacji benzynowej w Bruchsal, kierownik drużyny, Darius Selbert, dostał polecenie od Sandro Schwarza, że ma wsiadać w samochód i pędzić po młodzika.
„Graj jak na treningu”
Misja zakończyła się sukcesem. Sandro Schwarz przekazał mu, że wychodzi w pierwszym składzie.
Pierwsze dziesięć minut było słabe w jego wykonaniu. Niecelnym podaniem o mało nie doprowadził do straty bramki.
Zajęło mi trochę czasu, zanim zorientowałem się, gdzie właściwie jestem. Trener powiedział mi: „zachowaj spokój i graj jak na treningu”. Potem wszystko się zaczęło na nowo – wspomina.
W 29. minucie, za sprawą Pablo de Blasisa, Mainz objęło prowadzenie. Na 2-0 podwyższył Alexandru Maxim, a wynik na 3-0 w końcówce ustalił Ridle Baku. Sensacja stała się faktem, a młodzieniec z buta wszedł w Bundesligę.
Po takim występie tylko głupiec odesłałby go z powrotem do rezerw. Ridle pojechał wraz z seniorami do Dortmundu na mecz z Borussią. Ponad 80 tysięcy kibiców na trybunach. Baku jednak nic sobie z tego nie robił. Grał jak natchniony, ciągnął za sobą cały zespół, a do tego strzelił kolejną bramkę, swoją drugą w Bundeslidze. Jest najlepszym aktorem na murawie. To już nie wejście z buta. To zabranie za sobą drzwi i futryny. Baku, który miał był tzw. zapchajdziurą, stał się prawdziwym zbawcą. Mainz wygrywa na Westfalenstadion z BVB 2-1 i zapewnia sobie utrzymanie w Bundeslidze.
Pomocnik czy obrońca
Następny sezon rozpoczął już jako pełnoprawny członek pierwszego zespołu. Łącznie od debiutu wychodził w podstawowej jedenastce przez 11 spotkań z rzędu. Jego rozwój zahamowała niestety kontuzja, wykluczająca go z gry na dwa miesiące.
Po wyleczeniu urazu miał problem z powrotem do regularnej gry. Od końcówki grudnia do maja zgromadził na swoim koncie zaledwie 242 minuty.
Prawdziwy przełom nastąpił podczas kampanii 19/20. To wtedy został piłkarzem wyróżniającym się na tle swojego zespołu. Zagrał w 30. meczach.
Oprócz regularnej gry wyróżniała go także wszechstronność. Grał na środku pomocy, prawej obronie, prawym wahadle, prawej pomocy, a także jako defensywny pomocnik. Chociaż przez media został wykreowany jako prawy obrońca i być może tam ma największą przyszłość, to sam nie ukrywa, że najlepiej czuje się, grając jako ósemka.
Konieczny krok w przód
W końcówce sezonu można było odnieść wrażenie, że Mainz staje się dla niego zbyt ciasne. Nie zapewnia mu realizacji jego ambicji. Miał 22 lata i potrzebował kroku naprzód, bo gdyby został w Moguncji, mógłby zacząć wtapiać się w tamtejszą przeciętność.
Jego dobra gra nie przeszła bez echa. Skupił na sobie zainteresowanie nawet finalistów ostatniej edycji Ligi Mistrzów – PSG i Bayernu, którzy szukali rezerwowego prawego obrońcy. Baku uznał jednak, że to dla niego jeszcze zbyt wysokie progi. Natomiast gdy zgłosił się Wolfsburg, nie odmówił. Za kwotę 10. milionów euro przeniósł się do miasta Volkswagena.
Gdy przychodził do ekipy Wilków, był jedynym zdrowym prawym obrońcą w kadrze. Kevin Mbabu i William byli kontuzjowani, więc Baku mógł liczyć na łatwy start. Pierwszy skład, przynajmniej na początku, pewny. To czy go utrzyma, zależało wyłącznie od niego.
Po trzech miesiącach Mbabu był gotów do gry. Jednak nie mógł na nią liczyć, bo jego młodszy kolega ani myślał mu oddać miejsca w składzie. Ridle od pierwszego meczu stał się pewnym punktem drużyny. Strzelał, asystował, oskrzydlał akcje i – co ważne -skutecznie bronił, bo z tym nie najlepiej radził sobie jego szwajcarski konkurent.
Pierwszy gol Baku dla Wolfsburga (od 00:27):
Na początku grudnia magazyn kicker pokusił się o ocenienie w skali 1-10 wszystkich letnich transferów niemieckich klubów. Na najwyższą ocenę mogło liczyć ledwie siedmiu piłkarzy. Daniel Caligiuri, Wataru Endo, Max Kruse, Andre Silva, Ritsu Doan, Angelino oraz… Ridle Baku. To tylko pokazuje, jak świetny interes zrobił VfL, a jakiego świetnego wyboru klubu dokonał 22-latek.
Lek na całe zło
Tak znakomitymi występami zwrócił na siebie uwagę selekcjonera kadry, Joachima Loewa, który powołał go na listopadowe spotkania reprezentacji w miejsce kontuzjowanego Marcela Halstenbera. Ridle otrzymał nawet szansę zadebiutowania w narodowej kadrze w towarzyskim meczu z Czechami. Die Mannschaft wygrali 1-0. Następnie Baku odesłany został do reprezentacji U-21, by pomóc im w eliminacjach do Mistrzostw Europy. Wygrali oni 2-1 z Walią, podczas gdy seniorzy ulegli Hiszpanii 0-6. Wniosek? Parafrazując słowa Artura Jędrzejczyka: jest Baku, są wyniczki.
Teraz już tak na poważnie. Wszyscy dobrze wiemy, że reprezentacja Niemiec ma problemy z obsadzeniem prawej obrony. Tak naprawdę od momentu rezygnacji z gry w kadrze Philippa Lahma po MŚ w 2014 roku. W ciągu sześciu lat na prawej stronie defensywy (lub wahadła) zagrało łącznie 14. różnych zawodników! Najwięcej spotkań ma oczywiście Joshua Kimmich, ale ostatecznie Loew, jak i Hansi Flick, podjęli decyzję, że będą wystawiać go na pozycji środkowego pomocnika. Kto więc oprócz niego grał na prawej obronie? Lukas Klostermann, który w ostatnim czasie przez Juliana Nagelsmanna został przesunięty na środek defensywy. Kto dalej? Takie tuzy futbolu jak Kevin Grosskreutz, Benedikt Howedes, Benjamin Henrichs czy Sebastian Rudy, a także zawodnicy, którzy nominalnie są piłkarzami grającymi na innych pozycjach, jak np. Matthias Ginter, Antionio Rudiger, czy nawet Julian Brandt.
Gołym okiem widać, że na tej pozycji bieda aż piszczy, więc Ridle Baku, jak śpiewała Krystyna Prońko, mógłby być „lekiem na całe zło”. Parafrazowany był Artur Jędrzejczyk, to teraz pora na Kubę Łokietka, komentatora popularnego w ostatnim czasie darta: Joachimie Loewie! Usłysz o Ridle Baku. Macie prawego obrońcę!
Autor: Patryk Stysiński