Dominik Szoboszlai w Lipsku. Jak tam dotarł?

Nie miał LEGO, czy innych zabawek. Ważna była tylko piłka.” – Zsolt, ojciec Dominika. Węgier od początku chciał zostać piłkarzem, taki postawił sobie cel, by zrealizować marzenia taty. Poziom, na który się wspiął, przerósł chyba jego najśmielsze oczekiwania. Jakby na to nie patrzeć – gdy się urodził, klub, do którego dziś przechodzi, jeszcze nie istniał.

Kiedyś: Haaland i Szoboszlai, dziś: Haaland vs Szoboszlai

W Salzburgu szybko zapomnieli o Erlingu Haalandzie. Martwiono się, że drużyna po prostu zgaśnie bez rasowego snajpera. Okazało się, że można żyć i bez Norwega. Nowym liderem zespołu stał się Szoboszlai, który jeszcze rok wcześniej był w cieniu fantastycznego napastnika występującego teraz dla Borussii Dortmund.

Teraz będą mogli spotkać się w Bundeslidze. Lipsk gra z BVB 9 stycznia. Erling prawdopodobnie wtedy będzie już gotowy do gry po kontuzji. Dominik stanie po drugiej stronie barykady i, być może, trener Nagelsmann pozwoli mu wejść na boisko. Jeszcze dwa lata temu nikt w Salzburgu nie mógł spodziewać się, że tych dwóch zawodników w taki sposób wejdzie na salony europejskiego futbolu. Nie po cichu, nie bocznym wejściem. Po prostu razem z drzwiami, bez zbędnego gadania. Dla nich liczy się tylko boisko i piłka.

Marzenie ojca

Zsolt Szoboszlai to specyficzny człowiek. Przez ostatnie lata w głowie miał prawdopodobnie tylko jedną rzecz: wprowadzić Dominika na wysoki poziom piłkarski. Jest jego oczkiem w głowie, kimś, komu poświęcił cały świat i, co najważniejsze, kogo kocha całym sercem i chce dla niego jak najlepiej.

Kariera Zsolta nie należała do tych istotnych w futbolu. Przewinął się przez słabe kluby piłkarskie i nic wielkiego nie osiągnął. Od 13. roku życia nie miał rodziców. To na pewno miało wpływ na jego sytuację. Postawił więc przed sobą zadanie – sprawić, żeby Dominik miał lepiej i zaszedł dalej. Chyba mu się udało.

Starszy Szoboszlai po karierze pracował w akademii Videotonu, gdzie, co oczywiste, wciągnął swojego syna. Niestety, po jakimś czasie został zwolniony. Dlaczego? Jeden z rodziców uważał, że jego dziecko powinno zostać przeniesione do wyższej kategorii, bo ma wystarczające umiejętności. Trener Zsolt wdał się w kłótnię z tym człowiekiem, mówiąc, że ten młodziak ma jeszcze dużo do poprawy i nie ma zamiaru go wysłać wyżej. Ta niemiła pogadanka stała się pretekstem do wyrzucenia go z klubu przez władze.

Węgier stwierdził jednak, że nie ma na co czekać. Jest zdania, że młodzi piłkarze powinni uczyć się przede wszystkim techniki, dryblingu, podań itp., a nie jak twierdzi węgierska myśl szkoleniowa – przeszkadzania rywalowi. Skrzyknął więc jeszcze kilku „piłkarskich” rodziców i założyli szkółkę Fonix Gold FC. Co ciekawe, zawodnicy często trenowali tam z… piłeczkami golfowymi w rękach, by nie móc ciągnąć za koszulkę przeciwników. To miało ich nauczyć czystej gry.

Dorósł do bycia wielkim

Dominik rozwijał się pod okiem ojca przez kilka dobrych lat, aż trafił do MTK Budapest, skąd wrócił do Videotonu. W 2017 roku nastąpiło wydarzenie przełomowe, które zaważyło na znakomitym rozwoju Węgra. Trafił do miejsca, gdzie rodzą się gwiazdy. Do miejsca, gdzie trafić chce wielu nastolatków, ale nie każdy ma szansę. Do miejsca, które pozwala sięgnąć po marzenia. W Salzburgu wiedzą co zrobić, by oszlifować diamenty przychodzące do ich akademii. Wiedzą, jak dać im szansę na zaistnienie wyżej. Są idealną trampoliną do wyższych klubów, ale jeśli przyjdziesz tam z nastawieniem: „No, jak już tu jestem, to zaraz będą się o mnie bić lepsze zespoły.”, to jesteś w błędzie. Na to trzeba sobie zasłużyć. W tym klubie mogą ci tylko zapewnić do tego najlepsze warunki, ale najwięcej musisz dać od siebie. Dominik kimś takim jest. Od początku solidnie pracował nad swoim rozwojem i znalazł się dzięki temu w kolejnym miejscu, kolejnym „etapie” w jego własnej drodze na szczyt. W Lipsku.

„Chciałbym, żeby kiedyś uważano mnie za wzór do naśladowania”

To cytat Dominika sprzed kilku lat. Teraz może sobie bez wątpienia powiedzieć: „Uważa się mnie za wzór do naśladowania.” To, jaki progres wykonał na przestrzeni kariery, jest niesamowite. O jego stylu gry nie ma co się rozpisywać, to trzeba po prostu zobaczyć. Idealne czytanie gry, znakomity „pass”, doskonały „cross” (nie bez powodu jednym z zawodników, na których się wzoruje, jest Toni Kroos) i, co jest jego znakiem firmowym, atomowe uderzenie z dystansu. Filmik podsumowujący kampanię 19/20 w Salzburgu, kiedy został wybrany zawodnikiem sezonu, mówi sam za siebie.

„Rodzina to dla mnie wszystko. Dobre relacje z rodzicami są czymś najważniejszym.”

Przy swoich ogromnych sukcesach nigdy nie zapomina o rodzinie, której tak naprawdę wszystko zawdzięcza. Swojemu ojcu to powinien chyba nawet postawić pomnik za to, że od początku na niego stawiał, wierzył w jego umiejętności i pokazał, że nie można czekać, aż spełnienie marzeń do niego przyjdzie. Los trzeba wziąć we własne ręce i samemu zapracować na osiągnięcie celu. Jeśli poddamy się w połowie, nic z tego nie wyjdzie. Dominik tego nie zrobił. Konsekwentnie brnął do celu od początku swojej kariery piłkarskiej. Teraz w wieku dwudziestu lat został zawodnikiem RB Lipsk. Jednego z najlepiej prosperujących klubów na światowym rynku. Dlatego ściągnęli jednego z najlepiej prosperujących zawodników na światowym rynku.

Autor: Dawid Lampa

czytaj dalej...

udostępnij na:

REKLAMA

najnowsze