Burkina Faso to kraj, który znają wyłącznie fani afrykańskiej piłki. Kojarzony jest, a jakże z Pucharem Narodów Afryki. Najbardziej znany w Polsce jest „Prezes” Nakoulma, który „będę go zjadł”. Wydawało się, że żaden piłkarz stamtąd nie będzie traktowany poważnie. Wszyscy się pomylili – stało się to całkiem niedawno za sprawą młodego gościa o bujnej fryzurze – proszę państwa, przed Wami Bertrand Traore.
Przykre początki
Chelsea, w której zaczynał poważną karierę Burkińczyk, przeżuła go i wypluła jak gumę do żucia. Mamienie go grą i rozwojem w dalszej perspektywie sprawiały, że mogli sobie przytrzymać naiwnego i podnieconego dzieciaka, liczącego na wielką sławę w jednym z największych klubów w Anglii. Niestety, ale Bertrand Traore, czyli ten młody, nieopierzony wtedy chłopak pomylił się okrutnie. Na szczęście w porę otrzeźwiał:
Decyzja o opuszczeniu przeze mnie Chelsea była najlepszą, jaką mogłem podjąć. Młody piłkarz, taki jak ja, potrzebuje regularnej gry, by móc rozwijać swe umiejętności.
Ten krótki cytat pokazuje, jak wielką dojrzałością wykazał się ten chłopak. Pokazał, jak niewielką szansę ma młody, zdolny w wielkim klubie nastawionym na sukces. Zrozumiał, że dalsza próba walki w Londynie, nawet mając u boku samego Hazarda, nie ma prawa bytu. Rozgrywając zaledwie szesnaście meczów w ciągu całej kariery w Londynie i strzelając cztery gole, Bertrand Traore postanowił wyjechać do Amsterdamu.
Rozwinięcie skrzydeł
Wypożyczenie z Chelsea do Ajaxu sprawiło, że dostał wreszcie to, na co czekał tak długo – poważną szansę od trenera. Nic bowiem nie stymuluje młodego piłkarza bardziej, niż świadomość, że szkoleniowiec liczy na niego. Dzięki temu może on rozwinąć skrzydła, dokładnie tak, jak zrobił to Burkińczyk. Wielu piłkarzy wyszło z amsterdamskiej szkoły. Duże grono z nich przebiło się też do świadomości menedżerów na świecie. Bertrand Traore, Justin Kluivert, Ricardo Kishna, Matthijs De Ligt – to tylko mała cząstka tego, co Ajax wyszkolił.
Nie inaczej było z naszym bohaterem. Wprawdzie jeden sezon to mało, by w pełni się pokazać, ale więcej nie mógł zrobić. W końcu nadal był więźniem Chelsea, z której był do Amsterdamu wypożyczony. Mimo tego zdołał zebrać całkiem pochlebne opinie oraz liczby, które za nim przemówiły. Strzelenie trzynastu goli w trzydziestu dziewięciu występach to niezły wynik, ale stanowczo do poprawy patrząc na jego klasę. Poza tym efektowny drybling, dobra technika użytkowa sprawiły, że tym chłopakiem zainteresowały się wielkie firmy europejskiej piłki.
Po piłkarską wersję zaginionej perły sięgało wielu futbolowych piratów pokroju Jacka Sparrowa. Szukali jej niczym najważniejszego skarbu, zaznaczonego na mapie wszystkim dobrze znanym „X”. Wszyscy wiedzą, jak trudne jest to do zrealizowania, ponieważ bardzo często czyhają na takich śmiałków różne pułapki. Trochę jak w przypadku Sparrowa i jego świty. Przerażony perspektywą powrotu do swojego londyńskiego piłkarskiego więzienia Traore liczył, że przygarnie go ktokolwiek, byle nie Chelsea. No i modły w końcu zostały wysłuchane.
Przystanek Lyon
Bertrand Traore nie trafił z deszczu pod rynnę. Tylko ślepiec mógłby powiedzieć, że przybycie do Olympique Lyon może być krokiem w tył dla jakiegoś zawodnika. Szczególnie, jeśli mowa jest o młodym, ciągle rozwijającym się piłkarzu. Jak to bywa w pierwszym sezonie, Traore uczył się gry w Ligue 1, przystosowywał swoje umiejętności do warunków ligowych. Nie zmienia to jednak faktu, że nie miał okazji tych walorów przedstawić.
Szybkość biegu, drybling, zejście na lewą nogę to mocne strony Bertranda. Udowadnia to szczególnie w aktualnie trwającym sezonie, gdzie robi furorę na prawej stronie Lyonu. Dobitnie pokazał to w ostatnim meczu przeciwko Marsylii, gdzie niemal w pojedynkę rozstrzygnął losy klasyka ligi francuskiej. Dynamiczny Burkińczyk sprawił, że usta kibiców Lyonu mogły przy okazji jego zmiany w tym meczu krzyczeć: „Bertrand Traore”!
By jednak nie zagłaskać na amen skrzydłowego Lyonu, należy przyjrzeć się statystyce jego występów w Lyonie. Nawet jeśli w pierwszym sezonie we Francji zdobył 13 goli, to zdarzały się momenty, w których Bertrand po prostu znikał, nie dając swoich 100% dla drużyny. Brak skuteczności, czy przechodzenie obok meczu to permanentny problem wielu piłkarzy, szczególnie tych młodych i to nie ominęło skrzydłowego Lyonu. Na szczęście dla siebie w porę wziął się w garść i teraz są tego efekty.
Przyszłość Burkińczyka
Traore zdecydowanie lepiej wszedł w swój drugi sezon w barwach drużyny z Groupama Arena i poprzez gole widać ciężką pracę, jaką w okresie przygotowawczym wykonał. Co więcej, coraz mocniej zanosi się na to, że sympatyczny skrzydłowy może opuścić Lyon, jeśli będzie kontynuować swoją dobrą grę.
Czy tak się rzeczywiście stanie? Warto obserwować tego chłopaka, bo wiele w futbolu przeszedł i stawia twardo kroki w piłkarskiej karierze. To powoduje, że łatwiej mu jest się przystosować do realiów wielkiej piłki. Zapowiada się z dużą dozą pewności, że Bertrand Traore nie przepadnie.
Wojciech Anyszek