Federico Chiesa – Światełko w tunelu

Do łask kibiców piłkarze wkupują się mnóstwem goli, setkami udanych interwencji, bądź efektownymi sztuczkami technicznymi. Jest jednak jeszcze jedna alternatywa… Alternatywa zawodnika, który potrafi w kryzysowych chwilach zespołu wziąć odpowiedzialność na swoje barki i choćby jednym zrywem odmienić losy meczu. Doskonale pamiętamy ostatni mecz naszej reprezentacji w Lidze Narodów. Tak, to właśnie tam, jeden jedyny zryw dał Włochom rzut karny, a w jego rezultacie remis. Jego autorem był Federico Chiesa.

 

Powoli upada, bądź już upadł trend bycia lojalnym wobec klubu, w którym stawiało się pierwsze kroki. Młody skrzydłowy jest jednak póki co zaprzeczeniem tej tezy. Jego ojciec, a zarazem znakomity napastnik – Enrico Chiesa, który w Serie A zgromadził ponad 170 bramek, od początku kierował rozwojem swojego syna. Federico marzył o występach na Stadio Artemio Franchi, więc cały okres szkoleniowy spędził we Florencji. Popularny w internecie jest wywiad dziennikarza Franco Ligasa, który pyta syna wielkiego Enrico, będącego na rękach ojca, kto jego zdaniem jest w stanie zastąpić wielkiego Batistutę, który właśnie odszedł do AS Romy. Po chwili wahania chłopiec odpowiada: „Ja!”. Tak szczerą odpowiedź może zagwarantować tylko dziecko.

Jak powiedział, tak zrobił. Kilkanaście lat gry w młodzieżowych ekipach Fiołków zaowocowały występami w kadrach Włoch U-19, U-20, U-21, a aktualnie także w dorosłej reprezentacji. W ekipie z Florencji udało mu się zadebiutować już w pierwszej kolejce sezonu 2016/2017 przeciwko Juventusowi. Jego talent był i jest niepodważalny. „Od czasu do czasu zatrzymuję się, aby na niego spojrzeć, ponieważ wraz z nim podróżuję przez czas. Federico jest identyczny jak Enrico, te same zwody, to samo przyspieszenie, bardzo podobny strzał. W tym roku niewiele udowodnił w odniesieniu do potencjału, ale to talent który może eksplodować w każdym momencie” – chwali swojego reprezentanta selekcjoner Roberto Mancini.

Poprzedni sezon był dla Włocha bardzo udany. Być może nie pochwali się wybitnymi statystykami jak na skrzydłowego (6 bramek i 9 asyst przy 38 występach), jednak na pewno wyróżniał się na tle kolegów z Fiorentiny swoją nieszablonowością oraz walką do końca. Potwierdza to chociażby liczba podjętych dryblingów w Serie A, w której uplasował się na 3. miejscu (139), ustępując jedynie Manuelowi Lazzariemu (158) oraz Alejandro Gomezowi (149). Jest to zawodnik dysponujący znakomitym strzałem, a jeszcze lepszym przyspieszeniem – te aspekty nie zostały pominięte przez największe europejskie ekipy, które minionego lata wyrażały Chiesą bardzo duże zainteresowanie. Wymieniało się Juventus, Manchester United czy Chelsea, która była ponoć w stanie zaoferować 70 milionów euro za skrzydłowego Fiorentiny.

Federico Chiesa to melodia przyszłości we włoskim futbolu, tak przynajmniej twierdzą na Półwyspie Apenińskim. Zaliczył bardzo dobre wejście w zremisowanym meczu z Polską, jednak z Portugalią już nie było tak kolorowo. W jego obronie stanął mistrz świata z 1982 roku, Paolo Rossi: „Trzeba uczciwie powiedzieć, że nie grał na swojej nominalnej pozycji. Dla mnie nie było jasne, czy miał bronić, czy atakować. Mecz w Lizbonie zakończył wyczerpany. W mojej opinii zrobił, co mógł”. Początek obecnego sezonu Federico również rozpoczął obiecująco. Po pięciu kolejkach ma na koncie dwa gole oraz jedną asystę i na tym z pewnością nie poprzestanie.

Jego kariera rozwija się w bardzo szybkim tempie, a sam zawodnik jest we Włoszech uwielbiany. Serca kibiców zaskarbia sobie swoją skromnością i pokornością. „Ścieżka Federico jest dla mnie niezwykle ważna, ale wciąż pozostaje wiele do zrobienia. Ma zaledwie 20 lat i wie, że musi ciężko pracować i zawsze słuchać trenera. Wybrał inną drogę niż ja, ale muszę przyznać, że sam widzę dużo podobieństw między nami” – wypowiada się o swoim synu Enrico Chiesa. Miesiąc temu w wywiadzie dla Esquire Italia, o swojej karierze, a także o celach na ten sezon wypowiadał się sam zainteresowany: „Nie uważam się za najlepszego w drużynie, jest jeszcze mnóstwo aspektów do poprawy. Drużyna jest silna, dokonaliśmy wzmocnień na ten sezon, ale wiemy, że inne ekipy też nie próżnowały. W ubiegłym sezonie nie udało się zakwalifikować do europejskich rozgrywek, ale mam nadzieję, że w tym roku będzie inaczej” – skwitował.

Przed Fiorentiną trzy ciężkie spotkania w lidze. Najpierw wyprawa do Mediolanu na mecz z Interem, następnie potyczka u siebie z Atalantą, a na dokładkę mecz wyjazdowy z Lazio. Do tego dochodzą dwa mecze reprezentacyjne – towarzyski z Ukrainą oraz rewanż z Polakami w ramach Ligi Narodów. Przed Federico Chiesą bardzo intensywne dni. Klub na niego liczy, a naród jeszcze bardziej. Z niecierpliwością czekamy na kolejne świetne mecze Włocha, bo swojej wartości już nikomu udowadniać nie musi. Oby tylko znów nie wdał się we znaki naszym reprezentantom.

Kacper Krawczyk

czytaj dalej...

udostępnij na:

REKLAMA

najnowsze