Na obiekcie im. Adama Małysza w Wiśle zainaugurowano w weekend 21. edycję FIS Letniej Grand Prix w skokach narciarskich. Początek sezonu okazał się wyjątkowo udany dla „biało-czerwonych”, czy dobre występy w Polsce przełożą się na kolejne sukcesy naszych zawodników?
POCZĄTKI BYWAJĄ TRUDNE, ALE NA SZCZĘŚCIE NIE DLA NAS
Zarówno w sobotę, jak i w niedzielę kibice zgromadzeni pod skocznią Wisła-Malinka mogli wysłuchać „Mazurka Dąbrowskiego”. Najpierw w konkursie drużynowym najlepsza okazała się ekipa w składzie: Maciej Kot, Dawid Kubacki, Kamil Stoch i Piotr Żyła, a na następny dzień w zawodach indywidualnych, na dwóch najwyższych stopniach podium stanęli Stoch i Żyła. Dobrą postawę kadry u progu sezonu dopełnia fakt, że jeszcze siedmiu naszych reprezentantów awansowało do drugiej serii i zdobyło punkty do klasyfikacji generalnej.
Pełne wyniki serii próbnej: https://t.co/H5BxSfWJnD Początek zawodów już o 17:30! #Wisła #skijumpingfamily pic.twitter.com/tSWTHbWwoq
— Skijumping.pl (@Skijumpingpl) 22 lipca 2018
ZIMA NAJWAŻNIEJSZA
Postawa skoczków może cieszyć kibiców, ale należy pamiętać, że to wciąż tylko zawody na igelicie, a i rywale nie wystawili jeszcze wszystkich dział. Sezon letni to jak zwykle okres, w którym zawodnicy na nowo przypominają sobie, jak to jest rywalizować w konkursach, a nie tylko ciężko trenować. Tego w okresie między marcem a lipcem nie brakowało. Kadra Stefana Horngachera i inne grupy pracujące pod egidą PZN praktycznie nie miały wolnego, by zbudować dyspozycję pozwalającą na walkę ze światową czołówką. Wizyty na siłowni, trening ogólnorozwojowy oraz setki skoków, to ma nas wynieść na piedestał.
Kolejnym ważnym aspektem jest też rozwój technologiczny naszego zespołu. Po słynnych czekoladowych kombinezonach z sezonu 2016/17, specjalnych butach z igrzysk w Pjongczangu, przyszedł czas na specjalne serwisowanie nart i kolejny krój kombinezonów, tym razem przybrały one kolor malinowy. Naszym skoczkom nie wolno ich pokazywać publicznie poza momentami, gdy przygotowują się w nich do skoku.
Nawet jeśli to tylko efekt placebo, to niech podziała on na Polaków dobrze i wprowadzi nerwowość u rywala. Gdyż to, co najlepsze i najważniejsze w sezonie 2018/19 ma dopiero nadejść. Stać się to ma zimą, bo wtedy ruszy cykl Pucharu Świata, wtedy też zacznie się budowanie formy na poważnie, gdyż wielkimi krokami zbliżać się będzie impreza docelowa – mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym. Te rozegrane zostaną w austriackim Seefeld i w przypadku skoczków, także w Innsbrucku.
REGULAMINOWYCH ZAWIROWAŃ CIĄG DALSZY
Lato to również okres testów nowinek, które jak co roku przygotowała Międzynarodowa Federacja Narciarska. Jedną z takowych jest choćby ważenie zawodników po skoku bez butów, wkładek i kasku. Taka restrykcja wywołana została rzekomym głodzeniem się i nadmiernym reżimem żywieniowym u skoczków, co miałoby wywołać, jak kiedyś w przypadku Svena Hannavalda anoreksję. Przesłanką ku takiemu myśleniu mogło być zdjęcie, które w lutym na swojego Instagrama wrzucił reprezentant Czech Vojtech Stursa.
Czeski skoczek Vojtech Stursa pokazał jak wygląda bez koszulki
Tak jak modelki pic.twitter.com/osmgaMJW9f— Prawa strona ???????? (@PrawyPopulista) 15 lutego 2018
Zmiana ta wydawałaby się niezbyt uciążliwa, gdyby nie to, że skoczkowie noszą w pracy osprzęt, który waży w sumie… prawie dwa kilogramy! To spowodowało, że ktoś, kto nie spełnia wymogów FIS, będzie musiał albo wrzucić co nieco na ruszt w trakcie LGP, albo będzie zmuszony do skrócenia nart. To równa się oczywiście zmniejszeniu powierzchni nośnej, z drugiej strony krótsze narty łatwiej kontrolować w powietrzu.
Wielu zawodników jest bardzo zadowolonych ze swojej wagi. Wielkie pretensje do FIS o taki zapis regulaminowy mieli Słoweńcy i Norwegowie. Jeśli chodzi o polską kadrę, jak powiedział sam Stefan Horngacher, decyzje są zróżnicowane. Jedni zdecydowali się na pierwszą, a inni na drugą opcję, choć on sam przychylny jest bardziej krótszym deskom. Jak nowe wymagania wpłyną na naszych zawodników? O tym dowiemy się pewnie dopiero w nieco odleglejszej przyszłości. Na razie jest dobrze i oby tak pozostało, aż do czasu przenosin na śnieg.
KARAWANA JEDZIE DALEJ
Jeśli już jednak zaczynamy wybiegać myślami ku kolejnym dniom nowego sezonu, to warto przypomnieć, że następnym przystankiem Letniego Grand Prix będą Niemcy. Konkretnie miejscowość Hinterzarten i obiekt Adlerschanze, gdzie 27 lipca (sobota) o godz. 13:15 odbędzie się konkurs indywidualny. Za naszą zachodnią granicę wybierze się szóstka Polaków, będą to uczestnicy wiślańskiego konkursu drużynowego wzmocnieni Stefanem Hulą i Jakubem Wolnym.
Skocznia w Schwarzwaldzie to miejsce skąd Polacy przywożą zazwyczaj miłe wspomnienia. Ostatni raz, kiedy naszego zawodnika zabrakło tam podium, miał miejsce w 2013 roku (Kamil Stoch był wtedy 8.). Od tego czasu „biało-czerwoni” zanotowali na swoim koncie dwa zwycięstwa (oba Dawida Kubackiego), jedno drugie i jedno trzecie miejsce.
Mateusz Orłowski