Fenerbahce – wielki turecki klub nie może dobrze wspominać poprzedniego sezonu. Zakończył go z szóstą lokatą tabeli i 621 milionami euro długu w portfelu. Kryzys giganta pociągnął za sobą potrzebę zmian. Z nowym prezydentem i polityką stawiania na młodych, rodzimych piłkarzy 19-krotny mistrz Turcji będzie chciał odbudować zachwianą pozycję. Czy uda się to już w tych rozgrywkach?
Stabilizacja, młodość, talenty…
„No pain, no gain” – tak z grubsza można podsumować stan tureckiej piłki w miarę zbliżania się nowego sezonu. Giganci z Super Lig przechodzą transformację, choć nie na własne życzenie. Zmuszają ich do tego zasady Finansowego Fair Play. Kluby już nie wydają na potęgę, bo trzeba stabilizować budżety. Takie rozwiązanie będzie na pewno korzystne dla rozgrywek w dłuższej perspektywie, jednak w krótkim okresie większość zespołów będzie na tym cierpieć. Dobra wiadomość jest taka, że liga turecka ma wreszcie produkować i polegać na młodych zawodnikach.
Schadenfreunde rodem ze Stambułu
Mistrzostwo kraju w zeszłym sezonie było wewnątrz stambulską rywalizacją. Galatasaray, Basaksehir i Besiktas do końca biły się tytuł. Z zazdrością patrzył na to inny klub znad cieśniny Bosfor – Fenerbahce. Ekipa popularnych Żółtych Kanarków walczyła w tym czasie o inne cele. O przetrwanie.
Ostatecznie zajęli szóste miejsce, ale mogło być znacznie gorzej. Większość sezonu spędzili w dolnych rejonach tabeli, z realną wizją spadku. Wśród rywali wywołało to typową lawinę drwin i uszczypliwości pod adresem Fener. W Niemczech funkcjonuje takie słowo, jest też używane w Turcji, a w naszym języku nie ma dosłownego odpowiednika, ale dobrze opisuje sytuację – „schadenfreunde” – czyli czerpanie radości z czyjegoś niepowodzenia. Można więc powiedzieć, że piłkarze Fenerbahce zostali zSCHADENFREUNDowani w kraju.
Dziedzic fortuny na ratunek
Powzięto więc radykalne kroki. Najdłużej urzędującego prezydenta klubu Aziza Yildirima, który urząd pełnił przez 20 lat, zastąpił Ali Koc, spadkobierca najbogatszej rodziny w Turcji. I już na dzień dobry musiał przecierał oczy ze zdumienia.
621 milionów euro – tyle wynosiło wtedy zadłużenie Fenerbahce. Jak można było doprowadzić budżet do takiego stanu? Problem Kanarków tkwił tam, gdzie większości klubów Super Lig. Największe drużyny działają w formie zbliżonej do struktury znanej nam z Hiszpanii, czyli socios – z tysiącami członków. Ci z kolei cały czas oczekują sukcesów. Prezydenci zazwyczaj wybierani są na trzyletnie kadencje i skupiają się na tu i teraz, a nie na przyszłości, co prowadzi do permanentnej krótkoterminowości.
ZOBACZ TAKŻE: Wyjście EMERYjne? Zdolna młodzież opuszcza Arsenal
Koc może być bogaty, ale ma związane ręce jeśli chodzi o wykorzystanie swojej fortuny do dofinansowania klubu. Wiążą je zasady Finansowego Fair Play oraz kibice, z którymi musi wszystko ustalać. Zrywając więc poniekąd z tradycją, nowy prezydent postanowił skoncentrować się na przyszłości. Zaczął pracować nad długiem, tworząc politykę zrównoważonych transferów i stawiając na młodzież – ryzykowna strategia w lidze, która jest niecierpliwa niczym Kara Mustafa 😀 . Jest to też bardzo odważny ruch, biorąc pod uwagę, że ewentualne korzyści mogą odnieść dopiero następcy Koca na stanowisku, a nie on sam.
„Akademia jest bardzo ważna” – mówi nowy prezydent klubu. „Naszym priorytetem jest produkowanie talentów. W całej Turcji pojawiają się bardzo zdolni zawodnicy i nie możemy tego ignorować.”
Stawiać na młodych, generować zysk…
Koc zna się na biznesie, ale nie na piłce, dlatego sprowadził do Stambułu Damiena Comollego jako dyrektora sportowego i dał mu dużą swobodę decydowania o kluczowych decyzjach na rynku transferowym oraz w akademii. Francuz, znany m.in. z pracy w Arsenalu i Liverpoolu dokonał w okienku dziesięciu wzmocnień, wydając niespełna 11 milionów euro. Najważniejszym jest fakt, że Fenerbahce ma w tym momencie zysk w wysokości 5,7 miliona euro po tym, jak do Napoli sprzedano Eljifa Elmasa. Macedończyk był odkryciem poprzedniego sezonu. Polscy fani mogą go pamiętać z czerwcowego meczu Biało-czerwonych w Skopje w eliminacjach Mistrzostw Europy. Na tle naszej drużyny narodowej nowy kolega klubowy Zielińskiego i Milika spisywał się bardzo dobrze. I właśnie na wychowywaniu i pozyskiwaniu takich piłkarzy chcą się skupić w Fenerbahce, ale też w całej Super Lig.
Zagraniczny zaciąg przyniósł korzyść
Katalizatorem tych zmian było w dużej mierze zniesienie w 2015 roku limitu obcokrajowców. Wcześniej poziom ligi był słaby i nie poprawiał się, bo zawodnicy z Turcji byli po prostu przepłacani. Nikt za granicą nie zapłaciłby za takiego piłkarza tyle, co rodzime kluby, które na gwałt potrzebowały Turków w składach. Zlikwidowanie limitu spowodowało, że gracze byli doceniani za ich talent, a nie paszport. „Tutejsi” zostali zmuszeni do pracy, aby móc konkurować z napływem z zagranicy. Przy bardziej wyrównanych szansach zyskali także młodzi zawodnicy.
Wszyscy na tym zyskają
Financial Fair Play ma wielu krytyków, bo z łatwością bywa omijane przez wielkich świata futbolu, ale jeśli chodzi o Turcję to jedna z najlepszych rzeczy jakie mogły się jej przydarzyć od lat! Kluby Super Lig musiały stać się bardziej odpowiedzialne. To nie przypadek, że w ciągu trzech sezonów przed 2015 rokiem ze sprzedaży tureckich zawodników do pięciu najlepszych lig Europy uzyskano przychody jedynie 4,8 miliona euro, podczas gdy trzy lata później wyniosły one już 75 miliony! Prezesi zostali zmuszeni do inwestowania w młodzież i dawania im szansy, na czym i jedni, i drudzy skorzystali!
Młodzi w natarciu
A to dopiero początek. Turcja tętni talentami! Populacja kraju to w końcu 80 milionów ludzi. Tysiące dzieci z biednych dzielnic desperacko pragną zostać wielką gwiazdą piłki, jak kiedyś wielkie pokolenie z Hakanem Sukurem czy Rustu Recberem. Teraz dostaną na to szansę. Ozan Kabak miał 18 lat gdy przechodził z Galatasaray do Stuttgartu za 11 milionów euro. Lille za Yusufa Yazici zapłaciła Trabzonsporowi 16,5 miliona. W zeszłym miesiącu szeregi Juventusu zasilił Merih Demiral za 18 milionów. To są realne przykłady i realne zyski!
Jednak przypadek tego ostatniego świetnie obrazuje problemy Fenerbahce. Demiral, od dziecka kibicował Żółtym Kanarkom i grał w ich zespołach młodzieżowych, ale nie widział żadnych szans na przebicie się do pierwszej drużyny, dlatego trzy lata temu postanowił kontynuować swoją karierę na trzecim stopniu rozgrywek w Portugalii w AC Alcanenense. Stamtąd trafił do rezerw Sportingu Lizbona, a następnie do Italii, gdzie dobrymi występami w Sassuolo znalazł uznanie w oczach działaczy Starej Damy.
Fenerbahce nie chce już wypuścić z rąk żadnego „kolejnego Demirala”. W tym celu Comolli całkowicie zreorganizował pracę akademii: założył od podstaw nową sieć skautingu, zaczął rekrutować trenerów z zagranicy, wraz z nimi stworzył dział danych i analiz. Szefem tego działu został były analityk Crystal Palace – Beri Pardo. Klub liczy, że zachodni model pracy jest możliwy do przeniesienia na turecki grunt.
Ruszyła maszyna…
Aby coś drgnęło – młodzi piłkarze muszą wierzyć, że istnieje ścieżka prowadząca z akademii do pierwszego zespołu. Tu napotykamy na kolejny problem – żywot trenera w Turcji jest zazwyczaj bardzo krótki. Obecny opiekun Kanarków Ersun Yanal już zbiera po głowie od kibiców za słabe występy drużyny w sparingach. Zarząd może mieć długofalowe plany, ale od szkoleniowca oczekuje się wyników już – natychmiast. Pytaniem jest: jak klub poradzi sobie z krytyką w krótkim okresie i czy na dłuższą metę projekt pod nazwą „Nowe Fenerbahce” przetrwa? Niewątpliwie coś w końcu ruszyło w tureckiej piłce. Tych zmian już nie sposób zatrzymać.
Darek Piechota