Mallorca w zeszłym sezonie LaLiga nie byłaby zbyt atrakcyjną drużyną do oglądania, gdyby nie jeden element. Vicente Moreno, trener ekipy ze Son Moix, miał szczęście, że Real Madryt zdecydował się wypożyczyć do klubu z Balearów zawodnika, który kolorował ich dotąd czarno-biały świat. Tym kimś był Take Kubo.
„Jednym słowem: jest fantastyczny. W krótkim czasie jego gra weszła na dużo wyższy poziom. To dla nas doskonałe, że tak młody zawodnik szybko dopasowuje się do filozofii klubu i pomaga nam wygrywać mecze.” – tak przed transferem do Europy opisywał go Kenta Hasegawa, menedżer FC Tokyo. Właściwie nie przed transferem, a przed powrotem. Kubo, wychowywał się przecież w Barcelonie, w której młodzieżowych drużynach święcił sukcesy wraz z Ansu Fatim czy Erikiem Garcią (Manchester City). W sezonie 2012/13 został nawet królem strzelców w jednej z lig młodzieżowych, w której występowała jego kategoria wiekowa. Strzelił… 74 gole w trzydziestu meczach. Oszałamiający wynik. Niestety, Barcelona zaprzepaściła tak wielki talent przez własne niedopatrzenia i naginanie przepisów. W 2014 FIFA nałożyła na klub sankcję za nieprawidłowości przy ściąganiu zawodników spoza Hiszpanii do klubu. Sprawiło to, że Take musiał opuścić stolicę Katalonii. Wrócił więc do ojczyzny. Barcelona miała utrzymywać z nim kontakt do 18. roku życia i potem zakontraktować go ponownie, ale po tym, co zrobili, rodzina Kubo nie była do tego przekonana. Zaserwowali więc Dumie Katalonii prztyczka w nos. Młody Japończyk podpisał kontrakt z Realem Madryt.
⭐???????? ¡Takefusa Kubo, nuevo jugador del @realmadrid! Reforzará al Castilla la próxima temporada. レアル・マドリードへようこそ!#RealMadrid | #LaFabrica pic.twitter.com/SGRPgz6zvU
— Cantera Real Madrid (@lafabricacrm) June 14, 2019
„Japoński Messi” – tak nazywano go za czasów gry w Blaugranie. Potem również w Japonii. Można doszukiwać się podobieństw w stylu gry obu zawodników. I jeden, i drugi są przebojowi na boisku. Potrafią trzymać piłkę nieprawdopodobnie blisko swojej lewej nogi i panować nad nią tak, jakby towarzyszyła im nawet na zakupach w supermarkecie. Obaj mają kontrolę nad futbolówką opanowaną do perfekcji. Tylko zamartwiająca może być jedna rzecz. Dlaczego Kubo musi być porównywany do zawodnika, który jest jednym z najlepszych w historii. Takie chrzczenie młodych talentów nazywając ich „nowy Messi”, „nowy Ronaldo”, „”Japoński Messi” etc. etc. jest nikomu niepotrzebne i nakłada na nich niepotrzebną presję. Nowym Messim miało być kilku jak nie kilkunastu zawodników. Jak skończył Bojan, który w młodym wieku zachwycał publikę na Camp Nou? Teraz gra w MLS, a po latach wyznał, że miał wtedy ataki paniki i był blisko depresji przez to, jaka presja była na niego nakładana. Z Kubo raczej nie powinno się tak skończyć, bo jego pseudonim odchodzi powoli w zapomnienie. Miejmy nadzieję, że zawodnik ten też w to zapomnienie nie odejdzie, bo ostatnio nie wiedzie mu się za dobrze.
Wracając do transferu do Realu Madryt. Wiadome było, że przyjście do tak wielkiego klubu zawodnika, który jest młody i nie ma doświadczenia w Europie, będzie oznaczało brak szans na grę. Dlatego zdecydowano się go wypożyczyć do beniaminka sezonu 19/20 w LaLiga. Sam Take miał podsunąć taki pomysł Zidane’owi, argumentując to chęcią do gry w jak największym wymiarze czasowym. Udał się więc do Mallorki. W klubie z Balearów nie było skrzydłowych o jakości podobnej do Kubo, dlatego Japończyk bez problemu wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie. I nie bez powodu grał praktycznie wszystko. Zawodnik z Kraju Kwitnącej Wiśni pokazywał na boisku, że jest kimś, kto może namieszać w europejskiej piłce w najbliższych latach. Właśnie, by zobaczyć jego poczynania, włączano kanały transmitujące mecze zespołu Vicente Moreno. Po covidowym sezonie wrócił do Madrytu. Wydawało się, że może zostać już w klubie i będzie powoli dostawał szanse w pierwszym zespole. Rzeczywistość była zupełnie inna.
Kubo zmuszony był udać się na kolejne wypożyczenie. Tym razem do Villarrealu. Skrzydłowy bardzo spodobał się nowemu trenerowi Żółtej Łodzi Podwodnej, czyli Unaiowi Emery’emu. Problem w tym, że chyba już przestał mu się podobać. W tym sezonie Japończyk ma na koncie tylko 20% możliwych minut w LaLiga. Jest głównie wpuszczany z ławki i nie może pokazać pełni swojego potencjału. Emery dużo wyżej ceni Samu Chukwueze. Być może dlatego, że Nigeryjczyk ma dłuższy staż w klubie. Wobec takiej sytuacji szybko chce zareagować Real Madryt. Królewscy chcą skrócić roczne wypożyczenie Kubo i przenieść go do końca sezonu do Getafe. Czy to będzie dobry wybór? Jeszcze nic nie jest pewne, ale można myśleć, że gdyby klub z przedmieść stolicy nie zapewnił Realowi, że Kubo będzie grał, to nie byłoby, o czym rozmawiać.
????️ Ángel Torres
— El Transistor (@ElTransistorOC) December 29, 2020
„Kubo quiere venir. Sí, el otro refuerzo puede ser Aleñá. Pero no nos vamos a volver locos” pic.twitter.com/zey4d71138
Problem z Getafe może być prosty. Ekipa Bordalasa nie prezentuje stylu gry, w którym odnajdują się zawodnicy podobni do Kubo. Nie dość, że gra formacją 4-4-2, to jeszcze najczęściej boczni pomocnicy mają bardzo dużo zadań defensywnych, co powstrzymywałoby największe atuty japońskiego skrzydłowego – szybkość i drybling. Jednak wygląda na to, że taki zawodnik jak Kubo i pozyskiwany równolegle z Barcelony Carles Alena mają zmienić ten obraz. Getafe w tym sezonie prezentuje się mizernie. Znajdują się tylko punkt nad strefą spadkową. Ich styl gry oparty na twardej grze i defensywie się wypalił. To może być powód, dla którego Bordalas szuka zmian. Tacy piłkarze jak Kubo i Alena pomogą w odmienieniu oblicza tego zespołu i być może wciągną ten klub wyżej w ligowej tabeli.
Czy Take po sezonie 20/21 wróci do Realu i będzie dostawał więcej szans? Ma ku temu możliwości. W pół roku, które zostały do końca kampanii, musi jednak pokazać, z kim tak naprawdę wszyscy mają do czynienia i nawiązać do swoich najgenialniejszych występów. Predyspozycje ku temu ma ogromne, ale teraz musi pracować, pracować i jeszcze raz pracować. W Realu nic za darmo mu nie dadzą, więc w Getafe, do którego najprawdopodobniej się uda, powinien pokazać, że zasługuje na występy z herbem Królewskich na piersi. Nie może przestać wierzyć w siebie, bo przecież ta cecha to podstawa do osiągnięcia sukcesu.
Autor: Dawid Lampa