Serdecznie pozdrowienia z Centrum Prasowego Igrzysk Europejskich Kraków-Małopolska 2023. Jeżeli docierały do Was jakieś szczątkowe informacje dotyczące problemów organizacyjnych, to spieszę z informacją z wewnątrz – jest dużo gorzej! Ale jedziemy z tym!

Pod hasłem „dużo gorzej” można ukryć tak naprawdę wszystko, czego jeszcze gdzieś indziej nie czytaliście. Czyli zapewne nigdzie – bo o tym, jak ta impreza (nie) jest rozpromowana, jaki (nie) jest jej prestiż w oczach wielu kibiców nawet zakręconych na punkcie sportów „niszowych” (nie znoszę tego słowa), pisałem w zapowiedzi kilka dni temu. Na jej początku napisałem, że „nie wiem, czego się tu spodziewać”. Na pewno nie tego, co zastałem.

Albo czego nie zastałem. Przyjeżdżając do Krakowa w poniedziałek popołudniu, ze świadomością, że centrum prasowe jest otwarte do północy, udałem się po akredytację. W autobusie siedząc już dowiedziałem się od kolegi z Węgier, że nic nie załatwię, bo… skończył się papier. Brzmiało to tak abstrakcyjnie, że było to bardzo prawdopodobne.

Faktycznie – skończył się papier. Nawet (a może zwłaszcza) bez kontekstu, to zdanie przerażenie. Tym razem nie pomogła jednak odpowiedź „spoko, mam swój” – papier z hologramem, wydruk z systemu itd. Nawet prowadzący centrum akredytacyjne pan Tomasz (chociaż szybko przeszedł na „ty” – i fajnie. idźmy jako ludzie jeszcze młodzi w tym kierunku) powiedział  „gdyby tak się dało, to byśmy się wysilili i poszli do papierniczego”. Pozostało pożegnać się i wrócić o godzinie 8 rano.

We wtorek czekała mnie zatem kolejny raz ta sama trasa – z Tyńca do centrum, za kolejne 6 złotych (nie majątek, ale poznaniak w Krakowie musi ponarzekać na ceny). Dopiero po odebraniu akredytacji (tak, dzisiaj już mieli papier) mam przejazdy bezpłatne. Wróć – po uzyskaniu w centrum prasowym odpowiedniej naklejki z hologramem na akredytację – tak wygląda ta procedura. A przy okazji od Węgrów dowiedziałem się, dlaczego tego papieru zabrakło – podobno wydrukowano wszystkie akredytacje z systemu – włącznie z tymi zgłoszonymi tylko wstępnie i wycofanymi. Ale stojąc w kolejce brało mnie współczucie wobec ekipy wydającej akredytacje. Im bliżej biurka stałem w kolejce, tym większe.

Fotoreporter odszedł bez kamizelki, drugi o niej pomyślał, dostał, więc zadzwonił do tego pierwszego i ten też dostał. Kto powinien o tym myśleć biorąc lub wydając akredytację typu EP (czyli fotoreporterską)? Według mnie – obie strony.

Przedstawiciel którejś ekipy, który przyszedł z listą 20 osób, dla których miał wziąć akredytację (też w poniedziałek pocałował klamkę) i usłyszał, że na razie wydają ludziom z kolejki, a nie zaocznie. Dogadali się – wydrukują w międzyczasie i „ktoś podejdzie” (oczywiście, potrzebne upoważnienie).

No i ja – Wojciech Nowakowski. „No, mam cię, ale jako media.” Dokładnie, założyłem dziś niebieską bluzę, więc w pierwszej chwili zostałem „na oko” wzięty za wolontariusza. To akurat była najzabawniejsza historia. Podobno w centrum akredytacyjnym wydają już „wszystko” – akredytacje to jedna rzecz, ale też stroje dla wolontariuszy, wspomniane kamizelki foto, boję się spytać, co tam jeszcze na zapleczu mają i w jakiej ilości (już pomijam papier do akredytacji). „Jeszcze chcieli nam wcisnąć karty pre-paid, ale tu już wyrzuciliśmy ich do banków.” I po tych słowach moje współczucie jest jeszcze większe, a ci ludzie bohaterami „dnia -1”.

Bo jak każde szanujące się igrzyska XXI wieku, muszą mieć „dzień -1” – na igrzyskach olimpijskich jest to dzień wstępnych rund, pierwszych meczów piłkarskich itd. Na dziś zaplanowane są tylko zmagania w lekkoatletyce i piłce ręcznej plażowej. Mój wyjazd na Stadion Śląski na pierwszy dzień lekkoatletyki odłożyłem. Wpadnę tam, jak będą startować Polacy (23-25 czerwca).

Dzisiaj oprowadziłem kolegę z Węgier po Krakowie (Wawel-Kazimierz-Starówka) i siedzimy teraz w centrum prasowym oglądając zmagania najniższej dywizji drużynowych mistrzostw Europy. O 15:00 zaplanowana jest otwierająca konferencja prasowa. Natomiast z Krakowa po raz pierwszy w Radiu GOL usłyszymy się jutro o godzinie 20:30 podczas ceremonii otwarcia na Stadionie Miejskim im. Henryka Reymana. Zapraszam cierpliwie prosząc o przesłanie telepatyczne dużych pokładów dobrego humoru – bo to jedyny środek, którym można ugasić ten pożar w burdelu. Na razie dajemy radę!

korespondencja z Krakowa

UDOSTĘPNIJ
Avatar
Z wykształcenia hungarysta, z pasji dziennikarz i komentator sportowy, członek Klubu Dziennikarzy Sportowych i Międzynarodowego Stowarzyszenia Prasy Sportowej (AIPS), uczestnik Programu dla Młodych Reporterów AIPS, miłośnik sportów olimpijskich, naiwny idealista