N/Z Benjamin Toniutti | fot. Agnieszka Badziong

Podczas weekendowej 16. kolejki Plusligi mogliśmy oglądać 4 bardzo dobre spotkania. Zapraszamy na obszerny przegląd spotkań ostatniej kolejki!

KOSMICZNY MECZ W KĘDZIERZYNIE-KOŹLU DLA GOSPODARZY! 

Mecz pomiędzy Grupą Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle i PGE Skrą Bełchatów na spokojnie można uznać za jedno z najlepszych spotkań w tym sezonie. Wymiany ciosów, zespołowość obu ekip, długie akcje, pokaz siatkówki na najwyższym poziomie – to mogliśmy oglądać w hali Azoty w poprzedni piątek, a to wszystko zostało zwieńczone tie-breakiem.  

Bełchatowianie postawili bardzo trudne warunki swoim rywalom, co przełożyło się na wygraną w pierwszej partii. Podopieczni Michała Mieszko Gogola mieli wszystko w swoich rękach, kiedy w drugim secie prowadzili 15-19 i 17-20. Przy tym drugim wyniku drużyna mistrza Polski przy zagrywkach Kamila Semeniuka zdobyła aż 6 punktów z rzędu! Dobra gra z końcówki drugiej partii przełożyła się na trzeci set, w którym to zawodnicy Nikoli Grbicia rozbili PGE Skrę 25-13. Popełniali mało błędów oraz wykorzystywali kontrataki.  

W czwartym secie Skra odżyła, jednak przez większość seta musiała gonić przeciwnika (16-13, 18-15). Potem nastąpiła seria punktów dla Pszczół – atak skończył Milan Katic, błąd popełnił Semeniuk, skutecznie zaatakował Milad Ebadipour, a w aut posłał piłkę David Smith (19-19). Skrze udało się wyjść na dwupunktowe prowadzenie (20-22) po dwóch kontrach wykorzystanych przez reprezentanta Iranu. ZAKSA jednak później uruchomiła zagrywkę oraz blok, co pozwoliło jej na wyrównanie wyniku.  

Czwarta partia kończyła się grą na przewagi. Skra miała dwie piłki setowe (23-24, 24-25), ale po autowym ataku Bartosza Filipiaka i już po raz kolejny udanej kontrze to gospodarze mieli okazję do zakończenia meczu. Swoje grzechy odpokutował później Filipiak. Atakujący PGE Skry Bełchatów zdobył punkt atakiem. Potem swoją zagrywką sprawił problemy Aleksandrowi Śliwce, co doprowadziło do kontry wykorzystanej przez Karola Kłosa i goście ponownie mieli piłkę setową. 26-latek później ustrzelił serwisem Kamila Semeniuka i dosłownie uratował swojej drużynie mecz (26-28).  

W tie-breaku dominowała tylko jedna drużyna, którą była ZAKSA. Para Semeniuk-Śliwka raz po raz punktowała z lewego skrzydła, a bełchatowianie mieli duże problemy ze skończeniem swoich ataków. Blok wprowadzonego wcześniej na boisko Krzysztofa Rejny zakończył hit 16. kolejki PlusLigi (15-7), co dało ZAKSIE 11 wygraną z rzędu!

Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 3-2 PGE Skra Bełchatów (22-25, 25-23, 25-13, 26-28, 15-7) 

MVP: Aleksander Śliwka  

 

Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle: Benjamin Toniutti (5), Łukasz Kaczmarek (18), Aleksander Śliwka (25), Kamil Semeniuk (20), Jakub Kochanowski (5), David Smith (14), Paweł Zatorski (libero) oraz Bartłomiej Kluth, Krzysztof Rejno (3) 

 

PGE Skra Bełchatów: Grzegorz Łomacz (1), Bartosz Filipiak (19), Milan Katic (8), Milad Ebadipour (16), Karol Kłos (8), Mateusz Bieniek (13), Kacper Piechocki (libero), Robert Milczarek (libero) oraz Mihajlo Mitic, Mikołaj Sawicki 

Najlepiej punktujący: Aleksander Śliwka – 25 punktów (20/31, 65% skuteczności w ataku, 3 asy serwisowe, 2 bloki), Bartosz Filipiak – 19 punktów (16/41, 39% skuteczności w ataku, 1 as serwisowy, 2 punkotwe bloki) 

Procent w ataku: 56% do 44% dla Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 

Procent w przyjęciu: 44% do 47% dla PGE Skry Bełchatów 

Asy serwisowe: 11 do 4 Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 

Punktowe bloki: 10 do 8 dla Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 

WICEMISTRZ POLSKI WYGRYWA DOPIERO PO TIE-BREAKU 

Każdy zdawał sobie sprawę z tego, że po pierwszej wygranej Stali Nysa w tym sezonie, zespołowi Krzysztofa Stelmacha będzie grało się swobodniej, a jakość ich gry wzrośnie w porównaniu do tej z początku sezonu. Od wygranego meczu z Aluronem CMC Wartą Zawiercie co prawda nie wygrali żadnego meczu, lecz wielokrotnie stawiali się swoim rywalom jak na przykład w piątkowym meczu przeciwko VERVIE Warszawa ORLEN Paliwa. Wszystko wskazuje na to, że stołeczna drużyna zażegnała swoje problemy związane z bardzo słabą postawą w przeciągu ostatnich dwóch miesięcy. Niemniej jednak beniaminek Plusligi sprawiał VERVIE duże problemy. 

Początek oraz środek pierwszej partii należał do siatkarzy Stali. Ekipa z Warszawy miała problem ze skutecznością, nie mogli praktycznie dobić się do boiska, ponieważ Stalowcy bardzo dobrze bronili i wyblokowywali. W pierwszym secie był swoisty pojedynek atakujących. W drużynie Andrei Anastasiego ataki kończył Michał Superlak, a na prawym skrzydle u gospodarzy świetnie w spotkanie wchodził Wassim Ben Tara. Tunezyjczyka wspierał przyjmujący Bartosz Bućko. Nysa prowadziła przez większość seta, jednak pod koniec VERVA zdołała wyrównać (17-17). Równa walka potrwała krótko, ponieważ tylko do stanu 19-19. Potem atak skończył Ben Tara, asem serwisowym popisał się Kamil Długosz, a kontrę wykorzystał wpuszczony na zmianę Michał Filip (22-19). Seta zakończył skuteczny atak Bućko (25-21). 

Drugi set to lustrzana sytuacja, jednak tym razem na korzyść warszawian. Byliśmy świadkami bardzo długich akcji, które najczęściej kończyły się korzystnie dla VERVY. Swoją dobrą grę kontynuowali Superlak i Ben Tara, a atakującego wicemistrza Polski wspierał zastępujący w dzisiejszym meczu Bartosza Kwolka Igor Grobelny. VERVA Warszawa ORLEN Paliwa zdołała wypracować sobie przewagę (13-17), którą bardzo szybko stracili. Dwa razy popełnili błąd, a dwukrotnie nysanie zdobyli punkt po atakach Ben Tary i Zbigniewa Bartman, który zmienił Kamila Długosza (17-17). Pomimo odbudowania dwupunktowego prowadzenia przez Warszawę Stal Nysa się nie poddawała i w końcówce doprowadziła do wyrównania (22-22). Mieli nawet swoją szansę na wyjście na prowadzenie, lecz ataku nie wykorzystał Bartman, a w tej samej akcji szybko odegrał się Artur Szalpuk. Później ataku nie skończył Bartłomiej Lemański i mieliśmy piłkę setową dla faworyta dzisiejszego meczu (22-24). Pomocną dłoń po nieudanej zagrywce wyciągnął jeszcze Piotr Nowakowski. Błędy własne jednak nie opuszczały beniaminka, co potwierdził Lemański psując ostatni serwis tej partii (23-25). 

W trzecim secie ponownie lepiej wystartowała VERVA obejmując wysokie prowadzenie (1-5). W ataku znowu brylował Grobelny, siatkarze Stali mieli trudności z przyjęciem zagrywki Andrzeja Wrony. Beniaminek zdołał dogonić rywali (8-9), żeby potem dać im odnowić przewagę (9-15). Akcje po raz kolejny były bardzo zacięte, pełne obron i wybloków. Goście uaktywnili swoją groźną broń, jaką jest blok. Andrzej Wrona męczył linie przyjęcia swoimi nieprzyjemnymi floatami. Przewaga się powiększała (10-17, 11-19). VERVA coraz swobodniej atakowała, rozgrywający Angel Trinidad de Haro miał dużą swobodę w dostarczaniu piłek. Do końca seta nic wielkiego się już nie wydarzyło (15-25). 

Beniaminki są bardzo charakterne, także Stal Nysa nie chciała oddać tego meczu zbyt łatwo. Początek czwartego seta był bardzo wyrównany. Dopiero przy stanie 8-7 drużyna Stali uciekła na dwa punkty przewagi (10-7). Skuteczne ataki Ben Tary i Bućki oraz brak skutecznych ataków w zespole VERVY doprowadziły do jeszcze większego prowadzenia gospodarzy (15-10). Niemoc gości trwała – podwójna zmiana nie zmieniła praktycznie nic w grze VERVY. Marcin Komenda rozgrywał bardzo dokładnie, co pozwalało Ben Tarze i Bućko na spokojne wykańczanie swoich zbić (18-13, 21-16). Stal Nysa bezpiecznie utrzymała swoją przewagę do końca czwartej partii, którą udany atakiem zakończył najlepszy gracz drużyny w tym meczu Wassim Ben Tara. 

Od samego początku 5. seta zespoły uraczyły nas soczystymi uderzeniami. Pomimo prowadzenia VERVY 0-3 to beniaminek szybko wyrównał rezultat na tablicy wyników (3-3). Od tego momentu rozgorzała się walka punkt za punkt. Angel Trinidad uruchomił ze środka Piotra Nowakowskiego i Andrzeja Wronę oraz z lewego skrzydła skutecznie grał Artur Szalpuk, a po drugiej stronie siatki grali Bućko i Ben Tara. Gościom po bloku Grobelnego na Długoszu udało się wykonać przełamanie (6-8). Później reprezentant Belgii skończył atak i podwyższył prowadzenie (6-9). Brak wykorzystywania zemścił się na drużynie Krzysztofa Stelmacha. Stali nie udało już się dogonić rozpędzonych warszawian. Stołeczni finalnie wygrali tie-breaka 10-15 i cały mecz 2-3. 

Stal Nysa 2-3 VERVA Warszawa ORLEN Paliwa (25-21, 23-25, 15-25, 25-21, 10-15) 

MVP: Igor Grobelny 

 

Stal Nysa: Marcin Komenda (2), Wassim Ben Tara (27), Bartosz Bućko (21), Kamil Długosz (6), Moustapha M’Baye (2), Bartłomiej Lemański (13), Michał Ruciak (libero), Kamil Dembiec (libero) oraz Patryk Szczurek, Michał Filip (2), Zbigniew Bartman (2), Mariusz Schamlewski (3) 

 

VERVA Warszawa ORLEN Paliwa: Angel Trinidad de Haro (3), Michał Superlak (13), Igor Grobelny (23), Artur Szalpuk (13), Andrzej Wrona (13), Piotr Nowakowski (9), Damian Wojtaszek (libero) oraz Michał Kozłowski, Jan Król (3), Jakub Ziobrowski 

Najskuteczniejsi zawodnicyWassim Ben Tara – 27 punktów (22/49, 45% skuteczności, 4 asy serwisowe, 1 punktowy blok), Igor Grobelny – 23 punkty (20/32, 63% skuteczności, 3 punktowe bloki) 

Procent w ataku: 48 % do 48% 

Procent w przyjęciu: 62% do 51% dla Stali Nysa 

Asy serwisowe: 5 do 4 dla Stali Nysa 

Punktowe bloki: 5 do 12 dla VERVY Warszawa ORLEN Paliwa 

WARTA ZAWIERCIE ZATRZYMUJE AZS OLSZTYN I PRZERYWA SERIE PORAŻEK 

Drużyna Aluronu CMC Warty Zawiercie przegrała ostatnio cztery mecze z rzędu. Na dodatek w bardzo słabym stylu. Jurajscy Rycerze nie pokazywali swoich atutów jakimi popisywali się do momentu przerwy spowodowanej kwarantanną. Każda seria się kończy. Nie tylko w drużynie z Zawiercia ale i w Indykpolu AZS Olsztyn. Zielona Armia z drugiej strony wygrała trzy mecze z rzędu, grając bardzo solidnie i lepiej niż w meczach przed kwarantanną. Podopieczni Daniela Castellaniego w ostatnią sobotę musieli po raz drugi w tym sezonie uznać wyższość siatkarzy Warty Zawiercie, a siatkarzom Igora Kolakovica udało się powrócić na zwycięską ścieżkę. Po bardzo dobrym meczu zawiercianie wygrali mecz 3-0. 

Początek spotkania był zacięty, jednak to Jurajscy Rycerze wyszli na czteropunktowe prowadzenie (8-4). Ataki kończył Piotr Orczyk, natomiast w AZS-ie Olsztyn na lewym skrzydle problemy miał Ruben Schott. Olsztynianie szybko zniwelowali straty (8-7). Zawiercianie trzymali dystans dwóch punktów do stanu 11-11. Wtedy Damian Schulz bardzo mocno zaserwował, a w efekcie przyjęcia na drugą stronę, błąd przełożenia popełnił Maximiliano Cavanna. Dzięki dobrej grze w obronie Warcie udało się znowu zbudować większą przewagę (16-12). Na lewym skrzydle nadal krwawił Schott. Rozgrywający Przemysław Stępień próbował ratować się grą ze swoim środkowym Dmytro Teryomenko oraz Schulzem na prawym skrzydle. Przewaga gospodarzy wzrastała (18-13, 19-14). Na boisku po stronie Olsztyna pojawił się Robbert Andringa, który zmienił słabo grającego reprezentanta Niemiec. Później blokiem dobrze zagrał Schulz, a kontrę wykończył Wojciech Żaliński (20-18). Pomimo tej pogoni, to siatkarze Warty ponownie podwyższyli prowadzenie (23-19). Akademicy z Olsztyna wyczuli jednak szansę, że grają dosyć dobrze i mogą jeszcze zagrozić Zawierciu w tym secie. Piłkę skończył Damian Schulz, błąd w ataku popełnił Garrett Muagututia, a Żaliński posłał bardzo trudną zagrywkę w stronę Michała Żurka (23-22). Zawiercianom udało się utrzymać przewagę i wygrać pierwszego seta (25-23). 

Do połowy drugiego seta ponownie mogliśmy oglądać wyrównane starcie. Obaj rozgrywający, czyli Cavanna i Stępień najczęściej akcje grali przez swoich lewoskrzydłowych. Piotr Orczyk nadal był najjaśniejszą postacią drużyny, a Ruben Schott walczył o poprawę swojej gry. Na prawym skrzydle w zespole z Zawiercia otwierał się Mateusz Malinowski. Na olsztyńskim środku aktywny był  Teryomenko. Wynik zaczynał się rozjeżdżać przy stanie od stanu 18-15, kiedy Patryk Niemiec upolował zagrywką libero olsztynian Jędrzeja Gruszczyńskiego. W międzyczasie z boiska ponownie zszedł Schott, a trener Kolakovic do gry zaprosił Pawła Halabę. Srebrny medalista uniwersjady z reprezentacją Polski szybko wpasował się w rytm meczowy, skutecznie pomagając Orczykowi na lewym skrzydle (21-17). Po ataku Orczyka (23-19) olsztynianie, podobnie jak w pierwszej partii rzucili się do odrabiana strat. W roli głównej mieliśmy młodego środkowego Mateusza Porębę, który skończył atak, a następnie zatrzymał blokiem Malinowskiego. Po kolejnym już ataku Orczyka Zawiercie miało piłkę setową (24-21), ale chwilę potem tym samym odpowiedział Schulz (24-22). Nadzieje dał jeszcze kapitan zespołu Robbert Andringa, który zdobył punkt zagrywką, jednak po przerwie na żądanie Igora Kolakovica, reprezentant Holandii zaserwował w aut (25-23). 

Trzeciego seta olsztynianie rozpoczęli od solidnej gry (0-3). Potrwało to jednak chwilę, gdyż parę minut później mieliśmy remis. W pewnym momencie grę prowadzili siatkarze z Warmii – z lewego skrzydła atakował Żaliński, grający do tej pory na małym procencie w ataku Poręba również zaczął być skuteczny, ale Warta Zawiercie nadal siedziała im na ogonie (9-11, 10-12, 11-13). W olsztyńskim zespole przestój nastąpił przy wyniki 11-14, kiedy to ich rywale zdobyli 3 punkty z rzędu i doprowadzili do remisu. Jurajscy Rycerze zaczęli ponownie świetnie grać w systemie blok-obrona żeby potem wykorzystać kontry. Po udanym zagraniu Halaby to gospodarze wyszli na prowadzenie (18-15). Po siatkarzach AZS-u widać było, że powoli nie starcza im sił. Z wielką trudnością przychodziło im wyprowadzenie pierwszej akcji, a ich przeciwnicy uciekli z wynikiem w końcówce. Mecz zakończył skuteczny atak Mateusza Malinowskiego (25-20). 

Aluron CMC Warta Zawiercie 3-0 Indykpol AZS Olsztyn (25-23, 25-23, 25-21) 

MVP: Piotr Orczyk  

 

Aluron CMC Warta ZawiercieMaximiliano Cavanna (3), Mateusz Malinowski (8), Piotr Orczyk (13), Garrett Muagututia (6), Patryk Niemiec (8), Flavio Gualberto (5), Michał Żurek (libero) oraz Gjorgi Gjorgiev, Grzegorz Bociek, Paweł Halaba (7) 

 

Indykpol AZS Olsztyn: Przemysław Stępień (2), Damian Schulz (10), Ruben Schott (5), Wojciech Żaliński (13), Dmytro Teryomenko (8), Mateusz Poręba (10), Jędrzej Gruszczyński (libero) oraz Kamil Droszyński, Remigiusz Kapica (1), Robbert Andringa (5), Javier Concepcion Rojas  

Najlepiej punktujący: Piotr Orczyk – 13 (12/19, 63% skuteczności, 1 punktowy blok), Wojciech Żaliński – 13 (12/24, 50% skuteczności, 1 as serwisowy) 

Procent w ataku: 54% do 50% dla Aluronu CMC Warty Zawiercie 

Procent w przyjęciu: 46% do 51% dla Indykpolu AZS Olsztyn 

Asy serwisowe: 5 do 3 dla Aluronu CMC Warty Zawiercie 

Bloki punktowe: 7 do 6 dla Aluronu CMC Warty Zawiercie 

MIEDZIOWI POSTRASZYLI GDAŃSKIE LWY 

Walka z faworytem zawsze jest ciężka, zwłaszcza wtedy, kiedy tym faworytem jest taka drużyna jak Trefl Gdańsk. Rozpędzeni siatkarza znad morza wygrywają teraz mecz za meczem. Na dodatek, do składu powraca Mariusz Wlazły. Niestety, w życiu i siatkówce nie można mieć wszystkiego, a można mieć kontuzję. Uraz pleców ponownie dopadł świetnie sprawującego się w tym sezonie Mateusza Mikę. Do pierwszej szóstki powraca natomiast Moritz Reichert, który stracił w niej miejsce właśnie kosztem Mikusia. Zawodnicy Cuprum Lubin przystępowali do meczu na swojej hali bardzo zmotywowani – parę dni wcześniej rozgrywali mecz z VERVĄ Warszawa ORLEN Paliwa i mieli duże szansę na doprowadzenie to piątej partii. Teraz podopieczni Marcelo Fronckowiaka szukali niespodzianki w walce z wiceliderem tabeli. I to poniekąd im się udało. Po ponad dwóch godzinach intensywnej gry Trefl Gdańsk wywiózł z Dolnego Śląska tylko dwa punkty, natomiast jeden został w dorobku gospodarzy. Gdyby jednak pewne rzeczy w końcówce seta potoczyły się inaczej, rezultat byłby odwrotny. 

Na początku siatkarze Trefla uciekli rywalom wynikiem i trzymali ich na dwupunktowym dystansie (4-6, 6-8). Po nieudanym ataku środkowego lubinian Przemysława Smolińskiego wynik wynosił już 6-9. Po cierpliwej grze na kontrach i bloku Nikolaya Pencheva na Mariuszu Wlazłym mieliśmy już jednak remis 11-11. Przez chwilę gra była wyrównana. Potem kontrę wykorzystał Reichert, błędy w ataku popełnili Dawid Gunia i Wojciech Ferens i Trefl Gdańsk prowadził 13-16. Drużyna Cuprumgoniła lecz po dobrej akcji gospodarzy, goście odpowiadali tym samym (14-17, 15-18, 16-20). W tym momencie bardzo dobrze w bloku spisywał się Pablo Crer. Pomimo dobrego przyjęcia, Miedziowi mieli trudności ze skończeniem ataku. W tym miejscu należy pochwalić libero lubinian Kamila Szymure za prawie bezbłędne przyjmowanie piłek w całym meczu. Ambitna gra w obronie występowała u obu ekip, jednak to przeważnie siatkarze Michała Winiarskiego wygrywali długie wymiany (17-21). Nieudany atak Ronalda Jimeneza dał piłkę setową dla Trefla (21-24). To nie był jednak koniec tej partii. Zagrywkę popsuł wpuszczony na nią zadaniowo Kewin Sasak, a później kontrę wykorzystał Wojciech Ferens (23-24). Trefl Gdańsk nie pozwolił rywalom na zdobycie większej ilości punktów w tym secie, a dokładnie zrobił to Moritz Reichert swoim udanym atakiem (23-25). 

Lubinianie nie ustąpili po pierwszym secie i w kolejnym ruszyli do ataku, obejmując bardzo wysokie prowadzenie (5-1). W tym fragmencie bardzo dobrze spisywał się Ferens. Gospodarze, pomimo skuteczności Reicherta i Wlazłego nadal utrzymywali dystans punktowy (6-2, 7-3, 8-4, 10-6). Podopieczni Marcelo Fronckowiaka postawili na mocną i trudną zagrywką, która sprawiała duże problemy przyjmującym Trefla (13-8). Trener Winiarski zaczął dokonywać zmian, ponieważ set wymykał się spod kontroli. Lubinianie nie odpuszczali. Do gry w ataku włączył się Penchev (16-9). Siatkarze Cuprum są bardzo dobrze znani ze swojej gry defensywnej i Gdańskie Lwy miały duży problem, żeby wbić się w pomarańczowe. Przy stanie 22-17 cały skład Trefla był praktycznie wymieniony. Skuteczność w ataku spadła bardzo nisko, a blok nie mógł zatrzymać rozpędzonych lubinian. Set numer dwa zakończył się ostatecznie wynikiem 25-20 dla Cuprum Lubin. 

Michał Winiarski w trzecim secie powrócił do swojego pierwszego składu i jak najszybciej chciał ze swoimi zawodnikami ponownie wyjść na prowadzenie w tym meczu. Trzeciego seta rozpoczęli dobrze (1-3, 4-7, 5-9). W ataku rozkręcał się Bartłomiej Lipiński, a razem z nim Wlazły. Po bloku Crera na Jimenezie Trefl prowadził już 6-12. Potem lubinianom przytrafiła się punktowa seria – atak Pencheva, dwa ataki Ferensa i as serwisowy Miguela Tavaresa (10-12). Cuprum Lubin dotrzymywał kroku siatkarzom z Gdańska (12-13, 14-15). Atak ze środka Gunii i kolejne w tym meczu udanie zagranie Wojciecha Ferensa i mieliśmy już remis 17-17. Bartłomiej Lipiński był liderem w ataku, żeby uciec swoim rywalom. Punktowy serwis Mariusza Wlazłego dał ponownie komfortowe prowadzenie (19-22). Trefl miał piłkę setową przy stanie 22-24 i mieli ogromną szansę na ponowne objęcie pierwszego miejsca w tym wyścigu o punkty. Atak Dawida Gunii przedłużył szanse Cuprum na podjęcie walki. A walczyć się opłacało, kiedy to Kamil Szymura wybronił atak Moritza Reicherta, a blok Pablo Crera obił Wojciech Ferens (24-24). Kolejny nieudany atak reprezentanta Niemiec dał drużynie z Lubina piłkę setową (25-24). Parę akcji później blok Miguela Tavaresa na Mariuszu Wlazłym rozstrzygnął wynik tego seta (27-25). 

Naładowani pozytywną energią siatkarze Cuprum rozpoczęli walkę o pełną pulę w tym meczu. Z drugiej strony zdenerwowani gdańszczanie ze względu na fakt, że dali wyrwać sobie tego seta z rąk tak łatwo. Skumulowanie tych dwóch postaw zaowocowało wyrównanym początkiem czwartej partii. Po bardzo długiej akcji zakończonej atakiem Wlazłego Trefl uciekł na 3 punkty (7-10). Ekipa znad morza była na dobrej drodze do doprowadzenia do tie-breaka (11-16). Gdańszczanie zaczęli skutecznie grać na kontratakach. Przewaga była coraz większa (14-20, 15-22, 16-23). Na wcześniej wspomnianych kontrach Marcin Janusz najczęściej rozdzielał piłki między świetnie dysponowanych Lipińskiego i Wlazłego. Udział Trefla w 5. secie atakiem z krótkiej przypieczętował Bartłomiej Mordyl (18-25). 

W tie-breaku Trefl Gdańsk wypracował sobie dwupunktową przewagę (3-5, 4-6, 5-7). Ekipę Cuprum ponownie ratował Ferens, zdobywając dwa punkty (7-7). W końcowej części ostatniego seta tego meczu mieliśmy remis 13-13. Piłkę meczową dla Cuprum dał nieudany serwis Kewina Sasaka. Akcję później, na ratunek przybył Moritz Reichert (14-14). Druga piłka meczowa dla gospodarzy nadeszła wraz z punktem Ferensa (15-14). Trefl się nie poddawał i atak Pablo Crera wyrównał stan rywalizacji, a chwilę później po nieudanym uderzeniu Ferensa to Gdańskie Lwy miały matchballa. Ogromną szansę na ponowne prowadzenie lubinianie mieli przy stanie 16-16, kiedy to przechodzącą piłkę w aut wyrzucił Szymon Jakubiszak (16-17). Młody siatkarz był niestety antybohaterem końcówki, kiedy to został jeszcze zablokowany przez Mariusza Wlazłego (16-18). 

Cuprum Lubin 2-3 Trefl Gdańsk (23-25, 25-20, 27-25, 18-25, 16-18) 

MVP: Mariusz Wlazły 

 

Cuprum Lubin: Miguel Tavares Rodrigues (5), Ronald Jimenez (14), Wojciech Ferens (24), Nikolay Penchev (12), Dawid Gunia (11), Przemysław Smoliński (2), Kamil Szymura (libero) oraz Mariusz Magnuszewski (1), Adam Lorenc (2), Kamil Maruszczyk (1), Szymon Jakubiszak (7) 

 

Trefl Gdańsk: Marcin Janusz (2), Mariusz Wlazły (19), Bartłomiej Lipiński (20), Moritz Reichert (17), Bartłomiej Mordyl (8), Pablo Crer (12), Maciej Olenderek (libero) oraz Łukasz Kozub, Kewin Sasak (3), Mateusz Janikowski (1), Karol Urbanowicz  

Najlepiej punktujący: Wojciech Ferens – 24 punkty (20/39, 51% skuteczności w ataku, 2 asy serwisowe, 2 punktowe bloki), Bartłomiej Lipiński – 20 punktów (20/31, 65% skuteczności w ataku) 

Procent w ataku: 45% do 52% dla Trefla Gdańsk 

Procent w przyjęciu: 57% do 47% dla Cuprum Lubin 

Asy serwisowe: 5 do 4 dla Cuprum Lubin 

Bloki punktowe: 12 do 11 dla Cuprum Lubin 

PEWNA WYGRANA ASSECO RESOVII RZESZÓW 

Na zakończenie weekendu z Plusligą na Podpromiu zmierzyły się drużyny Asseco Resovii Rzeszów i GKS-u Katowice. Obie te ekipy były przed meczem na fali wznoszącej – Gieksa po tie-breaku pokonała Stal, a Duma Podkarpacia w bardzo dobrym stylu wygrała z Aluronem CMC Wartą Zawiercie. Zapowiadał się bardzo wyrównany pojedynek. Ostatecznie,  Sovia nie dała większych szans 6. ekipie poprzedniego sezonu. 

Podopieczni Alberto Giulianiego nie oszczędzali swoich rywali od samego początku (4-1, 7-3, 9-4). Skutecznie ze skrzydeł atakowali Klemen Cebulj, Rafał Buszek i Karol Butryn. Reprezentant Słowenii dodatkowo utrudniał grę rywalom swoją mocną zagrywką. Katowiczanie nie mogli w żadnym stopniu na razie dogonić rzeszowian. Resovia powiększała przewagę (14-8, 16-11) i nic nie wskazywało na to, że wynik miałby się zmienić. Po kolejnych mocnych zagrywkach Cebulja i wykorzystywanych kontrach z użyciem systemu blok-obrona, Pasy prowadziły 19-11. Fabian Drzyzga z pomysłem używał wszystkich swoich atakujących, co przekładało się na wysoką skuteczność w ataku. GKS miał bardzo duże problemy z przyjęciem, a to skutkowało brakiem możliwości wykonania uderzenia. Asseco Resovia Rzeszów finalnie rozbiła drużynę Grzegorza Słabego 25-13. 

Drugi set był jedynym w którym mogliśmy zobaczyć jakiekolwiek emocje. Stłamszeni katowiczanie powrócili do swojej skutecznej gry. Wtedy Jana Firleja na pozycji rozgrywającego zmienił Jakub Nowosielski. W Gieksie wróciła skuteczność – głównymi filarami ofensywy byli Kamil Kwasowski i Jakub Jarosz. Początek był wyrównany (5-5, 7-7, 9-9). Po paru akcjach to GKS wysunął się na dwupunktowe prowadzenie (12-14). Asseco Resovia nieco osłabła w ataku. Po udanym serwisie Jakuba Szymańskiego tablica wyników wyświetliła wynik 13-16, a kilka akcji potem już 14-18. W tym najważniejszym momencie seta rzeszowianie zaczęli wyblokowywać i bronić. Przy zagrywce Fabiana Drzyzgi Resovia odrobiła 3 punkty z rzędu (19-19). Przy stanie 20-20 bardzo mocną zagrywkę posłał Cebulj, co skutkowało udaną kontrą w jego wykonaniu. Po bloku Jeffreya Jendryka było już 23-21. Atak Karola Butryna dał piłkę setową dla gospodarzy (24-22). Uderzenie Adriana Buchowskiego dał jeszcze 23. punkt, ale chwile później doświadczony przyjmujący zepsuł zagrywkę (25-23).  

W trzecim secie Asseco Resovia powróciła do dyspozycji z pierwszej partii (5-2). Klemen Cebulj znowu bombardował serwisem katowiczan (8-3). Pomimo paru dobrych pojedynczych akcji GKS-u Katowice, rzeszowianie wciąż prowadzili (14-10). Goście jednak później zaczęli gorzej grać w ataku, piłek nie kończył Kamil Kwasowski i drugi atakujący Wiktor Musiał (17-12). Pod sam koniec tego seta i jednocześnie meczu Resovia parę razy jeszcze zagrała na udanych kontrach (23-14). GKS, po dobrych atakach Musiała i zagrywkach Miłosza Zniszczoła zdołał jeszcze zdobyć parę punktów (24-19). Ostatni punkt w tym meczu ze środka zdobył Piotr Hain (25-19).

Asseco Resovia Rzeszów 3-0 GKS Katowice (25-13, 25-23, 25-19) 

MVP: Fabian Drzyzga  

 

Asseco Resovia Rzeszów: Fabian Drzyzga (3), Karol Butryn (17), Rafał Buszek (10), Klemen Cebulj (20), Piotr Hain (7), Timo Tammemaa (3), Michał Potera (libero) oraz Damian Domagała, Jeffrey Jendryk (5) 

 

GKS Katowice: Jan Firlej, Jakub Jarosz (2), Jakub Szymański (3), Kamil Kwasowski (9), Jan Nowakowski (2), Miłosz Zniszczoł (7), Dustin Watten (libero), Dawid Ogórek (libero) oraz Jakub Nowosielski (2), Wiktor Musiał (5), Adrian Buchowski (3), Emanuel Kohut (3) 

Najlepiej punktującyKlemen Cebulj – 20 punktów (13/28, 46% skuteczności w ataku, 5 asów serwisowych, 2 punktowe bloki), Kamil Kwasowski – 9 punktów (7/18, 39% skuteczności, 2 asy serwisowe) 

Procent w ataku: 53% do 30% dla Asseco Resovii Rzeszów 

Procent w przyjęciu: 58% do 60% dla GKS-u Katowice 

Asy serwisowe: 5 do 5 

Bloki punktowe: 8 do 5 dla Asseco Resovii Rzeszów 

To nie koniec emocji związanych siatkówką. Jeszcze dziś o 20:30 zaległy mecz 10. kolejki rozegrają miedzy sobą drużyny MKS-u Będzin i Aluronu CMC Warty Zawiercie.

Natomiast na szersze podsumowanie ostatniej kolejki Plusligi, Tauron Ligi i Ligi Mistrzyń zapraszamy do audycji Volley Time, już dziś o 20:30 na kanale 2 RadiaGOL!

 

Źródło: plusliga.pl

Autor: Janusz Siennicki

UDOSTĘPNIJ
Radio GOL
Jedyne takie sportowe radio internetowe. RadioGOL.pl jako pierwsze w Polsce oferuje profesjonalną współpracę z klubami sportowymi, dla których prowadzone są regularne relacje NA ŻYWO. Ponadto serwis oferuje artykuły, transmisje, komentarze i analizy profesjonalnych ekspertów, specjalizujących się w szerokim wachlarzu dyscyplin sportowych.