Po 10 tytułach zdobytych przez Bayern z rzędu, kibice niemieckiej piłki (poza fanami Die Roten, oczywiście) chcieliby w końcu zmiany warty na tronie. Czy w kampanii 2022/2023 w końcu zobaczymy nowego Mistrza?

Bawarczycy w tarapatach?

Nastroje wskazujące na możliwości pokonania Bayernu dawno nie były tak silne. Już zeszły sezon w wykonaniu „Die Roten”. Ekipa pod wodzą Juliana Nagelsmanna, który miał być fantastycznym szkoleniowcem na lata, w niczym nie przypominała dominatora prowadzonego przez Hansiego Flicka. Co prawda udało się zdobyć mistrzowską paterę, ale pod koniec sezonu BVB, mimo ogromnej ilości straconych punktów, zachowywała szanse na pokonanie rywala. Z DFB Pokal dodatkowo Bayern pożegnał się już w drugiej rundzie, przegrywając aż 5:0 z Borussią Moenchengladbach, a w Lidze Mistrzów poległ w dwumeczu z Villarealem mimo statusu faworyta.

Bayern pod wodzą Nagelsmanna nie był tak pewny jak ten za czasów Flicka. Nadal potrafił grać skutecznie i zabójczo, ale w gorszy dzień widać było pewne problemy, szczególnie z grą w obronie. Te ma rozwiązać sprowadzony z Juventusu za aż 80 milionów euro Matthias de Ligt. Holender uzupełnia też brak w kadrze, wytworzony przez odejście Niklasa Sule – najsolidniejszego stopera „Die Roten” w poprzedniej kampanii.

Jaką twarz ataku Bayernu zobaczymy po odejściu Roberta Lewandowskiego? (fot. Alexander Hassenstein / Getty Images)

Bawarczyków czekają jednak problemy nie tylko z tyłu. Odejście Roberta Lewandowskiego zostawiło lukę na pozycji snajpera, której Bayern chyba nie ma już zamiaru wypełnić topowym snajperem. W Superpucharze z przodu zobaczyliśmy Jamala Musialę, a drugą nominalną opcją w ataku jest Mathys Tel. Francuz ściągnięty za 20 milionów z Rennais w zeszłym sezonie zaliczył tylko 49 minut na poziomie Ligue 1. Jeśli Julian Nagelsmann nie będzie chciał adaptować Thomasa Mullera, Serge’a Gnabry’ego czy Sadio Mane do gry na „9”, to opieranie tej pozycji na tak niedoświadczonym duecie nie musi się wcale skończyć sukcesem. W każdym razie, ciężko sobie wyobrazić, żeby nawet wszystkie nabytki Bayernu razem wzięte – a obok Mane i Tela mówimy tu chociażby o skutecznym pomocniku, Gravenbachu – były w stanie wyrównać deficyt 40 bramek, utraconych razem z Lewandowskim.

To w końcu ten sezon?

Jako głównego kandydata do rzucenia rękawicy Bayernowi wskazuje się Borussię Dortmund. Wydaje się, że po odejściu Haalanda BVB poradziła sobie na rynku bardzo dobrze. Ekipa z Dortmundu dogadała się z Niklasem Sule i ściągnęła Nico Schlotterbecka z Freibruga. Dodatkowo z przodu „Schwarzgelben” wzmocnił Karem Adeyemi, który wraz z Donyellem Malenem pokazał już dobrą formę w starciu pucharowym z TSV Monachium. Choroba Sebastiena Hallera, który miał być gwiazdą BVB w tym sezonie, pogorszyła nieco sytuacje ekipy z Signal Iduna Park, ale zarząd klubu szuka obecnie zastępstwa za Iworyjczyka.

W Dortmundzie liczą, że Edin Terzic uchroni BVB przed kolejnym wynikiem poniżej oczekiwań (fot.Alex Gottschalk / DeFodi Images / Getty Images)

Borussia ma wykorzystać słabość Bayernu po tym, jak rok temu fantastyczną okazję ku temu zmarnowała drużyna prowadzona przez Marco Rosego. Po batutą Edina Terzicia gra ma wyglądać inaczej. Głównym atutem szkoleniowca ma być jego umiejętność odbudowania w klubie atmosfery. Jako kibic BVB od małego, 39-latek ma być odpowiednią personą do przywrócenia zespołowi mentalności zwycięzców. Niektórzy jednak poddają pod wątpliwość jego warsztat taktyczny, oceniając po pierwszej przygodzie z prowadzeniem pierwszej drużyny. Terzic zdobył wtedy z Borussią Puchar Niemiec, pokonując w finale RB Leizpig, a także doprowadził klub do finiszu na trzecim miejscu w Bundeslidze, zdobywając w niej nieco ponad 1,9 punktu na mecz. Od tamtego okresu minął jednak ponad rok i rozsądnym wydaje się zakładać, że trener BVB rozwinął się od tego czasu. Jeśli rzeczywiście tak jest, a Edinowi uda się odpowiednio nastawić zawodników na ten bardzo wymagający sezon, Borussia może poważnie rzucić rękawicę mistrzom z Bawarii.

„Aptekarze” i „Byki”

Bayer Leverkusen i RB Leipzig uzupełniły w poprzednim sezonie top 4, a przed nadchodzącą kampanią wydają się być w podobnym miejscu. Oba zespoły dokonały drobnych, ale rozsądnych wzmocnień. W Leverkusen do Patricka Schicka dołączył Adam Hlozek, który ma z kolegą z reprezentacji stworzyć duet strzelecki, będący postrachem całych Niemiec. „Byki” ściągnęły natomiast do siebie solidnego pomocnika defensywnego Xavera Schlagera, który ma za sobą udany sezon w Wolfsburgu oraz jedną z rewelacji poprzedniej edycji Bundesligi – Davida Rauma.

Zarówno Bayer, jak i RB, stać na włączenie się w nadchodzącym sezonie na włączenie się do walki o tytuł. Przy obu ekipach można jednak postawić znaki zapytania. „Aptekarze” mają za sobą udaną, stabilną kampanię, ale początek obecnego sezonu nie układa się dla nich zbyt pomyślnie. Ekipa z Leverkusen będzie musiała przez kilka najbliższych miesięcy radzić sobie bez swojej gwiazdy, Floriana Wirtza. Niemiec po zerwaniu więzadeł w wiosennym meczu z FC Koln nadal przechodzi rehabilitację i mimo tego, że miesiąc temu wrócił do lekkiego treningu, to termin jego powrotu nie jest znany. Dodatkowo, Bayer już zaliczył pierwszy falstart, przegrywając mecz DFB Pokal z trzecioligowym SV Elversberg.

Domenico Tedesco będzie w tym roku pod wiekszą presją, niż kiedykolwiek wcześniej (fot.REUTERS / Vincent West)

Ostatnia kampania w Lipsku została uratowana przez Domenico Tedesco, który pozbierał chaos pozostawiony przez Jessego Marscha i doprowadził zespół do triumfu w DFB Pokal i zapewnienia sobie czwartego miejsca w lidze. Nadchodzący sezon będzie jednak dla Niemca testem. Ci, którzy pamiętają jego pobyt w Schalke wiedzą, że sytuacja w Gelsenkirchen z czasem tylko się pogarszała. Tedesco od zwolnienia z „Die Königsblauen” zaliczył jednak udany epizod w Spartaku Moskwa, z którego odszedł z przyczyn prywatnych. Do RB wszedł z pomysłem i znalazł rozwiązanie na problemy drużyny, przynajmniej krótkoterminowe. Po przepracowanym okresie przygotowawczym okaże się teraz, czy „Byki” formę z wiosny zawdzięczają efektowi nowej miotły, czy też Tedesco staje się renomowaną marką na niemieckim rynku trenerskim.

Utrzymać poziom

Union i Freiburg to dwie ekipy, którym niespodziewanie do awansu do Ligi Mistrzów zabrakło w zeszłym sezonie niewiele. Kluby, które jeszcze rok wcześniej o takim sukcesie nie mogłyby marzyć, do ostatnich kolejek utrzymywały się w walce o miejsca w fazie grupowej Champions League. Nie da się jednak ukryć, że ten luksus zawdzięczają fatalnej grze RB Leipzig na jesieni. Jeśli kluby top 4 rozegrają udany sezon, ekipy z Berlina i Fryburga mogą liczyć co najwyżej na zachowanie swoich pozycji. Te nadzieje nie są jednak płonne.

Freiburg świetnie poradził sobie z odejściem Schlotterbecka, wyciągaj Matthiasa Ginter z Borussi Moenchengladbach. Do tego wykorzystali wygasający kontrakt Michael Gregoritscha, aby sprowadzić lidera Augsburga do swojego zespołu. Dodatkowo dokonali bardzo ekscytującego transferu, wzmacniając się Ritsu Doanem z PSV Eindhoven za 8,5 miliona euro.

Czy Union uderza już głową w szklany sufit?
(Fot.Mario Hommes / DeFodi Images / Getty Images)

Union wydaje się podejmować bardzo rozsądne kroki kolejny rok z rzędu. W Berlinie musieli pożegnać się z Taiwo Awoniyim, za którego beniaminek Premier League – Notthingham Forest – zapłacił 20 milionów. Włodarze ze starej leśniczówki uporali się jednak w tym problemem, ściągając w jego miejsce Jordana Siebatcheu z Young Boys, który rok temu z dorobkiem 22 goli został królem strzelców szwajcarskiej Super Leagie. Oprócz tego do zespołu Christiana Streicha dołączył także Jaime Leweling – gwiazdor Greuther Furth z poprzedniej kampanii, a także 26-letni pomocnik z Sampdorii, Morthen Thorsby i 23-letni obrońca wypożyczony z FC Porto, Diogo Leite. Wydaje się, że Union wchodzi w nową kampanię jeszcze mocniejszy niż rok temu, gotowy scementować swoją mocną pozycję z niemieckiej piłce.

Borussia, Hoffenheim i Eintracht: nie na miejscu

Ekipy z Sinsheim, Moenchengladbach i Frankfurtu zakończyły poprzedni sezon na kolejno 9., 10. i 11. miejscu, co jest poniżej ambicji każdego z tych zespołów, sądząc po ich możliwościach finansowych i sukcesach z ostatnich lat. Kampania Eintrachtu mimo tego była daleko od strasznej porażki ze względu na zwycięstwo w Lidze Europy. W tym roku „Orły” czeka rywalizacji w Lidze Mistrzów i o ile na rynku transferowym włodarze wykonali dobrą pracę (transfery Goetzego, Hauge czy Alario), to żeby sezon 2022/2023 był dla Eintrachtu udany, kibice muszą dwa razy w tygodniu widzieć na boisku drużynę taką, jak w zeszłej kampanii na europejskich, a nie krajowych boiska.

Udana kampania w Lidze Europy dała Eintrachtowi okazję do debiutu w Lidze Mistrzów (fot.JAVIER SORIANO / AFP / Getty Images)

Hoffenheim, aby poprawić wynik z zeszłego roku, sięgnęło po zdecydowanie mocne środki. Z „Wieśniakami” pożegnał się Sebastian Hoeness, a jego miejsca na stanowisku szkoleniowca zajął André Breitenreiter. Dla 49-latka to najpoważniejsze dotychczas wyzwanie w trenerskiej karierze, gdyż wcześniej prowadził takie zespoły jak Paderborn czy Hannover, a ostatnio FC Zurich. Do dyspozycji dostał nowych zawodników, takich jak Ozcan Kabak czy Grischa Promel. Z ich pomocą ma przywrócić Hoffenheim do czołówki i powtórzyć sukcesy, jakie odnosił awansując z Paderborn do 1. Bundesligi, czy zdobywając Mistrzostwo Szwajcarii w zeszłym roku.

Nowy trener zawitał również do Moenchengladbach. Addiego Huttera po mało udanym sezonie zastąpił Daniel Farke, którego ostatnio kibice pamiętają z posady w Norwich, które prowadził przez 208 spotkań. 45-latka, tak samo jak jego kolegę z Hoffenheim, czeka duży krok do przodu. Będzie musiał wykrzesać ze „Źrebaków” nową energię, aby przywrócić Borussię do walki o miejsca w Lidze Mistrzów.

Między spadkiem a utrzymaniem

Augsburg, Hertha, Stuttgart i Bochum to ekipy, które swojego bytu w Bundeslidze nie mogą być pewne. Trzy pierwsze w zeszłym roku cudem uniknęły spadku, a Vfl znajduje się w bardzo dziwnym położeniu. W Bochum nie zabrakło w to lato transferów – w tym Jacka Góralskiego – ale nie wydaje się, aby jakość drużyny znacznie się podniosła. W Herthcie jak co roku odbywa się wielkie wietrzenie szatni – klub opuściło bowiem już ponad ośmiu zawodników. Jedynymi wzmocnieniami ekipy z Berlina są natomiast transfery Jessica Ngankama, Filipa Uremovicia i Wilfireda Kangi. Ciężko sobie jednak wyobrazić, aby te nazwiska miały zmienić obraz gry podopiecznych Sandro Schwarza.

W Stuttgarcie i Augsburgu sytuacja nie wygląda wiele lepiej. Vfb zainwestowało w wykupienie z Arsenalu Konstantina Mavropanosa oraz ściągnęło do siebie Joshę Vagnomana z HSV. Augsburg podpisał natomiast kontrakty z Arne Maierem, Elvisem Rexhbecajem, Ermedinem Demiroviciem i Maximilianem Bauerem. Ekipa Rafała Gikiewicza spisała się więc na rynku najlepiej, ale na tle konkurencji te cztery ekipy nadal wyglądają bardzo blado i wszystkie są poważnie zagrożone spadkiem.

Mocni beniaminkowie?

Pasywność wyżej opisanych ekip mogą wykorzystać ekipy wracające do Bundesligi. Schalke, mimo że nadal nie uporządkowało do końca finansów, wzorowo poradziło sobie na niższym poziomie rozgrywkowym i bez problemu zapewniło sobie awans. „Die Königsblauen” nie zaufali jednak Mikeowi Buskensowi, który wprowadził zespół do Bundesligi, a zatrudniali Franka Kramera, dominując przeciwników. Na pracy szkoleniowca ekipa z Gelsenkirchen ma oprzeć swoje starania o utrzymanie, gdyż kasa klubowa nadal świeci pustkami, a na rynku Schalke nie mogło sobie na wiele pozwolić.

2. Bundesliga nie sprawiła Schalke większych problemów (fot.Dean Mouhtaropoulos / Getty Images)

Drugim renomowanym zespołem, który powrócił do elity, jest Werder. Ekipa z Bremy wyprzedziła HSV o trzy punkty i bez udziału w barażu odzyskała miejsca w najwyższej klasie rozgrywkowej. W zespole prowadzonym przez Ole Wernera nie brakuje jakości i doświadczenia w Bundeslidze. Dodatkowo działacze z Weserstadion wykonali latem fantastyczną pracę na rynku transferowym. Do Bremy za darmo tacy piłkarze jak Amos Pieper (którym interesowała się nawet Chelsea), Niklas Stark, Mitchell Weiser czy Lee Buchanan. Dodatkowo Werder wyłożył 4 miliony euro na pomocnika FC Kopenhaga – Jens Stage’a. W efekcie skład beniaminka prezentuje się naprawdę imponująco i szanse na jego utrzymanie są zdecydowanie duże.

Po nich jest życie

Odejścia Roberta Lewandowskiego i Erlinga Haalanda to spora strata dla całej ligi, ale i bez nich w Niemczech nie brakuje bramkostrzelnych zawodników. Listę otwiera oczywiście Patrick Schick, który w zeszłym sezonie dał się pokonać jedynie parze supersnajperów z Byaernu i BVB. Fantastyczne liczby wykręcał Christopher Nkunku, a Anthony Modeste w barwach Koln strzelił w zeszłym roku aż 22 gole. Do walki o armatkę może przyłączyć się Donyell Malen, który w kampanii 2021/2022 nie błyszczał, ale ma za sobą świetny okres przygotowawczy.

Do tych dołącza chociażby Sadio Mane, który bez wątpienia odciśnie swoje piętno na grze Bayernu. Adam Hlozek ma niesamowity instynkt zabójcy w polu karnym, a Karim Adeyemi może ze swoją szybkością i zwinnością błyskawicznie stać się gwiazdą ligi. Nie zapominajmy też o wspominanym wcześniej amerykańskim superstrzelcu, Jordanie Siebatcheu. Snajperów w Bundeslidze w tym roku nie brakuje, więc wyścig o tytuł najlepszego z nich na pewno będzie spektakularny.

Kolonia za Odrą

W ostatnich latach przyzwyczailiśmy się do dużej ilości Polaków w Bundeslidze. W najbliższej przeszłości to Włochy stały się większym ośrodkiem polskiej piłki, co nie znaczy, że za naszą zachodnią granicą zabraknie rodaków. Jacek Góralski i Jakub Kamiński powinni dość szybko zadebiutować w Bundeslidze. Pierwszy z nich dołączył do Vfl Bochum i był głośno komplementowany przez tamtejszego szkoleniowca – Thomasa Reisa. Wychowanek Lecha dynamicznie rozwijał się dynamicznie w ostatnich dwóch latach i jest szansa, że szybko zacznie zaliczać minuty w Wolfsburgu.

W „Wilkach” razem z Kamiński grać będzie oczywiście Bartosz Białek. Nasz snajper w ostatnich sezonach otrzymywał spore zaufanie, jednak trapiły go kontuzje. Jeśli zdrowie dopisze, możemy liczyć, że będzie go regularnie oglądać na boisku. Duże szanse na wiele minut ma Marcin Kamiński, który świetnie spisywał się w Schalke w poprzednim sezonie i zagrał 90 minut w otwierającym meczu Pucharu Niemiec.

Rafał Gikiewicz i Robert Gumny będą w nadchodzącym sezonie walczyć  o utrzymanie (fot. EXPA / Eibner / Sasha Walther / newspix.pl)

Pozostaje oczywiście jeszcze duet „biało-czerwonych” w Augsburgu, przed którym ciężki rok. Rafał Gikiewicz nie jest raczej w żaden sposób zagrożony przez innych golkiperów, więc powinniśmy oglądać go między słupkami w każdej kolejce. Roberta Gumnego czeka natomiast ciężka rywalizacja o miejsce na prawej obronie. Polak na pewno pojawi się w składzie kilka razy, biorąc pod uwagę intensywność nadchodzących rozgrywek. Jeśli pokaże się wtedy z dobrej strony, może zostać zawodnikiem podstawowej jedenastki Augsburga.

Otwierająca kolejka

Bundesligę w piątkowy wieczór tradycyjnie otworzy mecz urzędującego Mistrza – Bayern Monachium tym razem podejmie na wyjeździe Eintracht Frankfurt. W sobotę czekają nas największe hity weekendu. Zobaczymy derby Berlina i mecz Hoffeheim z Borussią Moenchengladbach, a wieczorem starcie gigantów, czyli mecz Borussia Dortmud – Bayer Leverkusen. W niedzielę natomiast Stuttgart zmierzy się z RB Leipzig, a kolejkę zamknie starcie FC Koln z beniaminkiem – Schalke.

Przed nami naprawdę ekscytujący sezon za naszą zachodnią granicą, a emocje powinny sięgać zenitu od pierwszej do ostatniej serii gier. Kto najlepiej poradzi sobie z tym maratonem wyzwań? Czy ktoś strąci Bayern z tronu? Obok nowej kampanii Bundesligi nie można przejść obojętnie

Przed nami genialna kampania!
UDOSTĘPNIJ
Adam Franciszek Wojtowicz
"Bo czasem wygrywasz, a czasem się uczysz"