Andy Murray kontynuuje w Belgii zwycięską passę i wystąpi w finale European Open! Słynny Brytyjczyk, który nie tak dawno zasilał grono tzw. „wielkiej czwórki” po raz pierwszy od niemal trzech lat zagra o tytuł cyklu głównego ATP Tour. Jego finałowym rywalem będzie Stan Wawrinka, który wczoraj pokonał Jannika Sinnera.

Od kilku tygodni Andy Murray notuje serię wyjątkowo udanych startów, a jego kibice z coraz większym zadowoleniem mogą obserwować poczynania swojego ulubieńca na korcie. Turniej w Antwerpii miał być dla niego kolejną okazją na potwierdzenie rosnącej dyspozycji. Brytyjczyk wykorzystał ją znakomicie. Na przestrzeni ostatnich kilkunastu dni skutecznie przeciwstawił się reprezentantowi gospodarzy Kimmerowi Copejansowi, a następnie Pablo Cuevasovi oraz Mariusowi Copilowi. W walce o prawo występu w wielkim finale czekał na niego z kolei potencjalnie dużo groźniejszy rywal. 

Półfinałowym przeciwnikiem Murray’a okazał się być młody, bardzo obiecujący Ugo Humbert. Francuz zamyka aktualnie siódmą dziesiątkę rankingu, ale wielki talent udowodnił chociażby pokonując w pierwszej rundzie rozstawionego z „dwójką” Dawida Goffina.  Niemniej jeszcze przed kilkoma laty Szkot cieszyłby się w tym starciu mianem niewątpliwego faworyta, ale od tego czasu wiele się zmieniło.

Na drodze do dalszych sukcesów utytułowanemu tenisiście stanęła kontuzja prawego biodra, a co za tym idzie poważna operacja i mozolne próby powrotu do dawnej dyspozycji.  Mimo że na dolegliwości bólowe Brytyjczyk od wielu miesięcy się nie skarżył, długo nie był w stanie powrócić do formy, która w przeszłości zapewniała mu miejsce w światowej czołówce. Sytuacja stawała się dramatyczna, gdy wypadł poza najlepszą pięćsetkę rankingu, a pamięć o jego imponujących osiągnięciach powoli blakła w cieniu dokonań Djokovica, Federera i Nadala, a obok nich także nowych tenisowych gwiazd. 

Syzyfowa przeprawa

Przez większą część sezonu 2019 nic nie wskazywało na jakiekolwiek pozytywne zmiany w poczynaniach legendarnego zawodnika. Murray grał zdecydowanie poniżej swoich możliwości, a znaczna część turniejów kończyła się dla niego na etapie pierwszej rundy. Coraz częściej mówiło się o tym, że najlepszym rozwiązaniem mogłaby stać się w jego przypadku decyzja o zakończeniu tenisowej przygody.  Po sierpniowej porażce z Tennysem Sandgrenem na otwarcie Winston-Salem Open Brytyjczyk zdecydował się na odważny krok, który w powrocie na szczyt pomógł m.in. Kei’owi Nishikoriemu. Nie wziął udziału w US Open, a zamiast tego skorzystał z dzikiej karty do Challengera – Rafa Nadal Open. Turniej organizowany na rodzinnej Majorce drugiej rakiety świata miał stać się dla niego okazją na odbudowanie pewności siebie. Na skąpanej w słońcu wyspie Murray o trofeum nie powalczył, odpadając w trzeciej rundzie. Powoli jego gra zdawała się jednak wracać na właściwe tory. 

Włoski przełom

Pod koniec września popularny Andy zrewanżował się Sandgrenowi w chińskim Zhuhai. W drugiej rundzie okazał się z kolei słabszy od mianowanego następcą Hewitta Alexa De Minaura, ale dopiero po wyrównanym, trzysetowym boju. Wkrótce doszło do pierwszego mini-przełomu. Podczas rozgrywek prestiżowego China Open Murray nieoczekiwanie pokonał po dwóch tie-breakach tegorocznego półfinalistę US Open – Matteo Berrettiniego. Od tego momentu coraz częściej powtarzano, że Brytyjczyk rośnie w siłę i wielu może zaskoczyć jeszcze przed końcem roku. Ostatecznie nie udało mu się podbić Pekinu, za sprawą ćwierćfinałowej porażki z Dominiciem Thiemem. 

Kolejnym testem był dla Szkota występ podczas Rolex Masters w Sznghaju. Murray pokazał się w nim z nie najlepszej strony, choć złe wrażenie zawdzięczał w głównej mierze kontrowersyjnej kłótni z Fabio Fogninim. Zgodnie z doniesieniami mediów miał w trakcie przegranego pojedynku z Włochem nie zapanować nad emocjami i wdać się w ostrą wymianę zdań przy siatce. Przedostatni w sezonie turniej Masters zakończył się więc dla niego w atmosferze skandalu i niepewnej formy.

Koniec francuskiej dominacji

Na mecz o wysoką stawkę Andy Murray czekał bardzo długo, ale półfinałowe starcie z Humbertem nie od początku układało się po jego myśli. Pierwszego seta Brytyjczyk przegrał do 3. W otwierającej partii pozwolił wprawdzie przełamać się zaledwie raz, ale Francuz skutecznie bronił wypracowanej na początku przewagi. Drugi set był znacznie bardziej wyrównany i chociaż to Murray jako pierwszy wyszedł na prowadzenie, rywal natychmiast odrobił starty.

O mały włos doszłoby do tie-breaka, ale w decydującym momencie uwidoczniła się przewaga bardziej doświadczonego z graczy. Serwujący, by utrzymać się w secie Humbert nie poradził sobie z presją i został przełamany na 7-5. Losy spotkania musiały rozstrzygnąć się w trzeciej odsłonie. Już otwierający gem stał się dla Brytyjczyka prawdziwą wojną nerwów, kiedy stanął przed zadaniem obrony trzech break pointów z rzędu. Podbudowany korzystnym rozstrzygnięciem poszedł za ciosem i zaatakował serwis rywala. W ten sposób doprowadził do stanu 2-0. Na przestrzeni kolejnych wymian nie pozwolił już odebrać sobie inicjatywy i zwyciężył ostatecznie 6-2. Tym samym po raz pierwszy w  trzyletniej tradycji zawodów w Antwerpii w finale nie zobaczymy tenisisty z Francji. 

Jak za dawnych lat…

Dziś około godziny 16:00 czasu polskiego Murray po raz dwudziesty w karierze zmierzy się ze Stanem Wawrinką. Jeszcze kilka lat temu taki mecz śmiało nazywać można by „starciem na szczycie”, ale tym razem niezupełnie wiadomo jakiego scenariusza zmagań należy się spodziewać. Dotychczas w bezpośrednich spotkaniach aż jedenastokrotnie triumfował tenisista z Wysp Brytyjskich, a wśród jego najcenniejszych zwycięstw wymienić należy finał w Doha (2008), ćwierćfinał US Open (2013) i półfinał Roland Garros (2016).

Jednocześnie już rok później Szwajcar zrewanżował się mu na francuskim Wielkim Szelmie, awansując do finału prestiżowych zawodów. Poza tym, choć Wawrinka także miał problemy z kontuzjami i powrotem do formy, niezmiennie był w stanie utrzymać się w okolicach najlepszej pięćdziesiątki rankingu, a obecnie plasuje się na wysokiej, osiemnastej pozycji. Na jego korzyść przemawia także fakt, że na drodze do finału European Open udało mu się ostudzić entuzjazm osiemnastoletniego Jannika Sinnera, który zasłużenie doczekał się miana rewelacji turnieju. 

fot. źródło: https://www.tennis365.com

UDOSTĘPNIJ
Avatar
Redaktor Radia Gol zajmująca się głównie tematami związanymi z tenisem i siatkówką. Niereformowalna fanka Rogera Federera ze słabością do gorzkiej czekolady. Na co dzień studiuje prawo w Poznaniu. Od zakupów woli mecze siatkarskiej reprezentacji, a w wolnych chwilach myśli o smaku wimbledonowskich truskawek.