Kolejny tytuł wielkoszlemowy Igi Świątek stał się faktem! W sobotę Polka wygrała po raz trzeci imprezę rozgrywaną w stolicy Francji, pokonując w finale Karolinę Muchovą. Skompletowanie swoistego hat-tricka nie należało jednak do najprostszych i bynajmniej nie było formalnością, dołożeniem nogi i zdobyciem gola do pustej bramki.

Jednakże pierwszy set mógł polskim kibicom dawać nadzieję na to, że ostatni etap marszu Igi po tytuł będzie łatwy i przyjemny. Nerwowy początek pełen błędów reprezentantki Czech najprawdopodobniej spowodowany był sytuacją bez precedensu, w której znalazła się Muchova. Gdy stres związany z wyjściem na szczelnie wypełniony kort centralny po to aby rozegrać finał jednego z najważniejszych turniejów w roku opadł, gra zrobiła się bardziej wyrównana. Jednakże przewaga wypracowana przez Świątek w pierwszej fazie partii nie pozwoliła przeciwniczce napsuć krwi Raszyniance. Wyglądający na bardzo jednostronny wynik pierwszej odsłony meczu nie dawał jednak pełnego obrazu tego, co działo się na korcie pokrytym ceglaną mączką. 

Drugi set rozpoczął się w podobny sposób – od przełamania na korzyść Igi i prowadzenia 3:0. Później jednak wiatr w żagle zdecydowanie zaczęła łapać tenisista po drugiej stronie siatki. Muchova szybko odrobiła stratę. Następnie doszło do bardzo nerwowej końcówki, w której zobaczyliśmy trzy przełamania z rzędu. Lepszą skutecznością popisała się w niej Czeszka, która doprowadziła do decydującej partii. Trzeba sprawiedliwie oddać, że Karolina wygrała w pełni zasłużenie. Reprezentantka naszych południowo-zachodnich sąsiadów grała lepiej. Po prostu. Udowodniła, że w finale znalazła się nieprzypadkowo i została pierwszą osobą, której udało się wygrać seta przeciwko Idze Świątek w meczu o wielkoszlemowy tytuł.

Przed początkiem trzeciej partii w zasadzie nie wiedzieliśmy co mamy myśleć – zarówno rozpędzona Muchova jak i mająca obycie w spotkaniach tej rangi Świątek były w takiej samej odległości od zwycięstwa. Wręcz nierealne wydawało się, że słabszy moment gry naszej rodaczki potrwa do końca, a jej przeciwniczka będzie stale utrzymywać ten sam równy poziom. Jednakże po pierwszych minutach niektórzy z pewnością poczuli konsternację, ponieważ zaczął się spełniać ten czarny scenariusz – Muchova odebrała serwis rywalce już przy pierwszej okazji. Na szczęście Iga znalazła sposób na powrót do meczu. Liderka światowego rankingu rozegrała kilka piłek z gatunku „być albo nie być” w sposób wręcz profesorski, dzięki czemu wyrównała. Takiej ogłady zabrakło jej przeciwniczce, która po prostu nie wykorzystywała szans. Choć Muchova przełamywała Świątek, Iga potrafiła odpowiadać. Dzięki temu zrobiło się 5:4 dla Polki, lecz nie miała ona przewagi przełamania. Oznaczało to, że w tamtym momencie serwowała Czeszka. Droga do najszybszego zakończenia wiodła więc przez trudną sztukę odbioru podania. Jednak gem zaczął układać się po myśli Swiątek. Najpierw 0-15 (z perspektywy Muchovej), później 0-30, 15-30, 15-40 i jest – upragniona piłka meczowa, punkt na wagę wpisania się do historii, skosztowania po raz czwarty tenisowego nieba. Czeszka zakończyła spotkanie w najgorszym możliwym stylu, czyli podwójnym błędem serwisowym. Iga nie mogła z tego powodu w pełni okazać emocji na zewnątrz, lecz wewnątrz z pewnością jej krzyk radości był głośniejszy od latających nad Paryżem samolotów.

Dokonało się. Iga Świątek została wielkoszlemową mistrzynią czwarty raz w karierze. Jest najmłodszą zawodniczką, która tego dokonała od czasów Sereny Williams. Dodatkowo jest pierwszą od szesnastu lat tenisistką, która obroniła tytuł wywalczony na kortach imienia Rolanda Garrosa. To był zdecydowanie najtrudniejszy wielkoszlemowy finał Świątek. Do tej pory mecze o tytuł nasza rodaczka wygrywała pewniej, w bardziej przekonywujący sposób. Teraz przeszła swoisty chrzest – uwielbiana przez nią paryska mączka przypomniała jej, że nie ma na niej meczów łatwych, a wygranie finału nie zawsze przychodzi łatwo. Taki mecz może być również sygnałem w stronę wielu zbyt wiele oczekujących kibiców. Iga jest najlepsza tenisistką świata, ale nie jest nadtenisistką. Jej ciało to takie same tkanki, kości i narządy,  jakie ma pozostałe 127 uczestniczek turnieju. Nie może ona wygrywać wiecznie dominując i zmiatając przeciwniczki z kortu.

Ten triumf w Paryżu był, jak każdy, przepiękny. Droga Igi przez turniej do półfinału była spacerkiem. Później Świątek miała okazję parę razy udowodnić, dlaczego jest fenomenalną tenisistką. Udźwignęła presję oczekiwań, zniosła ciężkie momenty w finale i w nagrodę mogła unieść nad głowę trofeum i wysłuchać „Mazurka Dąbrowskiego”. Jej postawa zachwyca, inspiruje i staje się wzorem do naśladowania. Z pewnością jeszcze niejednokrotnie będziemy mogli rozpływać się nad jej grą. Po tym co stało się w sobotę absolutnym obowiązkiem jest poprawienie działu mediów społecznościowych turnieju Roland Garros i stwierdzenie – Iga Świątek jest specjalistką od kortów ziemnych!

UDOSTĘPNIJ
Jarosław Truchan
Sympatyk sportów wszelakich, ale przede wszystkim tenisa, kolarstwa i biathlonu. Prywatnie ogromny fan Rogera Federera, Ronniego O'Sullivana oraz Realu Madryt.