Sport jest rozrywką, ale i nauką. Dyscypliną, która niewątpliwie uczy szacunku i obowiązkowości jest Judo. W Polsce nie cieszy się ono zbytnią popularnością. Wraz z Cyrylem Szczasnym, który, z sukcesami, trenował judo na rodzinnej Białorusi postaramy się ją trochę odczarować. Będzie o treningach, trochę o życiu, ale też o teatrze.

Darek Piechota: Nie wiem do końca jak o tobie mówić, bo zapowiadając ten wywiad powiedziałem w redakcji, że moim rozmówcą będzie niespełniona nadzieja białoruskiego judo, co na pewno przekłamaniem nie jest?

Cyryl Szczasny: No tak, pamiętam jak mój trener mówił mi zawsze, że mam wygrać mistrzostwo Białorusi. I prawie mi się to udało. W zawodach dwubojowych, gdzie były zapasy i judo, zająłem w pierwszej z tych konkurencji drugie miejsce, a w drugiej z nich byłem trzeci. Dla mnie to był szczyt.

Czyli półeczka z medalami jest?

Pewnie! 

Trenowałeś w ramach klubu, czy szkoły?

W ramach klubu [Dynamo Brześć – przyp. red.]. Jest ich kilka w mieście. Potem one rywalizują ze sobą na szczeblu lokalnym.

W jakim wieku twoim zdaniem powinno się rozpoczynać?

Jak najmłodszym. To tak, jak wszędzie, jeśli chcesz osiągać sukcesy. Jeśli chcesz być wybitnym muzykiem – musisz zaczynać grać od dziecka. To samo w sporcie, sam wiesz, w piłce również liczy się młodość, bo ile ta kariera może trwać? Do trzydziestki i koniec. W judo ta granica jest trochę przesunięta, tak do 40. roku życia. Dlatego trzeba zaczynać jak najwcześniej. 

Dopytuję o takie podstawy, bo wielu kibiców zna judo tylko z Olimpiady, rzadko możemy oglądać je w telewizji. U nas w Polsce to nadal sport trochę tajemniczy, niewiele o nim wiemy. Panuje przekonanie, że właśnie kraje na wschód od Bugu, jak Ukraina, Rosja, właśnie Białoruś – to kolebki sportów siłowych, judo, boksu, także podnoszenia ciężarów…

A ja właśnie nie powiedziałbym. To jest stereotyp, bo w judo tą światową czołówkę tworzą zawodnicy z całego globu. Są Niemcy, Holendrzy, jedną z wielkich legend jest przecież Francuz [Teddy Riner – przyp. red.], niestety brakuje Polaków, choć często organizowane są zawody międzynarodowe, gdzie występują Rosjanie, Białorusini, Ukraińcy, a także Polacy. A tak wracając, to jest trochę mit, bo np. na Białorusi takim sportem narodowym jest hokej, mamy 17 stadionów z lodowiskami, a będą kolejne. Ale to ze względu na to, że prezydent [Aleksandr Łukaszenka – przyp. red.] ma na tym punkcie fioła. Tak więc to, że judo jest popularne tylko na wschodzie to nieprawda – to jest popularne wszędzie.  

W twoim przypadku głównym prowodyrem tego, żebyś trenował judo, była twoja mama…

Tak, choć szczerze mówiąc, to nie byłem do końca z tego zadowolony. Oczywiście, to mi w pewnym sensie pomogło… Na początku to była masakra. Każdy trening był bardzo wymagający, do zmęczenia. Bardzo trudna była rywalizacja z innymi klubami, to już nie jest wewnętrzny sparing, że kogoś znasz, wiesz na co go stać. Nie było litości. Miałem znajomego, bardzo dobrego, z innego klubu, ale gdy przychodziło nam walczyć ze sobą, no to jakbyśmy się zabijali. Pokrwawione szyje…

To kontuzyjny sport, prawda?

O kurde, tak! Jak np. rzucisz rywalem niepoprawnie to możesz mu zrobić krzywdę. Mój kolega kiedyś złamał tak łopatkę. Kontrolowany upadek to w tej sytuacji podstawa. Cały ten sport głównie na tym polega: żeby poprawnie rzucić przeciwnika i nie dać się uszkodzić. Są niepisane zasady których należy przestrzegać. 

Przez cały okres kariery judo było przymusem?

Najpierw tak, potem już nie zastanawiałem się nad tym, to było trochę automatyczne. Ale wiesz, jak już trenujesz, widzisz, że to może ci dać lepsze życie. Mi na początku dość słabo szło, nie mogłem nic zrobić, z jednej strony chciałem coś udowodnić mojej mamie, a z drugiej chciałem pokazać, jak mi się to judo nie podoba [śmiech]. Ale było też dużo fajnych rzeczy w tym. Kiedy jedziesz na zawody z drużyną autobusem, śmiejesz się z kolegami, jest to poczucie wspólnoty. Do tego dochodzi trener, ja akurat miałem świetnego. Bardzo lubił sobie wypić flaszkę przed zawodami, potem przychodził cały czerwony [śmiech]. Nie dość, że był trenerem, to był też sędzią, ale zawsze gdy miałem walczyć, on mimo, że miał obowiązki, odmawiał sędziowania i był ze mną, żeby stać przy macie, krzyczeć i mnie motywować.  

Trener jest ważny?

Może dlatego warto trenować judo, ogólnie dowolny sport… Bo jak trener jest dobry, to ci się chce. Kiedy są zawody, a ja już wiem, że chyba przegram, a on stoi z boku i krzyczy: „K..wa, Cyryl! Weź się! Ogarnij się! Dawaj, weź tego chłopa!”, tak się drze, że nie słyszę nic innego. Dla mnie to było potężne wsparcie, do tego stopnia, że faktycznie łapałem drugi oddech, dawałem radę odwrócić losy i wygrywałem. To jest coś co można przerzucić na normalne życie, żeby się nie poddawać.

Sport w ogóle uczy takich uniwersalnych wartości, prawda?

Szacunku, dyscypliny, żeby iść do końca, nawet kiedy nie masz już siły. 

Słyszałem, że miałeś sparingi z dziewczynami?

No pewnie, nawet na zawodach!

Jak to jest walczyć z dziewczyną? Czy ty trochę się oszczędzałeś?

Jest dokładnie tak samo. Nie, nie oszczędzałem się [śmiech], tam zwykle kobiety to nie są takie drobne, one bardzo poważnie do tego podchodzą, lubią to. Podczas zawodów miałem okazję walczyć z dziewczynami i nie było nigdy takiego myślenia, że to jest dziewczyna, dla mnie to jest po prostu rywal. Z resztą zdarzyło mi się też od nich oberwać, więc na pewno mogę powiedzieć, że kobiety swoją siłę mają.

A zgodzisz się, że sporty walki to domena niegrzecznych chłopców? 

Często tak jest, że chłopców przyprowadza się na judo, żeby ich zdyscyplinować, bo są osobami trochę lekkomyślnymi, które się nie chcą uczyć, palą, piją. Mówi się, że sport wyciąga z biedy, a moim zdaniem on wyciąga też z takiej „biedy mentalnej”, bo daje właśnie tę dyscyplinę i wyciąga z nałogów.

Pytam o to nie bez powodu. Ty jesteś trochę zaprzeczeniem tych słów, jesteś raczej wrażliwym facetem.

No tak, dlatego też w pewnym wieku uznałem, że muszę coś zmienić i wybrałem teatr.

Od czego to się zaczęło?

To jeszcze było tak, że mój trener dzwonił do mnie, żebym przyszedł na trening, bo znajdzie mnie nawet w domu [śmiech]. Po jakimś czasie przestał telefonować. A ja nie żałuję mojej decyzji. Poszedłem do teatru i powiem ci, że widzę pewne podobieństwa do judo. I tu, i tu musisz mieć pełne skupienie na tym, co robisz. Jednak na macie jesteś zaangażowany przez kilka minut, na scenie musisz utrzymywać to jeszcze dłużej, godzinę, dwie, trzy. To jest takie odcięcie od rzeczywistości, pochylasz się nad swoimi wewnętrznymi przeżyciami. To mi daje satysfakcję.  

Cyryl Szczasny

Lepiej czujesz się odgrywając rolę czy raczej kiedy sam recytujesz np. wiersz na scenie? 

Uwielbiam wszystko. Ja musiałem stanąć przed wyborem: albo przyjeżdżam do Polski, albo zostaję i pracuję w teatrze. Zaproponowano mi etat w Teatrze Brzeskim, mogłem studiować w białoruskiej Akademii Sztuk Pięknych. Jestem tu, ale nie żałuję, bo zrozumiałem też, że teatr to nie jest to, czym chciałbym się zajmować całe życie. 

I tak dochodzimy do pytania, co byś chciał robić w życiu?

Odwieczne pytanie [śmiech]. Teraz chciałbym się zajmować modelowaniem 3D i tworzyć swoich bohaterów do gier komputerowych. To bardzo mi się podoba. Sam widzisz, życie się zmienia masakrycznie, ale judo zostaje i bardzo często wchodzę na YouTuba i oglądam walki. Może już nie jestem tak na bieżąco, jak byłem, ale lubię to. 

Może będą to czytać jacyś rodzice, którzy zastanawiają się czy posłać dziecko na zajęcia sportowe. Gdybyś miał im polecić judo, to zrobiłbyś to, a jeśli tak, to za co?

Jak najbardziej, choć też sporo zależy od trenerów. Jeśli dobrze trafisz, to masz radość z chodzenia na takie zajęcia, dla tego wcześniej dobrze to sprawdzić. Każdy sport jest dobry, ja lubię judo, bo jest to kawał mojego życia. Trener to podstawa, bo jeśli będzie słaby, to nikt nie będzie chciał chodzić na treningi. Pamiętam takie sytuacje, gdzie coś mi się nie udawało i płakałem, byłem sfrustrowany – wtedy mój trener do mnie podchodził i mnie wspierał. I bolało mnie, krzyczałem na niego, ale to był taki pozytywny kop dla mnie i to było takie ojcowskie. Powiem tyle: miałem zaje…stego trenera! Jeśli dobierzesz odpowiedniego trenera, twoje dziecko może być najlepszym sportowcem na świecie! To uważam za najważniejsze.

Bo, prawdę mówiąc, to judo zostało mi narzucone, a jednak mam satysfakcję z tego co osiągnąłem. Patrzę na medale i czuję dumę. Teraz sobie myślę, że jakbym miał 30 lat, to może zapisałbym się do jakiejś sekcji, całkiem amatorsko, ale fajnie by było wrócić. 

Wielkie podziękowania dla Karola Radzika – za pomoc przy tym wywiadzie.

ZOBACZ TAKŻE: Alfredo Morelos gonił mężczyznę majstrującego przy jego aucie. Był to prywatny detektyw zatrudniony przez żonę piłkarza

UDOSTĘPNIJ
Avatar
Student dziennikarstwa. W miarę merytoryczny i w miarę humorystyczny. Tu na stronie: piłka nożna i lekkoatletyka