Siatkówka w Polsce staje się jedną z najchętniej oglądanych dyscyplin, a to ze względu na liczne sukcesy, osiągane przez poszczególne generacje siatkarskie w naszym kraju.

Często zastanawiam się, gdzie są granice pokoleniowego wypalenia, podobnego do tego, jakie przeżywał Sempere w książkach Carlosa Ruiza Zafóna. Okazuje się, że takowego wypalenia prawie nigdy nie ma, a poszczególne szkółki siatkarskie łowią kolejnych młodych ludzi jako narybek tak potrzebny do utrzymania kibicowskiego komfortu reprezentacyjnego.

Zawsze wierzymy, że siatkarze mogą jeszcze więcej i więcej. Puchar Świata wygrany, kwalifikacja olimpijska wywalczona. Tak mówiliśmy przed Igrzyskami Olimpijskimi w Londynie, a radość była tym większa, że w ostatniej turze wyczerpującego japońskiego turnieju, los dla „Biało-Czerwonych” był wyjątkowo niełaskawy.

Na pierwszy ogień Włosi. Włosi, którzy wyglądali na najsłabszą z wielkiej trójki ekipę, jednak gwiazdy pokroju Luigiego Mastrangelo, Michała Łasko oraz Ivana Zaytseva, były dla tej drużyny tak cenne, jak najlepsza banda rozbójników dla czarnego Bonawentury z bajki pod tytułem „Ryży Placek”.

Mówiąc najoględniej, Włosi byli mocni, do końca walcząc wówczas o awans.

Tomasz Swędrowski komentujący to spotkanie z Yoyogi Stadium podkreślał, że jeśli będziemy grać skutecznie, drzwi do Londynu stoją dla nas otworem.

Polacy z Włochami mecz wygrali i przystąpili do starcia z Brazylią. Brazylią, którą przed turniejem Pucharu Świata pokonali w pięciu setach na Lidze Światowej w Kanadzie, czym rozbudzili apetyty polskich kibiców jeszcze bardziej.

W Japonii potrzebowali dwóch partii, aby wywalczyć sobie bilet na londyńskie Igrzyska i zadanie to wykonali wzorowo.

 

Co z tą Olimpiadą?

Londyn to miasto, w którym znakiem rozpoznawczym jest zegar chwały i królewskiej doniosłości, Big Ben.

Siatkarska chwała i doniosłość również towarzyszyła naszym reprezentantom, którzy po nieudanych ćwierćfinałach w Atenach i Pekinie, chcieli wejść do strefy medalowej, a koncentracja na poszczególnych meczach była niemal stuprocentowa.

Niestety, zawsze gdzieś polskim reprezentacjom przytrafiał się podczas Igrzysk jakiś słabszy mecz. Mecz, który często niwelował marzenia o osiągnięciu dobrego wyniku na turnieju w ramach najbardziej starożytnie brzmiącej imprezy sportowej. W Londynie takim starciem był pojedynek z Australijczykami, który polscy zawodnicy przegrali 1:3, wpadając tym samym na dobrze dysponowanych na turnieju Rosjan.

Rosja to siatkarskie mocarstwo. Przekonała się o tym reprezentacja trenera Wagnera w Mundialu, ale i kadra z Londynu. Można powiedzieć, że ta współczesna kadra przekonała się o tym bardzo boleśnie. Raz-dwa, spasiba. Tak można podsumować przegrane przez polskich zawodników 0:3, z – jak się okazało – późniejszymi mistrzami olimpijskimi.

Marzyć zawsze można i polscy kibice myśleli, że to ćwierćfinał na kolejnych Igrzyskach będzie szczęśliwy. Tym razem polskiej reprezentacji przyszło rozgrywać spotkanie przeciwko innej światowej potędze, USA. USA, które zawsze w siatkarskim świecie uznawane było za pretendenta do zwycięstw podczas niemal wszystkich najważniejszych imprez.

Nie inaczej było z Igrzyskami Olimpijskimi, więc Polacy musieli zdać sobie sprawę, że będzie to najtrudniejsze starcie, jakie przyszło im stoczyć za kadencji ówczesnego selekcjonera Stefane’a Antigi.

Nie dość, że był to mecz najtrudniejszy, to jeszcze przegrany 0:3 i Antiga skończył (oczywiście przykładając do tego odpowiednią wagę), niczym Robespierre podczas posiedzenia Stanów Generalnych we Francji. Stracił posadę selekcjonera.

Ostatnie Igrzyska upłynęły pod znakiem kadencji ery Vitala Heynena. Vitala Heynena, który wiedział, że musi dokonać przełomu, jakim byłby awans do półfinału Igrzysk.

Powtórzyć można po raz kolejny za sołtysem Kierdziołkiem „Cie choroba”, gdyż znów przytrafił się pojedynek z gatunku tych słabych i to na samym początku. Było to spotkanie z Iranem. Iranem, który ostatecznie z polskiej grupy nie wyszedł, co uznano za sporą sensację.

Ostatecznie podopieczni Vitala Heynena grupę wygrali, więc przyszło im zmierzyć się z siatkarzami z Francji. Siatkarzami, którzy nie prezentowali podczas tokijskiego turnieju jakiejś wybitnej formy, jednak w swym składzie „Le blais” posiadali wielkie gwiazdy takie jak Jenia Grebennikov, jeden z najlepszych libero na świecie czy Trevor Clevenot, który swym talentem potrafił nadrabiać swe techniczne niedostatki.

Polacy przegrali w pięciu setach i o medalowych marzeniach muszą przynajmniej śnić aż do Paryża 2024.

 

Liga Narodów. Co z ćwierćfinałem.

Tegoroczna VNL nie jest klasycznym final eight, gdyż nie jest rozgrywana systemem faza grupowa i półfinały, ale formułą pucharową, gdzie przegrany z ćwierćfinału nie ma już szans na medal.

Polacy w tej pierwszej fazie bolońskiego turnieju trafili na Iran. Iran słynący ze skomasowanej obrony i znakomitej zagrywki, a w przyjęciu prezentujący się solidnie.

Recepta na pokonanie potomków Chomeiniego jest bardzo prosta. Utrzymać swój dobry styl gry do końca meczu i nie dopuszczać do jego przedłużenia za wszelką cenę, gdyż siatkarzy z Persji długo trwający mecz napędzi do lepszej gry.

Wierzmy, że uda się przełamać klątwę ćwierćfinałów na światowych imprezach, a sygnałem do tego będzie tegoroczna VNL i mecz z irańskimi zawodnikami.

 

Autor: Mateusz Basista

UDOSTĘPNIJ
Radio GOL
Jedyne takie sportowe radio internetowe. RadioGOL.pl jako pierwsze w Polsce oferuje profesjonalną współpracę z klubami sportowymi, dla których prowadzone są regularne relacje NA ŻYWO. Ponadto serwis oferuje artykuły, transmisje, komentarze i analizy profesjonalnych ekspertów, specjalizujących się w szerokim wachlarzu dyscyplin sportowych.