6 maja ponownie obecni byliśmy w strefie mediów na stadionie w Radomiu. Po wygranej nad Śląskiem Wrocław, Radomianie liczyli na punkty z rozpędzonym Piastem, który nie przegrał dziewięciu meczów z rzędu.

Radomiak gra, Piast strzela.

Od początku spotkania gospodarze atakowali bramkę Placha. Już w 6. minucie bliski pokonania bramkarza był Damian Jakubik, który posłał ekstraklasowy „centrostrzał” słabszą nogą. Zmusił Placah do interwencji i wybicia piłki na rzut rożny. Jednak w 16. minucie rzut wolny na wysokości połowy boiska dostał Piast. Piłkarze Radomiaka byli zajęci dyskusją na temat faulu, a Tomasiewicz posłał długą piłkę na Chrapka, który wyprzedził Cestora i lobem pokonał Gabriela Kobylaka. W 29′ Radomiak wyszedł z bardzo niebezpieczną kontrą 3 na 2, jednak fatalną decyzję o strzale podjął Lisandro Semedo. Obie drużyny oddały w pierwszej połowie po 5 strzałów, Radomiak przeważał zaś w statystyce posiadania piłki, 59%-41%.

Fatalna pomyłka Alvesa, kapitalny Kobylak.

W drugiej części meczu Radomiak dalej atakował bramkę Piasta, jednak kompletnie bez pomysłu. Mimo uzdolnionych technicznie zawodników, kontynuowali bezskuteczne wrzutki w pole karne Placha. W 53. minucie atak środkiem boiska przyniósł skutek w postaci ręki Jakuba Czerwińskiego i rzutu karnego dla Zielonych. Do tego przystąpił Robert Alves, jednak strzelił fatalnie, lekko i po ziemi. Frantisek Plach wyczuł jego intencje i z łatwością wybronił jedenastkę. Mecz się trochę uspokoił, w 78. minucie Piast znalazł się w sytuacji 2 na 2 w polu karnym. Chaotycznie bronili Rossi i Cichocki, mocny strzał oddał Felix, jednak Kobylak wykazał się mistrzowskim refleksem i wybronił uderzenie. Następnie Radomiak wyszedł z kontrą, jednak Castaneda podjął złą decyzję i zmarnował sytuację. Po rożnym groźnie uderzał zaś młody Okoniewski, były napastnik Lechii Gdańsk. W ostatnich minutach kolejny atak miał Piast, strzelał natomiast Patryk Dziczek, jednak uderzenie z 16-tego metra znów świetnie wyjął Gabriel Kobylak. Po meczu zawodnicy Radomiaka podziękowali za doping kibicom i obiecali, że następnym razem pójdzie lepiej. 

Kacper Czerwonka. 

UDOSTĘPNIJ