O tym, że finał Pucharu Polski był organizacyjną porażką Polskiego Związku Piłki Nożnej, wie już cały kraj. Kibice mieli olbrzymie problemy z dostaniem się na stadion, wielotysięczne kolejki rozładowywane były w iście ślimaczym tempie, a obsługa Stadionu Narodowego niewiele robiła sobie z rosnącego niezadowolenia i dalej ślamazarnie wykonywała swoje zadania. Niewiele spośród oburzonych komentatorów tego wydarzenia zwróciło uwagę na inną, jeszcze bardziej skandaliczną sprawę – traktowanie osób niepełnosprawnych. W centrum wydarzeń miał nie-przyjemność znaleźć się jeżdżący na wózki Dariusz Waśko, dla którego wymarzone wydarzenie sportowe okazało się, jak sam określa, traumą. 40-latek napisał list otwarty do Prezesa PZPN Zbigniewa Bońka, który z kolei sobie oraz związkowi nie ma nic do zarzucenia w kwestii organizacji finału PP.

Przecież mogliście przyjść o 9:30!

Finał Pucharu Polski rozpoczynał się o godzinie 16:30, a organizatorzy spodziewali się 40 tysięcy kibiców na stadionie. Rzeczą oczywistą jest, iż w takim wypadku wszystkich uczestników imprezy będzie należało poddać wzmożonej kontroli przed wpuszczeniem ich na obiekt. Ochroniarze postanowili jednak skraść show piłkarzom (o co przy ich piątkowej formie nie było trudno) i zmusić większość kibiców (głównie Lechii) do oglądania tłumów przed stadionem, ślamazarnej kontroli, a następnie nacierających służb porządkowych. Wielotysięczna grupa kibiców gromadziła się przed stadionem na długo przed pierwszym gwizdkiem, ale opieszałość kontrolerów sprawiła, że nie dane było większości obejrzeć pierwszej połowy prawdopodobnie najważniejszego jak do tej pory meczu Lechii w tym sezonie.

Gdy sfrustrowany tłum widział, że obsługa nie robi nic, by przyśpieszyć proces kontroli, zaczął napierać na przednie rzędy, by wymusić na ochroniarzach sprawniejszą pracę. Wówczas do akcji wkroczyła policja, która, pomimo obecności w olbrzymiej grupie kibiców dzieci, zaczęła nacierać nań z gazem łzawiącym i pałkami.

Tak całą sprawę skomentowali kibice Lechii pod postem Zbigniewa Bońka z gratulacjami:

PZPN w oficjalnym oświadczeniu poinformował, że bramy stadionu były otwarte już od 9:30, a zaistniały stan rzeczy jest winą kibiców, którzy (to jest cytat autentyczny) „nie chcąc poddać się kontroli wejścia polegającej na sprawdzeniu odzieży wierzchniej i bagażu, zaprzestali wchodzenia na obiekt, grupując się przed bramą wejściową”. Buta i absurd na kosmicznym poziomie? Otóż nie, może być jeszcze gorzej.

Zobacz także: Eggesteinowie. Portret wyjątkowego rodzeństwa

Dariusz Waśko: ŁĄCZY NAS PIŁKA, ALE WCIĄŻ DZIELĄ BARIERY

Takim, jakże wymownym zwrotem swój list otwarty do Zbigniewa Bońka zatytułował Pan Dariusz Waśko. Jest on 40-letnim niepełnosprawnym kibicem Jagiellonii, który przyjechał do stolicy z Białegostoku, by wesprzeć swoją drużynę w walce o Puchar Polski. Zanim jednak dostał się na swoje miejsce, musiał pokonać wiele barier – zarówno infrastrukturalnych, jak niezliczone schody czy za ciasne bramki, a także „tych w ludzkich głowach”. Te drugie okazały się największym problemem. Gdyby nie pomoc i zrozumienie innych kibiców, Pan Waśko nie miałby szans dotrzeć na swoje miejsce. Wielokrotnie ponad stukilogramowy wózek elektryczny przenoszony był przez obecnych wokół sympatyków Jagi, a sam zainteresowany na miejsce dotarł dopiero po 15. minucie spotkania.

Dotarłem na miejsce wraz z kolegą w 15-tej minucie meczu, ale byłem tak
WZBURZONY, że trudno mi się było skupić na meczu. Myślałem – ok jestem,
dotarłem, ale czeka mnie jeszcze droga powrotna, a znoszenie takiego wielkiego
ciężaru jest jeszcze bardziej niebezpieczne niż jego wnoszenie.
Jagiellonia przegrała, ale nie to mnie martwiło. W drodze powrotnej znowu
skręciliśmy w stronę podjazdu, ale mimo, że już było po bitwie zawodników na boisku,
służba porządkowa dzielnie broniła swojej barykady. Jak w wojsku – do ostatniej
kropli krwi. Kierownik odcinka zapytany, co mamy zrobić, stwierdził: „Jak tu
weszliście, tak zejdźcie”.

-Powtórka z rozrywki – grupa kibiców i lot w dół, jak kamikadze przez pierwszą grupę
schodów. Na tym poziomie okazało się, że tam również jest zabarykadowany podjazd
i ten sam kierownik, bo to w końcu nie był byle kto, tylko KIEROWNIK ODCINKA
i był odpowiedzialny za obronę kilku barykad. Był twardy i niewzruszony, więc już
nie będę powtarzał, co powiedział.

To tylko fragmenty listu, którego fragmenty brzmią okropnie. Piłkarskie święto dla części niepełnosprawnych obecnych na finale Pucharu Polski zmieniło się w męki, a emocje sportowe zastąpił stres związany z problemami natury organizacyjnej.

Link do pełnej wersji listu napisanego przez Pana Dariusza Waśko znajduje się TUTAJ.

Także do tych słów odniósł się Polski Związek Piłki nożnej w oficjalnym oświadczeniu. Można w nim znaleźć informacje na temat tego, że do klubów zostały wysłane pakiety dla kibiców niepełnosprawnych oraz że Związek aktywnie działa na rzecz pomocy osobom z dysfunkcjami. Pan Waśko pisał jednak, że „na stronie internetowej „Łączy nas piłka” dostępne były tylko bilety na sektory po obu stronach długości boiska. Nie można tam było kupić biletu dla osoby na wózku, ponieważ takie miejsca znajdują się na sektorach za bramkami i było oczywistym, że odpowiedni bilet mogę kupić tylko z puli przeznaczonej dla kibiców Finalistów Pucharu”. Czy zatem osoby niepełnosprawne wiedziały, iż mogą zaopatrzyć się w takowy pakiet? Z powyższego fragmentu jasno wynika, że jedyną opcją, do której dostęp miał Waśko było kupno tradycyjnego biletu.

Znalezione obrazy dla zapytania Zbigniew Boniek
Zdj. Wiadomości.com

 

Ostateczną ocenę całego zajścia pozostawiam każdemu osobno. Jeden fakt jest niestety niezaprzeczany – PZPN dwukrotnie wydał oświadczenia dla poszkodowanych kibiców, dwukrotnie nie przyznał się do błędu i dwukrotnie zabrakło zwykłego, ludzkiego „przepraszam”.

UDOSTĘPNIJ
Avatar
"Redaktor naczelny" strony polskiego fanclubu Schalke - Schalke04.pl Poza tym fan ganiania za okrągłym balonem w wersji angielskiej, niemieckiej i polskiej :)