W sobotę wystartowała jubileuszowa 80. edycja kolarskiego Tour de Pologne. Zwycięzcą pierwszego etapu został Belg Tim Merlier.  Kibicom kolarstwa bardziej niż samo zwycięstwo w głowie zostaną jednak bardziej jego okoliczności – na niedługo przed końcem w okolicach mety przeszła prawdziwa nawałnica.

Kolarze zainaugurowali nasz narodowy wyścig w Wielkopolsce. Zarówno start, jak i meta pierwszego etapu ulokowane zostały w Poznaniu. Finisz 183-kilometrowego odcinka znajdował się natomiast na torze wyścigowym, co miało dodatkowo zapewnić bezpieczne warunki na ostatnich kilometrach.

Paradoksalnie tego dnia najważniejszym uczestnikiem wydarzeń nie było wcale 167 kolarzy, lecz pogoda. Każdy zastanawiał się jaka aura czeka na uczestników. Nad stolicą Wielkopolski krążyły burze, co oznaczało, że można było spodziewać się dosłownie wszystkiego. Zanim jednak przejdziemy do najważniejszych momentów sobotniego ścigania, warto wspomnieć o rozstrzygnięciach na wcześniejszych premiach.

Do ucieczki dnia załapało się czterech kolarzy: Patryk Stosz, Kamil Małecki, Norbert Banaszek oraz Filippo Ridolfo. Cel tych zawodników był jeden – pokazać się i powalczyć o punkty do różnych klasyfikacji. Najskuteczniejsi w tym okazali się kolarze jadący w barwach Reprezentacji Polski – Stosz wygrał wszystkie premie lotne, a Banaszek okazał się najlepszy na jedynej premii górskiej. Dzięki temu zostali oni naturalnie liderami w swoich klasyfikacjach. Przewaga harcowników ani przez chwilę nie stanowiła najmniejszego zagrożenia dla peletonu, który dogonił ich na 55 kilometrów przed metą.

Większość oglądających z pewnością myślało, że czeka nas senny i spokojny dojazd na ostatnie kilometry. Myliliśmy się. Niedługo później rozpoczął się prawdziwy armagedon. Zerwana transmisja telewizyjna, doniesienia o prawdziwej nawałnicy, gradzie i oberwaniu chmury oraz zerwana i latająca scenografia mety – tak w skrócie można opisać to, co działo się nad poznańskim torem. To przez chwilę zrodziło poważne znaki zapytania co do tego, czy uda się rozegrać finisz. Na szczęście, gdy sytuacja meteorologiczna poprawiła się, kolarze do mety mieli około 20 kilometrów. To wystarczyło, aby organizatorzy na nowo ustawili powywracane barierki i elementy oprawy reklamowej. Każdy wiedział jednak, że końcówka będzie dla kolarzy prawdziwą sztuką – sztuką unikania kraks. 

Jeszcze przed wjazdem na ostatnie kilometry doszło do pierwszej, w wyniku której peleton podzielił się niemal na pół. Podczas pokonywania zakrętów na torze wyścigowym nasza uwaga zamiast na czele grupy skupiała się na tych, którzy przewracali się. Najlepiej na chaotycznym sprincie z małej grupy poradził sobie Tim Merlier i to Belg został zwycięzcą pierwszego etapu oraz liderem całego wyścigu.

– Jestem bardzo szczęśliwy z mojego zwycięstwa, które jest pierwszym w Tour de Pologne. W ciągu ostatnich kilku tygodni dużo trenowałem z drużyną na dużych wysokościach w Val di Fassa, aby przygotować się do ostatniej części sezon – powiedział Merlier. – To zwycięstwo pokazuje, że dobrze się przygotowaliśmy. Finał był nieco nerwowy, ale udało mi się utrzymać w czołówce dzięki moim kolegom z zespołu. W ostatnim zakręcie wyszliśmy na czoło, tak jak planowaliśmy podczas porannego spotkania technicznego. Bert rozpoczął mój sprint, a ja zdołałem utrzymać prędkość tak wysoką, jak to tylko możliwe i ostatecznie jako pierwszy przekroczyłem linię mety. Myślę, że będzie jeszcze kilka etapów sprinterskich, na których chciałbym spróbować swoich sił. Ale oczywiście mamy tu dobry zespół do walki o zwycięstwo w klasyfikacji generalnej, więc będę gotowy, by pomóc kolegom z drużyny, jeśli zajdzie taka potrzeba – zakończył.

Jako drugi metę przekroczył Olav Kooj, który zna już smak zwycięstwa etapowego na Tour de Pologne. – Kontrolowaliśmy ucieczkę, bo wiedzieliśmy, że będzie to dla nas okazja do sprintu i szybkiego finiszu – powiedział Holener. – Droga pod koniec była trochę śliska z powodu deszczu, ale wiedzieliśmy o tym i udało nam się utrzymać. Musieliśmy się starać. Straciłem trochę rozpędu na ostatnim zakręcie, wykonałem sprint, ale nie mogłem już wyprzedzić Merliera. Nogi czuły się dobrze i będziemy mieli więcej okazji na zwycięstwo w najbliższych dniach – dodał.

Etapowe podium uzupełnił kolarski weteran – Fernando Gaviria, który po mecie nie krył satysfakcji – Nie ścigałem się przez jakiś czas. Powrót i finisz na podium jest dla mnie bardzo pozytywny. Olav i Tim są fantastyczni i świetnie się ścigali. Teraz będę patrzył na szanse innych sprinterów dzień po dniu. Chcę cieszyć się wyścigiem i zobaczyć, jak mi pójdzie. Jestem zadowolony z tego, jak się zaczął i mam nadzieję, że będzie tak dalej.

Ważną informacją w kontekście rywalizacji o zwycięstwo w całym wyścigu jest to, że organizatorzy postanowili zneutralizować wyniki. Kolarze, którzy zostali za peletonem wskutek rozmaitych kraks nie ponieśli więc strat w klasyfikacji generalnej.

(Wypowiedzi kolarzy i zdjęcia pochodzą z materiałów prasowych)

   

 

UDOSTĘPNIJ
Jarosław Truchan
Sympatyk sportów wszelakich, ale przede wszystkim tenisa, kolarstwa i biathlonu. Prywatnie ogromny fan Rogera Federera, Ronniego O'Sullivana oraz Realu Madryt.