Trzeciego dnia tegorocznego Tour de France kolarze opuścili Hiszpanie i pokonali pierwsze kilometry we Francji. Triumfatorem trzeciego etapu został Belg Jasper Philipsen, który zwyciężył po sprincie z peletonu.

Od początku dnia scenariusz był znany – najlepsi sprinterzy powalczą po raz pierwszy o etapowy triumf. Trasa etapu z Biscaye do Bayonne była bowiem płaska i faworyzowała ekspertów od rozwijania kosmicznych prędkości.

Nic więc dziwnego, że w ucieczce znalazło się tylko dwóch kolarzy: Neilson Powless, który zbierał punkty do klasyfikacji górskiej (w której prowadzi) oraz Laurent Pichon, którego celem było wywalczenie miana najaktywniejszego kolarza. Odjazd był z góry skazany na niepowodzenie – to dlatego po ostatniej górskiej premii Amerykanin odpuścił i wrócił do peletonu.

Główna grupa dogoniła samotnie jadącego reprezentanta Francji na 37 kilometrów przed metą. Od tego momentu ekipy zaczęły się już powoli szykować do finałowego sprintu. Najlepiej z rozprowadzeniem liderów poradziły sobie ekipy Jumbo-Visma oraz Alpecin-Deceuninck. To zapowiadało walkę pomiędzy Voutem Van Aertem a Jasperem Philipsenem. Van Aert z racji ustawienia na ostatnich metrach (jechał blisko barierek, i był niemal zamknięty) nie mógł rozwinąć prędkości, co ułatwiło zadanie jego rodakowi z Belgii. Philipsen okazał się zdecydowanie najlepszy i to on został pierwszym triumfatorem etapu na francuskiej ziemi. 

W klasyfikacji generalnej nie doszło do żadnych zmian – koszulkę lidera utrzymał Adam Yates.

UDOSTĘPNIJ
Jarosław Truchan
Sympatyk sportów wszelakich, ale przede wszystkim tenisa, kolarstwa i biathlonu. Prywatnie ogromny fan Rogera Federera, Ronniego O'Sullivana oraz Realu Madryt.