Zaledwie nieco ponad miesiąc temu byliśmy świadkami umownego końca sezonu 2022, gdy mijający rok żegnaliśmy obrazem reprezentacji Kanady świętującej zdobycie pierwszego w swojej historii Pucharu Davisa. Przerwa między dużymi turniejami minęła, tak jak można było się tego spodziewać, niezwykle szybko i już dziś, 28 grudnia, stajemy u progu nowego sezonu. Co przyniesie kolejnych 46 tygodni? Koto sięgnie po największe tytuły? Czas na zapowiedź tego, czym wszystkim tenisowym fanom przyjdzie się emocjonować przez najbliższe miesiące.

„Walizki moje pełne snów dziś puste są”

Na początku warto wspomnieć tym, którzy jeszcze nie wiedzą, że 2023 rok wejdziemy bez żadnego rozbiegu, z zerowym czasem na przygotowanie naszych organizmów do nocnego trybu życia  – od razu zaczniemy z mocnego uderzenia, jakim będzie inauguracyjna edycja United Cup. Rozgrywki, które startują już w nocy ze środy na czwartek, zastąpiły lubiany przez wszystkich sympatyków tego sportu ATP Cup i stanowią rozszerzoną wersję dla kochanych wręcz zmagań o puchar Hopmana. W trzech australijskich miastach (Sydney, Brisbane oraz Perth) 18 męsko-żeńskich drużyn rozpocznie zmagania w sześciu trzyzespołowych grupach (Reprezentacja Polski rozegra swoje mecze w Brisbane, w grupie B, do której trafiły również ekipy ze Szwajcarii i Kazachstanu). Jak można łatwo wywnioskować, na każde z miast-gospodarzy przypadną dwie grupy – ich zwycięzcy w każdej z lokalizacji rozegrają play-offy o miejsce w półfinałach, do których trafią trzy zwycięskie ekipy oraz najlepsza drużyna spośród przegranych. Faza finałowa zostanie natomiast rozegrana w mieście z jedną z najsłynniejszych oper na świecie. Mecze w grupach oraz półfinały rozłożone są na dwa dni, w trakcie których rozgrywane są dwa single kobiece, dwa męskie oraz mikst (losy play-offów oraz finału zostaną rozstrzygnięte na przestrzeni jednego dnia). Należy również zaznaczyć, że United Cup nie jest turniejem pokazowym i gra w nim nie toczy się o przysłowiową „pietruszkę”, lecz o punkty do rankingów ATP i WTA. Tym bardziej należy więc wspierać reprezentacje Polski, którą tworzą: Iga Świątek, Magda Linette, Alicja Rosolska, Weronika Falkowska, Hubert Hurkacz, Kacper Żuk, Damian Michalski oraz Łukasz Kubot. Oddanie się gorączce sylwestrowej nocy nie jest wskazane wszystkim, którzy chcą śledzić poczynania biało-czerwonych. Nasi rodacy swój udział w turnieju zainaugurują bowiem na pograniczu starego i nowego roku. Pierwszą Polką, która stoczy swój bój będzie Iga Świątek – jej spotkanie rozpocznie się w Sylwestra o 6:30 czasu polskiego.

„Najlepiej być w podróży”

W „trybie Australijskim” spędzimy cały miesiąc. Ostatnią imprezą rozegraną na Antypodach będzie naturalnie Australian Open, który rozpocznie się  16 stycznia. Jak co roku, pierwszy turniej wielkoszlemowy w sezonie poprzedzi seria imprez przygotowawczych. Panowie swoją formę sprawdzą podczas dwóch turniejów w Adelajdzie, a niektórzy z zawodników wybiorą się do nowozelandzkiego Auckland. Pierwsze tygodnie sezonu pań będą niemal identyczne, wzbogacone imprezą w Hobart. Luty będzie pierwszym miesiącem podróży uczestników Touru po całym świecie. Uwaga żeńskiej czołówki skupiona będzie wokół turnieju WTA 1000 w Dubaju, do którego najlepszą drogą wydaje się być udział w turnieju w Doha noszącym rangę niższą o jeden stopień. Mężczyźni w tym okresie nie rozegrają żadnego Mastersa – swoje szansę na zdobycie punktów rankingowych dostaną oni min. w Rotterdamie, Rio de Janeiro, Acapulco, czy Dubaju. Zgodnie z tradycją, od której wyjątkiem w ostatnich latach były czasy pandemiczne, w marcu wszyscy wielcy ponownie zjadą w to samo miejsce. Tym razem uwaga tenisowego świata skupi się na Stanach Zjednoczonych i rozgrywanymi tam turniejami o rangach ATP Masters 1000 i WTA 1000 w Indian Wells oraz Miami. Po trwającym miesiąc Sunshine Double rozpocznie się jeden z najpiękniejszych okresów w roku, czyli sezon gry na europejskiej mączce. Jego metą, obiektem pragnień i westchnień, pod który zostaną rozłożone długie przygotowania, będzie naturalnie Roland Garros. Droga panów na korty imienia jednego z najsłynniejszych francuskich lotników będzie wiodła przez turnieje w takich lokalizacjach jak Monte Carlo, Barcelona, Madryt oraz Rzym. Panie obiorą nieco inną ścieżkę, niepozbawioną jednak punktów wspólnych, którymi będą rozgrywki na kortach w stolicach Hiszpanii i Włoch. Oprócz wspomnianych imprez rangi WTA 1000 zostaną rozegrane jeszcze inne imprezy – te zawodniczki, które dobrze poczują się za oceanem i będą chciały dłużej tam zostać, przybędą do Karoliny Południowej na turniej w Charleston, gdzie ich buty będą stąpały po charakterystycznej zielonej mączce. Europejską kampanię otworzy rywalizacja w niemieckim Stuttgarcie, gdzie przed rokiem jeden ze swoich tytułów wywalczyła Iga Świątek. Później przyjdzie pora na występy w mniejszych turniejach w Stambule, Strassburgu oraz Rabacie, gdzie tenisistki będą miały okazję do ostatnich szlifów formy przed wyjściem na korty w Paryżu. Jak to zwykle bywa, smutek po finale Roland Garros i zakończenie wraz z nim sezonu na kortach ziemnych osłodzi nam fakt, że lada dzień rozpocznie się najkrótszy, ale i jeden z najbardziej wyjątkowych okresów w roku, czyli gra na trawie. Kolejny miesiąc zawodnicy i zawodniczki spędzą pod gołym niebem Stuttgartu, Majorki, Halle, Londynu (w tych miastach wystąpią panowie), Birmingham, Berlina, Bad Homburg (w tych lokalizacjach zagrają panie) oraz Eastbourne, gdzie szansę do zaprezentowania się dostaną zarówno kobiety jak i mężczyźni. Nie jest tajemnicą, że czerwiec byłby pozbawiony gry na tej „archaicznej” nawierzchni, gdyby nie rozgrywki czekające nas od 3 lipca. Mowa oczywiście o Wimbledonie – najstarszym tenisowym turnieju, który kojarzą nawet ci nie mający wiele wspólnego z tym sportem na co dzień. Po dwutygodniowym święcie w stolicy Wielkiej Brytanii tenisistki i tenisiści ponownie obiorą różne drogi – zapewne wielu postawi na szybszy przylot do Stanów Zjednoczonych służący lepszej aklimatyzacji na nowym kontynencie i przygotowaniu do ostatniego turnieju wielkoszlemowego. Niektórzy zaś nie opuszczą Starego Kontynentu i wezmą udział w serii turniejów rangi 250 (wyjątek będzie stanowiła impreza ATP 500 w Hamburgu). To właśnie w tym czasie nasz kraj odwiedzi żeński Tour w postaci znanego z zeszłego sezonu kobiecego turnieju w Warszawie (od 24 do 31 lipca). Następnie po raz drugi w roku oczy wszystkich będą skierowane na Amerykę Północną. Tym razem za oceanem światowa czołówka spędzi więcej dni, bowiem rozpoczynający się 28 sierpnia US Open poprzedzą turnieje przygotowawcze w USA i Kanadzie. Panie rozpoczną budowanie formy przed nowojorskim szlemem od imprezy WTA 500 w San Jose, po której nastąpią przenosiny do Montrealu, a później do Cincinnati (tam miejsce będą miały rozgrywki o randze WTA 1000). Z kolei sceną do pokazania swoich umiejętności dla panów będą korty w Waszyngtonie (ATP 500), Toronto (ATP Masters 1000) oraz, podobnie jak u kobiet, w Cincinnati. W trakcie kolejnych 30 dni tenisiści dostaną szansę na odpoczynek – we wrześniu rozgrywane będą turnieje mniejszych kategorii. Niestety na ten moment o planach WTA wiemy tylko tyle, że w dniach 4-10 września zostanie rozegrana impreza we włoskim Bari, dalsza część kalendarza nie jest jeszcze znana. Więcej możemy za to powiedzieć o kalendarzu męskim, ponieważ nawet w okresie lekkiego rozleniwienia po wielkoszlemowych emocjach czekać nas będą interesujące wydarzenia. Takim z pewnością będzie rozgrywany w dniach 22-24 września Laver Cup. Gospodarzem pokochanych przez serca kibiców z całego świata rozgrywek tym razem będzie Vancouver. W tym roku włodarze federacji pokładają nadzieję na powrót do Chin, gdzie ATP nie gościło od trzech lat. Trzeba przyznać, że pobyt w Państwie Środka zapowiada się bardzo bogato, ponieważ okazją do tego mają być turnieje w aż czterech lokalizacjach: Chengdu, Zhuhai (oba  ATP 250), Pekinie (ATP 500) oraz Szanghaju (ATP Masters 1000). Dodatkowo wizyta w Azji dla niektórych przedłuży się o rozgrywki w stolicy Japonii. Część tenisistów w tym czasie formę przed końcówką sezonu budować będzie w Antwerpii, po której nastąpi znana sekwencja Bazylea-Wiedeń stanowiąca ostatni przystanek na drodze do Mastersa w Paryżu. Po rozgrywkach w hali Bercy ci, którzy będą chcieli w ostatniej chwili zwiększyć swój dorobek punktowy w rankingu, dostaną na to szansę w turniejach ATP 250 rozgrywanymi w Sztokholmie i Metzu. Ostatnimi akordami sezonu będą naturalnie ATP Next Gen Finals oraz ATP Finals – w przypadku pierwszej z tych imprez lokalizacja nie jest jeszcze potwierdzona, wiemy natomiast, że najlepsi tenisiści sezonu 2023 ponownie zjadą się do Turynu. Na tym zakończy się długi i wyczerpujący najbliższy rok.

„Spodziewaj się niespodziewanego”

Mówienie, że nadchodzący sezon zapowiada się niezwykle ciekawie nie jest wcale prawieniem banałów, czy sianiem truizmów. Zaburzona hierarchia w męskim tenisie i młode wilki z Carlosem Alcarazem na czele na dobre rozsiedli się już przy wielkoszlemowym stole i czekają na kolejną okazję do detronizacji weteranów – Novaka Djokovicia i Rafaela Nadala. Z kolei Serb i Hiszpan będą chcieli zaliczyć jeszcze jeden ostatni taniec, po którym wielu ponownie może wysłać ich na emeryturę (te słowa dotyczą głównie Rafy). Do tego dochodzi cała gwardia wiecznie młodych i aspirujących „tenisistów niespełnionych”, takich jak Stefanos Tsitsipas oraz Alexander Zverev, którzy wciąż czekają na tytuły w najważniejszych rozgrywkach, a ich pesele nie biegną wstecz. Przyjemnością w mówieniu o żeńskim tenisie jest to, że kategoria „faworyci” stanowi synonim do imienia Iga Świątek. Przed Polką niezwykle trudny czas, w którym przyjdzie jej bronić wywalczonych przed rokiem punktów. Nasza rodaczka wciąż jest jedyną kandydatką do rankingowego piedestału, z którego będzie chciało ją strącić niezwykle liczne grono potencjalnych następczyń. Do tego nie możemy zapomnieć o Hubercie Hurkaczu, który po nieobfitym w tytuły zeszłym sezonie jest zdeterminowany do sięgnięcia po wielkie triumfy oraz do lepszego zaprezentowania się w Wielkich Szlemach. Myśląc o biało-czerwonych nie sposób nie wymienić Magdy Linette, która mimo doświadczenia w kobiecym Tourze wcale nie zamierza zwalniać i chce zaliczyć najlepsze miesiące w karierze. Z pewnością żadna godzina spędzona na oglądaniu relacji z turniejów nie pójdzie na marne. Usiądźmy w fotelach, zapnijmy pasy i przez parę tygodni w przyszłym roku bądźmy nieosiągalni dla wszystkich – przed nami prawdziwa uczta, która nasyci nawet najbardziej wymagających koneserów tenisowego kunsztu!   

UDOSTĘPNIJ
Jarosław Truchan
Sympatyk sportów wszelakich, ale przede wszystkim tenisa, kolarstwa i biathlonu. Prywatnie ogromny fan Rogera Federera, Ronniego O'Sullivana oraz Realu Madryt.