Już w niedzielę będziemy świadkami początku prawdziwego święta żeńskiego tenisa. W meksykańskim Cancun najlepsze tenisistki świata, w tym oczywiście Iga Świątek, rozpoczną zmagania w WTA Finals. Czas na zapowiedź imprezy będącej zwieńczeniem długiego sezonu.

Race To TBA, czyli chaos i marnowanie potencjału

Nie da się ukryć, że finały sezonu są prawdziwą świętością dla ATP i WTA. Przez organizacje tenisowe są one traktowane jak prawdziwy piąty turniej wielkoszlemowy w roku. Przy zachowaniu  odpowiednich proporcji trudno się z tym nie zgodzić. Ścisłe grono ośmiu najlepszych tenisistek (lub tenisistów) globu, system grupowy sprawiający, że rywalizacja w tak elitarnym gronie trwa aż przez osiem dni – brzmi jak gotowy plan na sukces. Jednakże żeńska federacja od kilku lat nie potrafi organizacją takiej imprezy dorównać męskiej. W przypadku ATP Finals oprócz wspomnianej świętości mamy do czynienia również ze świetnością, w przypadku WTA Finals, choć te dwa słowa są do siebie bardzo podobne, niekoniecznie. 

Skąd bierze się ta różnica? Najprostszą tego przyczyną jest miejsce organizowania, a w zasadzie jego wybór. W przypadku ATP mamy do czynienia ze znacznie większym profesjonalizmem – impreza rozgrywana jest przez lata w jednym miejscu, umowy są długie i podpisywane odpowiednio wcześnie. Kibice nie tracą pewnego przywiązania. W przeszłości od stycznia wiedzieli, że przez cały sezon walka będzie się toczyć o udział w turnieju w Londynie, teraz wiedzą, że celem jest Turyn. A jak to wygląda w świecie WTA? Cancun jako gospodarz finałów zostało oficjalnie ogłoszone 5 września – niecałe dwa miesiące przed imprezą! Przez niemal cały sezon zawodniczki i kibice nie wiedzieli o co toczy się walka w rankingu Race. Drugim elementem jest sama lokalizacja. Do zaakceptowania byłby fakt, że WTA po utraceniu finałów w Azji wybiera drogę nieprzywiązywania się do jednego miasta i wędrówki po świecie z jedną z najważniejszych imprez sezonu. Byłby, gdyby za takimi wyborami szła jakaś głębsza logika. Przypomnijmy sobie co działo się przed rokiem, gdy gospodarzem turnieju kończącego sezon było amerykańskie miasto Fort Worth. Okazały się one kompletną klapą i kompromitacją, którą dopełniły pustki na trybunach podczas wielu meczów.

Dodatkowym zarzutem w stronę organizacji był termin rozegrania finałów, który przypadł zaledwie tydzień przez finałami Bille Jean King Cup (rozgrywanymi w Europie). Tym samym uniemożliwiło to najlepszym tenisistkom wsparcie własnych drużyn narodowych. Liczyliśmy na to, że WTA wyciągnie wnioski. I co się okazało? Turniej mistrzyń ponownie został zorganizowany tydzień przed BJK Cup Finals w innej części globu. Iga Świątek po raz kolejny nie będzie więc mogła wspomóc reprezentacji Polski. Dodajmy, że chęć organizacji WTA Finals w tym roku bardzo mocno wyrażała Praga. Na turnieju miały zagrać dwie Czeszki (ostatecznie wycofała się Karolina Muchova). Do tego na trybunach zjawiłaby się ogromna liczba Polaków – sukces frekwencyjny byłby niemal pewny.  tym kontekście działania WTA wydają się jeszcze bardziej… dziwne.

Oczywiście ten tekst ma być zapowiedzią sportowego aspektu finałów w Cuncun. Tyrada o niekompetencji władz żeńskiego tenisa dobiega więc powoli końca. Nie można jednak nie wrzucić kamienia, a w zasadzie to i wielkiego głazu, do ogródka samych organizatorów. Odkąd ogłoszono że WTA Finals odbędą się w Meksyku, co jakiś czas dobiegały do nas zdjęcia z kortu, którego wcale nie było. Praktycznie do ostatnich chwil wszyscy zastanawiali się, czy nie odbędziemy podróży w czasie do roku 1930, kiedy to piłkarskie Mistrzostwa Świata na stadionie w Montevideo rozgrywane były w tle rusztowań. Kort w Cancun był placem budowy na godziny przed imprezą, co udokumentował będący na miejscu dziennikarz Canal+ :

   

Drwiny z tej sytuacji urządzały sobie nawet same zawodniczki na portalach społecznościowych, wystawiając przy okazji nie za dobrą laurkę WTA i organizatorom. Na szczęście wszystko się udało. Stadion powstał na czas i już od niedzieli będzie gościć najlepsze singlistki i deblistki świata. 

Grupa Bacalar

Jak już wcześniej było wspomniane, rywalizacja toczyć się będzie w dwóch grupach. Do półfinałów awansują po dwie najlepsze z każdej z nich. Za zwycięstwo tenisistki otrzymają jeden punkt, za porażkę zero, z kolei za remis – tego ta dyscyplina nie przewiduje. Pierwszą z nich będzie grupa Bacalar, do której trafiły zawodniczki rozstawione w losowaniu z numerami: 1, 4, 5, oraz 8. Pora przyjrzeć się każdej z nich:

Aryna Sabalenka

Białorusinka po US Open została liderką światowego rankingu. Po amerykańskim turnieju wielkoszlemowym Sabalenka zaprezentowała się światowej publice tylko raz, podczas turnieju w Pekinie. Doszła w nim do ćwierćfinału, w którym uległa Elenie Rybakinie. Biorąc pod uwagę, iż Kazaszka również trafiła do tej samej grupy, Aryna z pewnością będzie głodna rewanżu. Choć tytuł w Nowym Jorku wymsknął się jej z rąk, pamiętajmy że Sabalenka jest tegoroczną mistrzynią Australian Open. Wydaje się, że dla liderki WTA wyjście z grupy musi być planem minimum.

Elena Rybakina

Czwarta tenisistka rankingu również po US Open zagrała tylko w Państwie Środka, gdzie doszła do półfinału. Choć mijający sezon był dla Rybakiny solidny, brakowało w nim wielkiego sukcesu. Po finale Australian Open wydawało się, że Elena na stale zagości w najważniejszych fazach imprez wielkoszlemowych. Tymczasem szybkie wycofanie się z Roland Garros i ćwierćfinał na Wimbledonie (gdzie broniła tytułu) zaprzeczyły tej tezie. Słaby obraz drugiej części sezonu dopełnił nowojorski turniej, z którym reprezentantka Kazachstanu pożegnała się już w trzeciej rundzie. W Cancun Rybakina będzie więc miała sporo do udowodnienia.

Jessica Pegula

Amerykanka w tym roku triumfowała w dwóch turniejach – w Montrealu oraz niedawno w Seulu. Do tego niegdyś trzecia tenisistka świata dołożyła dwa wielkoszlemowe ćwierćfinały. Na Londyńskiej trawie uległa późniejszej triumfatorce, Markecie Vondrousovej. Z pewnością Pegula przybyła do Meksyku uskrzydlona dobrymi rezultatami w Azji. Czy to wystarczy aby postawić się faworytkom grupy Bacalar?

Maria Sakkari

Greczynka wystąpi w WTA Finals „w zastępstwie” za niedysponowaną Karolinę Muchovą. Stwierdzenie, że za Sakkari dobry sezon, byłoby sporym nadużyciem. Tenisistka z Europy nie wygrała w 2023 roku żadnego turnieju, a jej największym sukcesem jest finał imprezy WTA 1000 w Guadajajarze, której obsada była co najmniej mizerna. W pozostałych tysięcznikach najlepszymi rezultatami reprezentantki Grecji były półfinały. Z kolei o jej wielkoszlemowych występach trudno wiele napisać, nie ma bowiem o czym. Sakkari może więc okazać się dostarczycielką punktów w grupie, choć bardzo chciałbym się mylić.

Grupa Chetumal 

Czas na zdecydowanie lepiej obsadzoną grupę, w której rywalizacja o awans do półfinału zapowiada się więcej niż pasjonująco. Najlepszym dowodem na wyrównaną stawkę są pozycje rankingowe tenisistek, które się w niej znalazły: 2, 3, 6, oraz 7.

Iga Świątek

Nie można rozpocząć prezentowania obsady od kogoś innego. Choć Polka została zdetronizowana z pozycji liderki WTA, wciąż pozostaje jedną z najbardziej wyróżniających się osobowości w tourze. Zdjęta presja światowej „jedynki” zaowocowała spokojnym okresem po US Open, w którym nie zabrakło jednak sukcesu. Po szybkiej porażce w Tokio Raszynianka udała się do Pekinu, gdzie rozniosła resztę stawki. Wypoczęta i naładowana pozytywną energią Iga z pewnością będzie jedną z faworytek finałów w Cancun. Kto wie, czy nie największą…

Coco Gauff

O rewelacyjnej młodej Amerykance w ostatnim czasie powiedziano bardzo dużo. Gauff  po słabszej pierwszej połowie sezonu zdecydowała się na zmianę trenera, która przyniosła fantastyczne efekty. Zawodniczka ze Stanów Zjednoczonych uniosła na swoich 19-letnich barkach presję całego narodu i wygrała US Open po ekscytującym finale z Sabalenką. Ostatnie miesiące Coco również potraktowała spokojnie, podobnie jak Białorusinka wystąpiła tylko w Pekinie. W stolicy Chin grała dobrze aż do półfinału ze Świątek. To wydarzyło się jednak trzy tygodnie temu. Jak mistrzyni ostatniego turnieju wielkoszlemowego w tym roku przez ten czas przygotowała formę pod ostatni akord sezonu? Odpowiedź poznamy już niedługo.

Ons Jabeur

Przyszła pora na chyba najbardziej niespełnioną zawodniczkę, przynajmniej jeśli chodzi o Wielki Szlem. Drugi raz z rzędu zagrała w finale Wimbledonu, drugi raz zeszła z Kortu Centralnego jako przegrana. Na pozostałych wielkoszlemowych imprezach jej szczytem możliwości był ćwierćfinał (osiągnięty w Paryżu). Ons wygrała co prawda w tym sezonie turnieje w Carleston i Ningbo, ale to wciąż za mało na tenisistkę tego kalibru i o takim potencjale. 

Marketa Vondrousova

Czeska mistrzyni Wimbledonu przyjeżdża do Cancun aby udanie zakończyć świetną drugą część sezonu. Co prawda Vondrousovej nie oglądaliśmy ostatnio za wiele – po US Open, gdzie doszła do ćwierćfinału, zagrała tylko (a jakże) w Pekinie. Tam przegrała jednak w pierwszej rundzie. Jej mecz z Jaberur jako powtórka londyńskiego finału zapowiada się pasjonująco. Marketa z pewnością nie będzie również bez argumentów w starciach z Gauff i Świątek.

Przed nami piękny tydzień

Ostatnie dni żeńskiego sezonu z pewnością będą owocowały w wiele fantastycznych spotkań. Szczególnie ciekawie zapowiada się rywalizacja w „naszej” grupie Chetumal, której stawka jest bardzo wyrównana. W niedzielę swoje mecze rozegra jednak grupa Bacalar. Pierwsze piłki zostaną rozegrane o 23:00 polskiego czasu, podczas meczu Rybakiny i Peguli. Po nich zaprezentują się natomiast Sabalenka i Sakkari. Co prawda godziny rozgrywania spotkań nie będą nas rozpieszczać. Rekomendowane jest więc zaopatrzenie się w spore zapasy kawy. Liczmy jednak na to, że nie będzie nam ona potrzebna, a o wysoką dawkę adrenaliny zadba ósemka najlepszych tenisistek świata.  

 

UDOSTĘPNIJ
Jarosław Truchan
Sympatyk sportów wszelakich, ale przede wszystkim tenisa, kolarstwa i biathlonu. Prywatnie ogromny fan Rogera Federera, Ronniego O'Sullivana oraz Realu Madryt.