Dziewięć lat minęło jak z bicza strzelił. Dopiero co podczas wielkiej prezentacji Cristiano Ronaldo witał się z madrycką publicznością. Każdy, kto oglądał to wydarzenie na zawsze zapamięta słynne „uno, dos, tres… Hala Madriiiiiid!”. Wczoraj Portugalczyk zamiast tego, Królewskim powiedział „Adios Madrid”. Coś się skończyło, pewna epoka, Real Madryt już nigdy nie będzie taki sam, jak w ostatnich sezonach.

Pamiętam ten dzień kiedy zaprezentowano Cristiano. Był to 6 lipca 2009 roku, a ja, młody 13-latek zajrzałem do mamy, która była w pracy, żeby tam obejrzeć jak CR wychodzi na wypełnione Santiago Bernabeu, bo tam był lepszy Internet. Wydarzenie bez precedensu, żadna, inna prezentacja zawodnika nie przyciągnęła nigdy w historii takich tłumów (i być może już nie przyciągnie). Patrzyłem dumny jak jeden z najlepszych piłkarzy świata w białej koszulce mojego ukochanego klubu, wchodzi szczęśliwy, uśmiechnięty, opalony na przygotowaną scenę i od pierwszego wejrzenia zaskarbia sobie sympatię widzów, całując herb i mówiąc wspomniane wcześniej uno, dos, tres. Wiedziałem wtedy, że to będzie wspaniała przygoda. Od samego początku obecność Portugalczyka w Realu była wyjątkowa.

Rekordy, rekordy, rekordy

Nie chcę tu analizować każdego sezonu z kolei, ale muszę zacząć od tego, że pierwszy sezon dla Cristiano nie był łatwy. Dużo chciał, dużo się starał, ale przeszkadzały mu kontuzje oraz brak odpowiedniego mentora. Pojawił on się dopiero w drugim sezonie, a był nim Jose Mourinho. Od tamtego czasu Ronaldo rozpoczął swój marsz po rekordy i trofea. 451 goli w 438 meczach – robi wrażenie. Łącznie wywalczył 16 tytułów, w tym 4 zwycięstwa w Lidze Mistrzów, 3 z rzędu, a 4 w pięciu ostatnich sezonach, dwa razy wygrane rozgrywki La Liga, dwa Puchary Króla, dwa Superpuchary Hiszpanii, trzy Superpuchary Europy i trzy Klubowe Mistrzostwa Świata. Indywidualnie w koszulce Realu 4 razy zdobył Złotą Piłkę, 3 razy Złotego Buta i wiele innych nagród. Ileż tego było! Niewątpliwie miał kolosalny wpływ na grę Realu w ostatnich 9 latach. Był piłkarzem, który prowadził Królewskich do wielu zwycięstw. Utrzymywał dystans w rywalizacji z Barceloną w jej złotym okresie. Ten czas był piękny.

Napięte stosunki

Jednak coś z biegiem lat zaczęło zgrzytać, wypalać się. Pierwsze tego przesłanki mieliśmy już w 2012 roku, kiedy Ronaldo ogłosił, że jest smutny. Oczywiście wielkie chwile Portugalczyka w białej koszulce miały dopiero nadejść, ale były to znaki, które mam wrażenie mocno zdystansowały Cristiano Ronaldo i Florentino Pereza. Od tamtego momentu CR ciągle grał prezesowi na nosie. Rok w rok praktycznie żądał podwyżek, gdy na rynku tylko ktoś otrzymywał większą pensję od niego. Ciągle chciał więcej i więcej, liczył się w dużej mierze on sam i jego chęć bycia wszędzie pierwszym. Perez na to się godził, ale w tym sezonie prawdopodobnie miarka się przebrała. Częste zawirowania medialne wokół tego, że klub nie chroni swojego najlepszego piłkarza oraz kolejna chęć pensji ponad stan, prawdopodobnie przyczyniły się (nie chcę mówić, że przesądziły) do tego, iż prezesowi już nie zależało, aby zatrzymać Cristiano za wszelką cenę, bo jak mówi popularny frazes piłkarski „nikt nie będzie ponad klub”.

Uważam, że dobrze się stało. Uwielbiałem i nadal będę uwielbiał patrzeć na grę Ronaldo, ale Florentino miał rację – nic na siłę. Chemia między Cristiano, a drużyną mam wrażenie również powoli zaczęła się wypalać. Pierwsza część sezonu w jego wykonaniu była fatalna, w drugiej, co prawda odpalił, ale zespół kilkukrotnie pokazał, iż jest w stanie sobie radzić bez niego. Być może Asensio, Bale i Isco tego potrzebują? Być może Walijczyk w końcu będzie miał swobodę na boisku, a blask młodego Hiszpania, w których już się kocha całe Bernabeu, rozbłyśnie nad jego kopułą? Bo wiecie sytuacja w tym momencie wygląda tak, jakby ktoś zabrał organizmowi, jakim jest zespół, jeden z organów i teraz jest kwestia tego, że trzeba się nauczyć bez niego żyć. Buty Ronaldo są zbyt ciężkie, nikt w nie nie wejdzie. Będą stały w kącie i ktoś, co jakiś czas je oczyści z kurzu, bo to już przeszłość. Nowy doktor, którym jest Julen Lopetegui, ma za zadanie dać nową parę butów, nowemu liderowi i nauczyć organizm funkcjonować bez zabranego organu. Zadanie jest trudne, ale nie niewykonalne. Odejście jednego zawodnika i wcześniej trenera, na pewno spowodują lekkie trzęsienie ziemi przy Concha Espina 1, ale Real Madryt jest wielkim klubem i musi z tym sobie poradzić, musi to przetrwać.

Nowy rozdział

Przez te dziewięć lat, od czasów tego 13-latka w moim życiu zmieniło się nieprawdopodobnie dużo. Wkroczyłem w dorosłość, a dorastałem wraz z największym piłkarzem w historii klubu mojego serca. Minęła pewna opoka. Ja dojrzałem, a Real Madryt rozstał się z Cristiano Ronaldo. Jego niesamowite bramki, dryblingi z czasów gry dla Królewskich, będziemy wspominali wszyscy. Facet inspirował mnie swoją zadziornością i pracowitością. To jednak nie koniec. Kolejnym przystankiem Portugalczyka będzie Juventus – Stara Dama. Równie wielki klub i niemniej zdolny do zgarnięcia obsesji (zaraz po Złotej Piłce) Cristiano – Ligi Mistrzów.

Nie będzie podsumowania. Powiem tylko Dziękuję Cristiano i zostawiam Was z tym:

Aleksy Kiełbasa

FOT.https://maxloaded.com
UDOSTĘPNIJ
Avatar
Miłośnik angielskiej piłki, ekstraklasowego piachu oraz dobrej whiskey. Dumny Sanniczanin. Komentator oraz pismak Radia Gol