38-letnia zawodniczka, która po 12 latach wróciła do bardzo wysokiej formy i z powodzeniem startuje na lekkoatletycznych halach i stadionach. Świadczy o tym m.in. trzykrotny udział w tegorocznych mityngach Diamentowej Ligi. Mowa o Anecie Lemiesz, która jest tegoroczną trzykrotną złotą medalistką Halowych Mistrzostw Świata weteranów oraz pięciokrotną rekordzistką Polski weteranów. Uśmiechnięta i nastawiona na ciężką pracę, a przede wszystkim nie bojąca się biegać z najlepszymi zawodnikami na świecie. Pani Aneta wraz ze swoim Narzeczonym podjęła się również stworzenia i prowadzenia własnego klubu sportowego – Lemiesz Team. Ze sportsmenką rozmawiał Adam Kowalski:

Adam Kowalski: Pięć rekordów Polski oraz trzy złote medale Halowych Mistrzostw Świata to Pani tegoroczny dorobek w kategorii Masters. Czasami jedna nagroda powoduje, że emocje sięgają zenitu, a co czuje człowiek, który osiągnął osiem wspaniałych wyróżnień w jednym roku?

Aneta Lemiesz: Nie ma znaczenia czy to jest osiem, czy tylko jedno wyróżnienie. Cały czas jest to radość wewnętrzna i spełnienie. Halowe Mistrzostwa Świata w Toruniu były bardzo fajną imprezą. Można było liczyć na doping kibiców, którzy wspierali nie tylko mnie, ale również innych zawodników. Był to dodatkowy napęd i siła do działania. Powiem szczerze, że najbardziej cieszyły mnie wyniki. Nie spodziewałam się, że jestem w stanie tak szybko pobiec na hali 400 metrów (55,97 sekundy). Wydaje mi się, że jakby inne zawodniczki bardziej deptały mi po piętach, to mogłoby być jeszcze szybciej. Jeśli chodzi o 800 metrów, to był to troszkę łatwiejszy strategicznie bieg, nie był to aż taki wysiłek. Dużo radości przyniósł mi bieg sztafetowy na dystansie 4×200 metrów, gdzie razem z dziewczynami poprawiłyśmy Rekord Świata (1:42,53 min).

Adam Kowalski: Co spowodowało, że wróciła Pani w tym roku do tak wyśmienitej formy, można powiedzieć, że najlepszej od niemal 12 lat?

Aneta Lemiesz: Chyba w końcu wzięłam się porządnie za trening (śmiech). Wcześniej też trenowałam, ale bardzo delikatnie. Zmotywował mnie trener Stanisław Jaszczak. Nie współpracujemy już razem, ale nie ukrywam, że powodem powrotu do formy są jego środki treningowe i poukładanie logicznie różnych ćwiczeń. Kontynuujemy to teraz z trenerem Kazimierzem Tomczykiem. Jest to dla mnie wszystko motywacją i mobilizacją. Powtarzam sobie „dlaczego by jeszcze nie spróbować powalczyć o jakieś fajne wyniki”. Na początku sezonu pobiegłam 400 metrów w czasie ok. 55 sekund (55,05 sekundy w Warszawie) i nakręciło mnie na kolejne mocne bieganie. Potem był dobry start w Sopocie na 800 metrów (2:04,26 minuty). Szkoda tylko, że raz miałam taką możliwość, ale mam świadomość, że prowadząc teraz większość biegów, nie mogę skupiać się na sobie.

Adam Kowalski: Czyli gdyby nie rola „zająca”, wyniki 54,10 sekundy na 400 metrów oraz 2:04,26 minuty na 800 metrów można było jeszcze poprawić?

Aneta Lemiesz: Rola zająca to jedno, bo uciekła mi szansa biegania w różnych fajnych zawodach, ale miałam tego pełną świadomość. Zawsze też czegoś brakowało. W Gdańsku w biegu na 400 metrów pobiegłam 54,10 sekundy, później w Kutnie 54,20 sekundy, ale tam karty rozdawała akurat pogoda, zresztą w Gdańsku też nie było najlepszych warunków. W tych biegach widziałam realne szanse na wynik poniżej 54 sekundy. Później w Sopocie pierwszy raz startowałam w biegu na 800 metrów, ale nie czułam „przetarcia” (2:04,26 minuty). Nie chcę gdybać, ile bym mogła pobiec, gdyby był to np. 4/5/6 start, ale ciesze się, że mimo wszystko mam nadal 5. wynik w tegorocznych tabelach.

Adam Kowalski: Rola „peacmakerki” jest dla Pani satysfakcjonująca? Nie ma czasami ochoty pognać aż do samej mety?

Aneta Lemiesz: Z pełną świadomością podpisuje się pod każdym startem, jeśli chodzi oczywiście o prowadzenie biegów. Podoba mi się ta rola, gdyż nie mam już takiej sytuacji, gdzie muszę walczyć o jakiś konkretny wskaźnik na docelową imprezę. Mogę się bawić w sport. Rola „zająca” daje mi ogromną radość, możliwość zwiedzenia fajnych miejsc w Europie, a także spotkania się z różnymi ludźmi, w tym odgrzebanie starych znajomości. W biegach, w których moim zadaniem jest napędzać całą stawkę, jest trochę za mocne tempo i ciężko by było z tego dobiec do mety. Natomiast były już takie starty, gdzie pewnie prowadziłam, ale np. na 500 metrze krzyczeli, że „muszę już zejść z bieżni”. Chrapka była, ale taka jest rola peacemakera.

Adam Kowalski: Co według Pani czują młode dziewczyny, kiedy zdecydowanie wyprzedza je zawodniczka, która na co dzień nie tylko trenuje, ale i pracuje i to wszystko z szerokim uśmiechem?

Aneta Lemiesz: Wydaje mi się, że mimo różnicy wieku, jest to taka forma motywacji, że można szybko biegać, będąc w starszym wieku. Śmieje się, że przed niektórymi startami miałam rolę mentorki „Dziewczyny wykorzystajcie te warunki, to jest ten czas, ten moment”. Np. na 400 metrów w Gdańsku wszystkie dziewczyny po biegu podziękowały mi i mówiły, że miałam rację. Wygrałam ten bieg, ale chyba wszystkie zawodniczki za mną pobiły swój rekord życiowy. Chyba nie ma tak, że młoda zawodniczka mówi „Masterka mnie wyprzedziła, to wstyd”. Raczej biorą moje podpowiedzi w kategorii nauki. Nie wiem co myślą już trochę starsze i bardziej doświadczone dziewczyny. Ja staram się trzymać bardzo pozytywny i otwarty kontakt. Sprawia mi to wszystko ogromną frajdę.

Adam Kowalski: Tegoroczne trzy występy w mityngach Diamentowej Ligi to ogromne wyróżnienie dla całej Pani kariery. Z kogo inicjatywy wyszedł taki pomysł?

Aneta Lemiesz: Wszystkie starty, w których brałam w tym roku udział po sezonie halowym to zasługa mojego menedżera Janusza Szydłowskiego. On wystpąpił z propozycją prowadzenia biegów i ja się na to zgodziłam. Dobrze prezentowałam się w mniejszych mityngach i obserwowali mnie tam ludzie związani z największymi zawodami. Jestem wdzięczna Januszowi, gdyż jeszcze pół roku temu jak ktoś by mi powiedział, że będę „zającem” na Diamentowej Lidze, to w życiu bym w to nie uwierzyła. Świadczy to o sile menedżera, gdyż przekonał organizatorów, że to ja jestem najlepszą peacemakerką na świecie. Sama mu mówiłam, żeby nie przesadzał, ale zrobił mi ogromny PR i to zaprocentowało. Dzięki temu otrzymałam od organizatorów Diamentowej Ligi taki kredyt zaufania.

Adam Kowalski: Siódme miejsce podczas Mistrzostw Polski w Radomiu w biegu na 800 metrów. Pełne zadowolenie czy mały niedosyt?

Aneta Lemiesz: Jest lekki niedosyt, ale około półtora miesiąca temu miałam poważne problemy z mięśniem dwugłowym i nie byłam w stanie trenować na 100%. Wypadłam z treningu na 3 tygodnie i to przełożyło się nie na wynik, ale na pewność siebie. Zastanawiałam się, czy na 800 metrów nie mam za dużych braków w szybkości i wytrzymałości. Jadąc do Radomia celem numer jeden, było dostać się do finału i to się udało. Dwa miesiące temu oczekiwania były większe, ale nie jestem maszyną i ciesze się, że teraz jestem w pełni zdrowa i końcówka sezonu letniego może być bardzo ciekawa.

Adam Kowalski: Wracając do przeszłości. Czy wyjazd na studia do USA to z perspektywy czasu była dobra decyzja i co to zmieniło w Pani życiu?

Aneta Lemiesz: Ukończyłam tam szkołę i „podszlifowałam” język angielski. Znajomości np. z moim trenerem przetrwały do dziś. Startując w Rovereto (Włochy) spotkałam go i mogliśmy sobie porozmawiać. Zdziwił się, że jeszcze biegam i stwierdził, że się nic nie zmieniłam (śmiech). Wyjazd za granicę jest to taka wartość dodana, która zawsze zostaje w głowie i pozwala zebrać nowe doświadczenia. Fajna sprawa, każdemu polecam.

Adam Kowalski: Czy srebrny medal Mistrzostw Świata Juniorów (2000 rok) uznaje Pani za swój największy sukces w lekkoatletycznej karierze?

Aneta Lemiesz: Na pewno jest to moje największe osiągnięcie w kategorii juniorki. Rok później zdobyłam dwa medale Młodzieżowych Mistrzostw Europy (indywidualnie i w sztafecie) i to też ogromny sukces nowej kategorii wiekowej. W seniorach największym osiągnięciem był medal Halowych Mistrzostw Europy w biegu sztafetowym w 2002 roku. Później brakło trochę szczęścia w biegu na 800 metrów. Miałam sporo problemów ze ścięgnem Achillesa. Gdy było zdrowie to brakowało szczęścia, gdyż większość czołowych miejsc zgarniały Rosjanki, które startowały pod wpływem nielegalnych środków. Przez to niewiele brakowało, aby np. wystąpić w finale. W perspektywie czasu jestem dumna, że pobiegłam 800 metrów poniżej 2 minut, ale chyba rzeczywiście srebro na Mistrzostwach Świata Juniorów można uznać za największe osiągnięcie w mojej karierze.

Adam Kowalski: Czyli czego zabrakło najbardziej?

Aneta Lemiesz: Zabrakło przede wszystkim udziału w Igrzyskach Olimpijskich. Jak „noga się kręciła”, to nie dopisywało zdrowie i szczęście, zarówno przed Igrzyskami w 2004 oraz 2008 roku.

Adam Kowalski: To może Igrzyska Olimpijskie Tokio 2020! Byłoby realne przygotować się do uzyskania wymaganego wskaźnika?

Aneta Lemiesz: Powiem tak, gdybym w tym roku miała więcej swoich startów i nie miałabym problemów z mięśniem dwugłowym, realny wynik, jaki mogłabym uzyskać w biegu na 800 metrów wyniósłby około 2:02 minuty. Na Igrzyska minimum jest trochę wygórowane i ciężko mi cokolwiek powiedzieć. Jest to większa praca i więcej wyrzeczeń. Może pomógłby w tym obóz przygotowawczy, bo np. w tym roku nie miałam takiego zgrupowania, gdzie mogłabym w ciszy i spokoju potrenować oraz coś więcej porobić. Dodatkowo nie obraziłabym się gdyby znalazł się sponsor, chętny wesprzeć mnie w moich przygotowaniach, bo obecnie wszystko muszę finansować sama. Jak będzie zdrowie, to jeszcze coś fajnego pobiegam. Jeśli będzie mi dane pobiec tak szybko, to złamałabym wszystkie możliwe granice, statystyki itp. W skrócie byłaby to sensacja!

Adam Kowalski: 400m vs 800m?

Aneta Lemiesz: Sercem jestem za 400 metrów, jest to dla mnie dystans, na którym się bardzo dobrze czuje, biegałam go od najmłodszych lat. Nie boję się go. Jest to też w miarę łatwy bieg, bo ma się swój tor i można na spokojnie rywalizować samemu ze sobą. 800 metrów jest to morderczy dystans, podziwiam każdego, kto pod niego trenuje, gdyż jest to inna forma zmęczenia, inny trening. Za każdym razem jak biegam 800 metrów czuję respekt. Najważniejsze jest tak naprawdę ostatnie 150-200 metrów. Trzeba wiedzieć jak się ustawić, żeby się nie zablokować, żeby nie nadrabiać dystansu, ekonomia sił, taktyka itd. Bardzo trudny dystans. Sercem jestem za 400 metrów, ale im jestem starsza, bardziej skłaniam się ku 800 metrom.

Adam Kowalski: Na koniec mała zabawa. Ile Polska przywiezie medali z Mistrzostw Świata w Doha?

Aneta Lemiesz: Przeważać na pewno powinny konkurencje techniczne, ale i w biegach ktoś stanie na podium. Typuję 10 medali!

UDOSTĘPNIJ
Avatar
Lekkoatletyka oraz fotografia