Nokaut! Jonas Vingegaard (Jumbo-Visma) we wspaniałym stylu wygrał 22-kilometrową indywidualną jazdę na czas, wyraźnie dystansując tym samym rywali w walce o klasyfikację generalną 110. edycji Tour de France. 

Po wyczekiwanym dniu przerwy nadszedł czas weryfikacji. 22-kilometrowa, wymagająca indywidualna jazda na czas w kierunku Combloux, z założenia miała okazać się przysłowiowym “etapem prawdy” – i tak rzeczywiście było. Można wręcz rzec, iż wspomniana “prawda” przeszyła wszystkich na wskroś – paradoksalnie, a zarazem wbrew poprzedniemu zdaniu… nieco niespodziewanie.  

Jako pierwszy na rampie startowej zameldował się dziś Michael Morkov (Soudal – Quick Step). Występ Duńczyka nie zapadł w pamięć, sam kolarz nie dał z resztą zbyt wielu powodów by było inaczej. Niedługo później prowadzenie przejął Remi Cavagna (Soudal – Quick Step) – Francuza bezskutecznie zdetronizować próbowali między innymi Stefan Kung (Groupama – FDJ), Mads Pedersen (Lidl – Trek) czy Kasper Asgreen (Soudal – Quick Step). Cavagna nadal przewodził jednak klasyfikacji etapu. Dopiero Wout van Aert (Jumbo-Visma) zajął miejsce Francuza na “gorącym fotelu”, uzyskując czas lepszy o 15 sekund. Z dobrej strony zaprezentowali się Pello Bilbao (Bahrain – Victorious) oraz Simon Yates (Team Jayco AlUla) – wymieniony duet ulokował się tuż za plecami prowadzącego Belga. Spore straty poniósł z kolei Jai Hindley (BORA – hansgrohe; Australijczyk zanotował czas blisko 2 minuty słabszy od liderującego wówczas van Aerta).  

Gdy na starcie ostali się jedynie przewodzący klasyfikacji generalnej Jonas Vingegaard oraz głodny sukcesu Tadej Pogacar (UAE Team Emirates), jasne stało się, iż zabawa dopiero się rozpocznie. Choć do wjazdu na Pola Elizejskie pozostał jeszcze niespełna tydzień, dzisiejsza walka z czasem mogła być szansą na “obalenie” rywala – również w sferze mentalnej. Nadarzającą się okazję skrzętnie wykorzystał Vingegaard. Wykorzystał? Będzie to określenie zbyt lakoniczne. Duńczyk niemal unosił się w powietrzu, błyskawicznie pomykając w kierunku mety – korespondencyjna przewaga nad jadącym nieco dalej Pogacarem rosła z kilometra na kilometr. Słoweńcowi nie pomogła również błędna (jak się przynajmniej zdaje) decyzja o wymianie roweru – Pogacar przesiadł się w trakcie jazdy na klasyczny, lżejszy model. Vingegaard wygrał ostatecznie 16. etap z astronomiczną przewagą minuty i 38 sekund. Podium etapowe uzupełnili Pogacar oraz van Aert, strata Słoweńca w klasyfikacji generalnej wzrosła z kolei do minuty i 48 sekund. 

 

Autor: Mateusz Kurpiewski

UDOSTĘPNIJ
Mateusz Kurpiewski
Fan sportu, a przede wszystkim jego otoczki - najciekawsze dzieje się poza boiskiem.