Druga runda Mistrzostw Świata w Snookerze za nami. W porównaniu do pierwszej rundy tym razem widzieliśmy więcej jednostronnych spotkań niż tych wyrównanych. Nie brakowało jednak niespodzianek.

Po pierwszej rundzie można mieć pewien niedosyt. Mało było spotkań, w których widzieliśmy wyrównaną walkę między zawodnikami. Druga runda zapowiadała się arcyciekawie ze względu na pary, jakie się stworzyły. Przede wszystkim mowa tu o takich pojedynkach jak: Kyren Wilson – John Higgins, Mark Allen – Stuart Bingham czy też Ronnie O’Sullivan – Hossein Vafaei. Te mecze okazały się akurat bardzo stronnicze, gdyż dominowali w nich główni faworyci do wygrania całych zawodów. Poza tym w drugiej rundzie grało dwóch debiutantów, którzy śrubują swoje osobiste rekordy w tegorocznych zawodach.

Debiutanci zaskakują

Na początku turnieju mieliśmy pięciu zawodników, którzy po raz pierwszy mieli okazję zagrać w Crucible Theatre w Sheffield. Do drugiej rundy awansowało dwóch: Jak Jones pokonywał Allistera Cartera a Si Jiahui wyeliminował Shauna Murphy’ego. W drugiej rundzie Walijczyk grał z byłym mistrzem z 2010 roku Australijczykiem Neilem Robertsonem. Z kolei Chińczyk zmierzył się z Anglikiem, zwycięzcą Welsh Open z tego sezonu Robertem Milkinsem.

Na papierze łatwiejszego przeciwnika miał Si Jiahui. Robert Milkins owszem pokonał w pierwszym starciu Joe Perrego 10:7, aczkolwiek gra Anglika nie porywała. Więc można było wysnuć takie hipotezy, że z uprzywilejowanej pozycji do tego meczu wystartuje Chiński snookerzysta. Pierwszą sesję w znakomitym stylu wygrał Si Jiahui, który wyszedł na prowadzenie 6:2. Już wtedy wątpliwe było to, że Milkins odrobi straty. W drugiej sesji 20-latek prowadził już 10:3. 47-letni Anglik nie miał argumentów, aby spróbować nawiązać walkę z rywalem. Koniec końców Robert Milkins przegrał mecz 7:13. 

Z kolei Jak Jones miał teoretycznie trudniejsze zadanie w drugiej rundzie do wykonania. Jego rywal Neil Robertson bardzo chciał powtórzyć swój wyczyn z 2010 roku, wtedy kiedy zdobywał jedyny do tej pory mistrzowski tytuł. Przed rozpoczęciem turnieju zarzekał się, że przygotował się najlepiej jak mógł. Widzieliśmy to w pierwszym meczu, gdzie pokonał Wu Yize 10:3. Naturalnym było więc to, że popularny ‚Robbo” uważany był za faworyta do zwycięstwa w meczu. Od początku to jednak Jak Jones narzucił tempo gry. Prowadził już 3:0. Australijczyk dobrze na to odpowiedział i zakończył sesję z remisem 4:4. Wydawało się, że drugą sesję Robertson zaczął lepiej, wygrywając dziewiątą partię. To było jednak ostatnie prowadzenie Australijczyka. Młody Walijczyk nie przestraszył się prowadzenia Robertsona i rozpoczął marsz ku wygranej. Wyszedł już na prowadzenie 10:5 i nie oddał już go do końca meczu. Nie tylko wynik 13:7 dla Jonesa jest zaskoczeniem, ale też to jak słabo zaprezentował się Neil Robertson. W ostatnich latach po porażkach w Mistrzostwach Świata swoją złą dyspozycję zwalał na to, że źle mu się gra w Crucible Thetre. Ile jest w tym prawdy, a ile chęci znalezienia wymówki? 

Czy Jak Jones i Si Jiahui awansują do półfinałów? O tym przekonamy się, za kilka dni.

Ronnie O’Sullivan pokazał klasę

W pierwszym meczu dobrze, ale bez błysku pokazał się aktualny 7-krotny Mistrz Świata. W drugim spotkaniu Ronnie zmierzył się z Irańczykiem Hosseinem Vafaeiem. Dodatkowym smaczkiem tej rywalizacji były wypowiedzi Hosseina, jakich udzielał przed tym spotkaniem. Wystarczy przytoczyć tylko takie słowa ” Ronnie jest miłym człowiekiem, kiedy śpi”. A to ma wszystko związek z tym, jak wyglądał mecz obu zawodników kilka lat temu w kwalifikacjach do German Masters. Tamten mecz wygrał Vafaei 5:0. Mistrz świata zagrał w tamtym meczu bardzo źle. W jednej z partii wykonał bardzo dziwne rozbicie, które zwykle wykonują bilardziści – od dolnej bandy z całej siły w czerwone bile. To między innymi nie spodobało się Irańczykowi, w konsekwencji ten mu zarzucał brak szacunku i że może czas, aby przeszedł na emeryturę. 

Na szczęście, gdy doszło już do meczu, widzieliśmy więcej sportowej rywalizacji, niż jakichś przepychanek słownych. Mimo tego w trzeciej partii na mały skandal pozwolił sobie Hossein Vafaei. Powtórzył on rozbicie O’Sullivana z wcześniej wspomnianego meczu z German Masters czym rozwścieczył snookerowe legendy jak np. Steve’a Davisa. To było na szczęście ostatnie takie niesportowe zachowanie z jego strony w tym meczu. 

Ronnie O’Sullivan wyglądał na nie wzruszonego zagrywkami rywala. Przez cały mecz jego myśli były kierowane tylko na stół i wbijane bile. „The Rocket” grał kapitalnie. Zapisał się też po raz kolejny na kartach historii, gdyż wbił swojego 200 brejka w wysokości stu punktów w Mistrzostwach Świata. Cały pojedynek wygrał aż 13:2. Na koniec meczu ku zaskoczeniu wszystkich podszedł do rywala, uścisnął go czule, a ten odwdzięczył się tym samym. Oby topór wojenny obu zawodników został na zawsze zakopany.

Luca Brecel zadziwia snookerowy świat

Belgijski zawodnik do tych mistrzostw nie przystępował w roli faworyta do końcowego sukcesu. Do początku turnieju w poprzednich startach nie potrafił on wygrać w fazie głównej żadnego spotkania. Ten rok już jest dla Brecela wyjątkowy. W pierwszej rundzie ograł 10:9 Ricky’ego Waldena. W kolejnym meczu zmierzył się z legendą snookera, 3-krotnym Mistrzem Świata Markiem Williamsem. To starcie było bardzo wyrównane. Długo prowadził Williams. Od wyniku 6:6 inicjatywę przejmować zaczął Luca Brecel. Wbił kilka wysokich brejków i wyszedł na prowadzenie 11:8. Mark Williams mimo problemów z kręgosłupem, do czego się przyznał w wywiadzie pomeczowym, dał radę doprowadzić do remisu 11:11. Końcowy etap pojedynku lepiej wytrzymał Belg, który wygrał mecz 13:11. 

Nie tylko z powodu wyników Brecel zadziwia. Po meczu z Waldenem udzielając wywiadu, powiedział, że praktycznie nie przygotowywał się do turnieju. Stwierdził, że może z 15 minut spędził przy stole, wbijając bile i że cały możliwy wolny czas poświęcał na relaks czy też grę w darta. Kto wie, może to jest metoda na wygrywanie spotkań w Mistrzostwach Świata?

Mało emocji w pozostałych spotkaniach

W pozostałych meczach emocji było jak na lekarstwo. Kyren Wilson, który w pierwszym meczu wbijał tzw. maksymalnego brejka, zagrał katastrofalnie z Johnem Higginsem. Anglik pudłował łatwe bile, popełniał masę niewymuszonych błędów. Natomiast Higgins jak na razie w tych zawodach prezentuje się kapitalnie. W pierwszym meczu gładko ograł  Davida Grace’a. Z Wilsonem wydaje się, że zagrał jeszcze lepiej. Szkot rozgromił Anglika w dwóch sesjach 13:2.

Mark Allen uważany za zawodnika sezonu, gładko rozprawił się ze Stuartem Binghamem 13:4. Z kolei Jack Lisowski przegrał w dość słabym stylu 8:13 z Anthonym McGillem. Całkiem nieźle natomiast zaprezentował się Gary Wilson z Markiem Selbym. Owszem przegrał to spotkanie 7:13, ale nie można powiedzieć, że był Wilson wyraźnie słabszy od rywala. 

Czego możemy się spodziewać w ćwierćfinałach? Miejmy nadzieje, że to będą wyrównane pojedynki, ponieważ drabinka sugeruje, że czeka nas wiele dobrej gry w kolejnej rundzie. 

Autor: Krzysztof Małek

 

 

UDOSTĘPNIJ
Radio GOL
Jedyne takie sportowe radio internetowe. RadioGOL.pl jako pierwsze w Polsce oferuje profesjonalną współpracę z klubami sportowymi, dla których prowadzone są regularne relacje NA ŻYWO. Ponadto serwis oferuje artykuły, transmisje, komentarze i analizy profesjonalnych ekspertów, specjalizujących się w szerokim wachlarzu dyscyplin sportowych.