Kolejne nerwowe popołudnie zapewniły kibicom w łódzkiej Atlas Arenie polskie siatkarki. Tym razem jednak położymy się spać uśmiechnięci – po wygranej Polek 3:2.

Pierwszy set rozpoczął się bardzo źle dla naszej drużyny – od czterech akcji wygranych przez Niemki. Podobnie jak w meczu z Tajlandią, słabo funkcjonował nasz blok – tylko jeden punkt zdobyła w tym elemencie Agnieszka Korneluk. Nie pomogliśmy też sobie zagrywką, kończąc seta bez asa i przegrywając 20:25. W drugim secie dużo było gry chaotyczne,j, ale szczęście sprzyjało Biało-Czerwonym – instynktowne zagrania ratowały nas z opresji, co w połączeniu z poprawą niemal w każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła i zmianą Joanny Wołosz na Katarzynę Wenerską w większym wymiarze czasowym skutkowało prowadzeniem 24:20. Polki doprowadziły jednak do nerwowej końcówki na przewagi, która jednak skończyła się po naszej myśli – wygraną 27:25.

Jeszcze większa poprawa nastąpiła w trzecim secie – ani jednego błędu w ataku, tylko jeden zablokowany i aż 16 punktowych oraz pięć punktowych bloków doprowadziły do wygranej 25:21, choć większa skuteczność w polu serwisowym mogła rozmiary tego zwycięstwa powiększyć. W czwartym secie, niestety, z poprawą w tym elemencie (dwa asy) oraz w przyjęciu nie przyszło utrzymanie formy w bloku (tylko jeden punkt) i atak. Niemki natomiast trzymały równy poziom i wyrównały też stan meczu, wygrywając tę partię do 22.

Tie-break był setem zepsutych zagrywek – aż siedmiu po stronie Polek i trzech po stronie Niemek. – Troszeczkę byłyśmy poddenerwowane tym, że gramy kolejnego tie-breaka. To że bardzo chciałyśmy wygrać to spotkanie – myślę, że to przede wszystkim mental spowodował – tłumaczyła po meczu Kamila Witkowska, która weszła na boisko z ławki w trakcie meczu. Szczęśliwie dla nas, znacznie gorzej funkcjonował niemiecki atak, a i Polki nie popełniały innych błędów niż te w polu serwisowym. W efekcie Biało-Czerwone wygrały 15:12 i z czterema wygranymi meczami przechodzą do kluczowej fazy turnieju, w której zagrają z Amerykankami i Włoszkami.

Tie-break był bardzo ważny. Jeżeli popełnia się siedem błędów w tie-breaku – to jest olbrzymia liczba, niemożliwa do zaakceptowania, ale co było ważne, to że po tych błędach potrafiliśmy się skupić i wykonać kolejny atak – podsumował po meczu trener Lavarini. – Cieszę się, że każdy dołożył cegiełkę do tego muru, który dziś stworzyliśmy – dodał zapytany o zmiany.

Mecz tych dwóch drużyn zakończy piątek w Atlas Arenie. Wynik inny niż 3:2 w dowolną stronę poszerzy podopiecznym Stefano Lavariniego margines błędu – wówczas porażka ze zwyciężczyniami spotkania naszych dwóch najgroźniejszych rywalek nie odbierze nam szans na uzyskanie kwalifikacji na igrzyska w ten weekend.

korespondencja z Łodzi

 

fot. Wojciech Nowakowski