W niedzielę zakończyła się piąta edycja tenisowego Laver Cup. Po pasjonujących meczach górą okazała się drużyna reszty świata, która po raz pierwszy w historii tych rozgrywek okazała się lepsza od ekipy Europy.

Przed ostatnim dniem turnieju sytuacja była o wiele lepsza z perspektywy reprezentantów Starego Kontynentu – Europejczycy prowadzili 8:4 i potrzebowali zaledwie dwóch zwycięstw do przypieczętowania swojego triumfu. Rozgrywany na samym początku debel był więc kluczowy dla dalszego przebiegu rywalizacji – jeśli para Berrettini-Murray okazałaby się lepsza od duetu Auger-Aliassime-Sock, sytuacja podopiecznych Johna McEnroe byłaby mocno skomplikowana, żeby nie powiedzieć krytyczna. Początek meczu wlał pesymizm w serca wszystkich spragnionych wyrównanej konfrontacji. W pierwszym secie Kanadyjczyk i Amerykanin nie potrafili stworzyć najmniejszego zagrożenia i przegrali gładko 2:6. Jednakże później gra pary reszty świata weszła na o wiele wyższy poziom, dzięki czemu Felix i Jack zdołali wygrać drugą partię 6:3 i doprowadzić do super tie-breaka. Trzeci set był niezwykle wyrównany i zakończył się triumfem zawodników grających w czerwonych koszulkach stosunkiem 10-8, dzięki czemu reszta świata wzbogaciła swój dorobek o trzy punkty i o Europy dzieliło ją już tylko jedno „oczko”.

Felix Auger Aliassime nie mógł sobie pozwolić na odpoczynek po wygranej, bowiem kolejnym meczem rozgrywanym w niedziele było jego spotkanie z Novakiem Djokoviciem. Obaj panowie mieli już za sobą po jednej singlowej konfrontacji w tegorocznym Pucharze Lavera – Serb w sobotę gładko ograł Francesa Tiafoe, z kolei Kanadyjczyk uległ po bardzo wyrównanym meczu Matteo Berrettiniemu. Wyraźnym faworytem był więc grający świetnie mimo długiej nieobecności na światowych kortach Novak. Zwycięzca tegorocznego Wimbledonu zmagał się jednak z urazem nadgarstka, przez co nie mógł zaprezentować pełni swoich umiejętności. Brak pełnej dyspozycji reprezentanta Serbii Felix wykorzystał z zimną krwią – wygrywając 6:3,7:6.

Przed trzecim niedzielnym meczem Stefanos Tsitsipas był przyparty do ściany – jego drużyna przegrywała 10-8 i Grek musiał pokonać Francesa Tiafoe jeśli chciał podtrzymać nadzieje Europejczyków na zwycięstwo w tegorocznym Laver Cup. Przed spotkaniem większe szanse dawano właśnie szóstemu tenisiście rankingu, który w piątek rozgromił Diego Shwartzmana. Fances miał natomiast problemy w starciu z Djokoviciem, przez co uległ dzień wcześniej Novakowi bez podjęcia walki. Nic nie wskazywało na to, że pierwszy set będzie tak jednostronny – świetnie grający reprezentant Grecji pokonał słabo serwującego Amerykanina aż 6:1 i urósł do zdecydowanego faworyta meczu. Druga partia zaczęła się lepiej dla Francesa niż poprzednia – Tiafoe nie stracił serwisu już na jej początku. Mimo to wrażenie o wiele bardziej pewnego sprawiał Tsitsipas, który nie pozwalał swojemu rywalowi zaistnieć w gemach, w których to Frances był returnującym. W drugim secie nie obejrzeliśmy żadnego przełamania i o jego losach rozstrzygnął tie-break. Dostaliśmy w nim kolejny dowód na to, że tenis często nie ma za wiele wspólnego z logiką – ta nakazywała upatrywać pretendenta do wygrania dogrywki w Greku, przy którego serwisie reprezentant Stanów Zjednoczonych praktycznie nie istniał. Tymczasem kibice zgromadzeni w londyńskiej O2 Arenie dostali ponad 20 minut niezwykle zaciętej walki, do rozstrzygnięcia której potrzeba było aż 24 punktów. Mimo piłek meczowych dla Stefanosa stosunkiem 13-11 wygrał Tiafoe doprowadzając tym samym do super tie-breka. Rozgrywka do 10 „oczek” to istny rollercoaster z perspektywy graca reszty świata. Najpierw po serii piłek zahaczających o tenisowych absolut powodujących łapanie się za głowy wszystkich sympatyków tego sportu Tiafoe odskoczył na 8-4. Tsitsipas nie dał jednak za wygraną i odrobił wszystkie mini-przełmania, po czym zdobyciem punktu przy serwisie Greka ponownie odpowiedział Frances. Tiafoe wykorzystał drugą z piłek meczowych pieczętując tym samym zwycięstwo ekipy reszty świata w piątej edycji Pucharu Lavera.

Rywalizacja o trofeum nazwane imieniem wybitnego australijskiego tenisisty powróci za rok gdy areną zmagań będzie Vancouver.      

UDOSTĘPNIJ
Jarosław Truchan
Sympatyk sportów wszelakich, ale przede wszystkim tenisa, kolarstwa i biathlonu. Prywatnie ogromny fan Rogera Federera, Ronniego O'Sullivana oraz Realu Madryt.