Sobota w turyńskiej hali Pala Alpitour upłynęła pod znakiem półfinałów. W pierwszym z nich, zgodnie z przewidywaniami Danił Miedwiediew nie dał szans Casprowi Ruudowi, wygrywając 6:4,6:2. W drugim z kolei doszło do nie lada niespodzianki. Alexander Zverev wygrał w nim z faworyzowanym Novakiem Djokoviciem 7:6,5:7,6:3.

   Jako pierwsi na kort wyszli Rosjanin z Norwegiem. Nie nastawialiśmy się na wielkie tenisowe widowisko. Wicelider światowego rankingu był murowanym faworytem tego spotkania, jego porażka byłaby prawdziwą sensacją. Co prawda Ruud także rozgrywał w Turynie świetny turniej, jako debiutant w ATP Finals wyszedł z grupy i zakwalifikował się do półfinału. Natomiast wszyscy jeszcze przed rozpoczęciem tej imprezy wiedzieli, że celem minimum Daniła jest awans do finału. Ponad to Rosjanin jest w świetnej dyspozycji, czego dowodem było wygranie swojej grupy bez żadnego potknięcia, z kompletem zwycięstw. Potwierdzenie naszych oczekiwań odnośnie półfinałowego meczu z  Ruudem przyszło bardzo szybko. Już w trzecim gemie Miedwiediew przełamał rywala i utorował sobie drogę do triumfu w pierwszym secie. Swoją przewagę mógł jeszcze powiększyć, lecz nie wykorzystał dwóch późniejszych break pointów. Jeden wygrany gem przy serwisie przeciwnika wystarczył, aby wynikiem 6:4 zapisać pierwszą partię na swoje konto. Drugi set trzymał nas w niepewności nieco dłużej. Niektórzy łudzili się, że Norweg nagle zacznie grać znakomity tenis, a Rosjanin spuści z tonu (mięliśmy już przykłady takiego obrotu spraw we wcześniejszych meczach). Tak się jednak nie stało. Przy stanie 2:2 doszło do przełamania na korzyść Miedwiediewa, które przesądziło sprawę tego, kto triumfuje w tym meczu. Od tamtego momentu Ruud nie wygrał żadnego  gema, stracił ponownie swój serwis i ostatecznie druga partia zakończyła się wynikiem 6:2 dla Rosjanina. Nieprawdą byłoby stwierdzenie, że to spotkanie stało na bardzo wysokim poziomie. Miedwiediew wykonał swoje zadanie bez żadnych fajerwerków. Do Ruuda natomiast nie możemy mieć cienia pretensji. Z Turynu wyjeżdża on z podniesioną głową, mając poczucie, że swój plan na ATP Finals wykonał z nawiązką.

   Drugi dzisiejszy półfinał zapowiadał się pasjonująco. Wielu tenisowych fanów z pewnością odpuściło sobie kolacje, ponieważ wiedzieli, że o 21:00 czeka ich prawdziwa uczta. Mecz Djoković-Zverev to spotkanie, do oglądnięcia którego zbytnio nie trzeba zachęcać i nie wymaga ono żadnych zapowiedzi. Panowie już dwunastokrotnie w przeszłości spotykali się ze sobą. Konfrontacja młodej tenisowej siły ze starym wygą, który doświadczeniem przerasta niejeden drapacz chmur- czy można sobie wyobrazić lepszy sobotni wieczór? Ostatnie ich spotkanie miało miejsce na tegorocznym US Open. Lepszy w nim okazał się Serb, wygrywając ostatecznie 3:2 w setach. W pamięci jednak bardziej utkwił nam inny pojedynek obu zawodników- ten z Igrzysk Olimpijskich w Tokio. Zakończył się on bardzo dotkliwą porażką Djokovicia, która pozbawiła go nadziei na olimpijski triumf. Napełnieni pozytywnymi emocjami i spragnieni tenisowej wirtuozerii, rozpoczęliśmy oglądanie drugiego półfinału tegorocznych ATP Finals. Pierwszy set nie dostarczył nam wielkiej ilości dramaturgii. Żaden z zawodników nie przełamał przeciwnika. Nie oznacza to jednak, że jakość spotkania była niska. Mecz rozkręcał się nam z każdym kolejnym gemem. Jako pierwszy break pointa, który jednocześnie był piłką setową miał Djoković. Zverev jednak poradził sobie z presją i nie oddał tego gema Serbowi. W kolejnym to z kolei Niemiec miał okazje do przełamania, jednak także ich nie wykorzystał. O wyniku pierwszego seta przesądził więc tie-break. W nim jako pierwszy punkt przy serwisie oponenta zdobył Zverev. Djoković odrobił stratę jednego miniprzełamania, lecz zawodnik urodzony w Hamburgu bardzo szybko znowu mu odskoczył. Tę przewagę Alexander dowiózł już do końca i tie-breaka wygrał stosunkiem 7:4. Tak jak się spodziewaliśmy, w drugim secie pojedynek zaczął się rozkręcać. Oglądaliśmy świetne wymiany i wspaniałą dyspozycję obu tenisistów. Nie skutkowało to jednak przekłamaniami. Zarówno Djoković jak i Zverev skutecznie pilnowali swoich serwisów. Jednak gdy wszystko wskazywało na drugi w tym meczu tie-break, to Sebowi udało się przełamać, po czym dołożył gema przy swoim podaniu i wygrał drugą partię. O wszystkim miał więc rozstrzygnąć trzeci set. Najbardziej z takiego obrotu spraw cieszył się naturalnie Danił Miedwiediew, który zrelaksowany oglądał ten pojedynek, czekając na swojego jutrzejszego rywala. Czas grał na jego korzyść. Ostatnia partia była bardziej obfita w dramaturgie. W trzecim gemie Zverev przełamał Novaka i wyszedł na prowadzenie. Wytrzymał presję, poradził sobie z obciążeniem wiążącym się z serwowaniem po wygranie tak ważnego meczu i awansował do finału. Tym samym Novak Djoković, który przez ten turniej szedł jak burza, bez przegranego seta, odpada już na fazie półfinału, tracąc szansę na wyrównanie rekordu Rogera Federera pod względem zwycięstw w ATP Finals (Szwajcar ma ich sześć).

   Przedostatni dzień finałów ATP zaoferował więc nam jedno bardzo spodziewane rozstrzygnięcie oraz wielką niespodziankę. Inaczej nie da się bowiem nazwać braku lidera rankingu, obecnie najlepszego tenisisty globu oraz zwycięzcy trzech tegorocznych turniejów wielkoszlemowych w finale tak ważnego turnieju. Danił Miedwiediew nie będzie więc miał okazji do rewanżu za turniej w Paryżu. W zamian za to w meczu o zwycięstwo w ATP Finals zmierzy się z Alexandrem Zverevem. Rosjanin wydaje się być delikatnym faworytem, lecz nie możemy jednoznacznie wskazać, kto ma większe szanse na triumf. O tym, kto zapisze na swoje konto ostatni indywidualny turniej w roku przekonamy się w niedzielę o godzinie 17:00.

Jarosław Truchan  

UDOSTĘPNIJ
Radio GOL
Jedyne takie sportowe radio internetowe. RadioGOL.pl jako pierwsze w Polsce oferuje profesjonalną współpracę z klubami sportowymi, dla których prowadzone są regularne relacje NA ŻYWO. Ponadto serwis oferuje artykuły, transmisje, komentarze i analizy profesjonalnych ekspertów, specjalizujących się w szerokim wachlarzu dyscyplin sportowych.