Za nami pierwsze trzy weekendy z Pucharem Świata w skokach narciarskich w roli głównej. Zawodników gościły kolejno Wisła, Kuusamo oraz Niżny Tagił. I choć każdy kibic wie, że wszystkie te trzy obiekty mają tendencje do loteryjnych warunków, to chyba można sobie pozwolić na pierwsze wnioski.

Superduet na czele

Początek sezonu należy bezsprzecznie do duetu Granerud – Eisenbichler. Para ta zdobyła w sumie 733 punkty na 900 możliwych w pierwszych pięciu konkursach indywidualnych. Gdyby jednak Niemiec nie spadł z progu w wyniku podmuchu wiatru we wczorajszym konkursie, to para ta miałaby w sumie tych punktów 810. Powiedzieć, że to deklasacja reszty stawki to jak nic nie powiedzieć.

Co wiemy więcej?

Dalsza analiza pierwszej dziesiątki jest o tyle obarczona błędem, że Austriacy bardziej niż z odległościami zmagają się z koronawirusem. Natomiast czołówka reprezentacji Polski odpuściła sobie start w Rosji. Niemniej jednak warto zanotować kilka innych faktów.

Czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej z liczbą 164 punktów zajmuje Yukiya Sato. Jest on także punktem wyjścia do ekspresowego przejrzenia kadr swojej reprezentacji. Kilka lat temu, także w polskich mediach, głośno zaczęło się mówić o kryzysie w japońskich skokach. Pierwszy garnitur się starzał i sam Noriaki Kasai nie był w stanie dowieść wyniku kadry na przyzwoitym poziomie. Apogeum kryzysu to sezon 2016/17, kiedy zawodniczy z Kraju Kwitnącej Wiśni wywaliczyli ledwie 1 555 punktów w klasyfikacji Pucharu Narodów. Nieco lepiej było w sezonie 2017/18, ale Japończycy wówczas znajdowali się nadal w pucharowej rywalizacji dość daleko. Mianowicie za Słoweńcami na szóstym miejscu. Wszystko odmieniło się za sprawą Ryoyu, który wywindował Azjatów nawet na podium Pucharu Narodów. Niezmiennie jednak dość niepewnie patrzono na kolejne karty w japońskiej talii. Wraz z wejściem w ten sezon możemy jednak ogłosić światu (miejmy nadzieję, że nie zbyt pochopnie), że wymiana pokoleniowa stała się w tej egzotycznej kadrze faktem. Japończycy z liczbą 565 punktów są obecnie w klasyfikacji przed Słoweńcami (osiągnęli tym samym już 1/3 dorobku z sezonu 2016/17). I to wszystko po utracie worka punktów wnoszonego przez Ryoyu Kobayshiego. Obecnie trzech najlepiej punktujących Japończyków to odpowiednio Yukiya Sato, Keichi Sato oraz Ryoyu Kobayashi, a średnia ich wieku to ledwie 24 lata.

Fachowcy co się zowie

Natomiast największą liczbę swoich reprezentantów w czołowej „10” Pucharu Świata mają nasi zachodni sąsiedzi. Eisenbichler, Geiger i Paschke są motorem napędowym swojej reprezentacji. Co ciekawe, w drugiej „10” możemy zobaczyć kolejne trzy niemieckie nazwiska – Schmid, Hamann i Freund. Żadna inne reprezentacja nie zbliża się choćby do podobnego osiągnięcia. Oczywiście w tym wszystkim należy brać pod uwagę, że to dopiero początek sezonu z praktycznie nieobecną Austrią. Niemniej jednak warto docenić talent Horngachera. A owego talentu uosobieniem jest Pius Paschke, który z kompletnego przeciętniaka w okolicach trzydziestego roku życia przeobraża się w solidnego skoczka, którego każda kadra z chęcią wciągnęłaby do składu na konkursy drużynowe.

Skoro powyżej pochwaliliśmy talent obecnego szkoleniowca Niemców to podobnie warto uczynić z Michalem Doleżalem. Pomimo że podczas jednego z weekendów wystawiliśmy absolutnie rezerwową kadrę, to nie mamy czego się wstydzić. Liczba 856 punktów w Pucharze Narodów nie do końca jednak oddaje obecny stan naszej kadry. Oddaje go natomiast inna statystyka. Dziennikarz Łukasz Jachimiak wskazał wczoraj, że Polska zeszłej zimy w 27 konkursach indywidualnych nie licząc punktów Stocha, Żyły i Kubackiego zebrała ledwie 155 punktów. Natomiast tej zimy nasi kadrowicze poza wymienioną trójką zgarnęli już 215 punktów. Brawo!  

Chwilowy przebłysk, czy tendencja? 

Inną nacją wartą wzmianki są Rosjanie. Zgromadzili oni już w sumie 181 punktów. Dla porównania przez cały zeszły sezon tych punktów mieli ledwie 248. Zatem wyskakali sobie już około 75% całego dorobku z poprzedniej zimy! W jakim stopniu to zasługa pozytywnego ruchu w pierwszej kadrze (jak w przypadku Japonii), a w jakim stopniu ubogiego w rywali Niżnego Tagiłu? Czas pokaże, skłaniam się jednak ku temu drugiemu wyjaśnieniu tego niespodziewanego progresu. Niemniej jednak warto odnotować, że są obecnie siódmą ekipą Pucharu Narodów. Po raz ostatni takie miejsce dowieźli do końca rywalizacji w sezonie 2008/2009 (wówczas byli na piątej pozycji). W obecnej rywalizacji może ich zrzucić z siódmej lokaty w zasadzie tylko Szwajcaria. Ruszyli zatem z bloków naprawdę solidnie.

A czego nie wiemy?

Obecny sezon ma zadatki na podarowanie sporo frustracji kibicom. Niejako „odstrzelona” już na starcie została Austria. Oczywiście w Pucharze Narodów ich wynik mimo wszystko prezentuje się solidnie, ale głównie za sprawą długiej ławki rezerwowych wśród podopiecznych Widhoelzla. Na jak długo tej ławki wystarczy wobec kolejnych pozytywnych wyników na koronawirusa? I kiedy na belce pojawi się Stefan Kraft wraz z krajową czołówką? Na te pytanie nieprędko poznamy odpowiedź, niemniej jednak wiele wskazuje na to, że obecny sezon dla Austrii może być klapą. Nawet jeśli ich czołówka wróci, to nikt nie może mieć pojęcia w jakiej formie. Co gorsza, nasuwa się pytanie, nie czy kolejna kadra zostanie „odstrzelona”, a raczej kiedy to nastąpi? Sposób przeprowadzania obecnego sezonu przez FIS budzi wiele wątpliwości.

A tutaj całość klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.

Tutaj natomiast całość klasyfikacji Pucharu Narodów.

UDOSTĘPNIJ